Moja recenzja jest nietypowa, bo bardziej przypomina rozważania na temat powieści 𝐾𝑡𝑜 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧ą 𝑚𝑖ł𝑜ść i nie będę zdziwiona, jeśli ktoś nie dotrwa do końca tego tekstu. Najlepiej będzie przeczytać tę książkę samemu, do czego mocno zachęcam, bo naprawdę jest warta przeczytania. 𝐾𝑡𝑜 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧ą 𝑚𝑖ł𝑜ść to opowieść o zdradzie małżeńskiej i jej skutkach, ale także o wybaczaniu i próbie naprawiania błędów. To powieść o rodzinie w kryzysie, relacjach pomiędzy małżonkami, które doprowadziły do rozpadu rodziny i obraz wydarzeń, widziany oczami ich dzieci. 𝐾𝑡𝑜 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧ą 𝑚𝑖ł𝑜ść to piękna powieść pełna emocji, niosąca bardzo mądre przesłanie i pełna nadziei.
Małgorzata Lis wzięła na tapet nasze współczesne rodziny. Pęd do kariery, pieniędzy, brak czasu, wkradająca się rutyna i nadchodzi moment kryzysu, gdy partnerzy lub jedno z nich zaczynają rozglądać się na boki. Zawsze znajdzie się pocieszycielka/pocieszyciel strapionych, który doskonale rozumie rozterki sfrustrowanej żony/męża. Motywacje działań takich osób nie są istotne. Może potrzebny worek z pieniędzmi, tatuś dla dzidziusia w drodze lub partner na pokaz, żeby koleżanki widziały. Zmęczona życiem osoba, staje się łatwym celem dla amatorek/amatorów cudzych partnerów. Oczarowani zachowaniem tej drugiej/drugiego, łatwo zapomina o tym, że kiedyś tak bardzo byli zakochani w żonie/mężu wzięli ślub, złożyli przysięgę przed Bogiem i ludźmi, że będą ze sobą na dobre i złe, aż do śmierci. I co takiego się dzieje, że nagle ta przysięga wydaje się człowiekowi pustym i wyświechtanym frazesem? Wyrzuca się ją do kosza i postanawia być szczęśliwym, bo tylko ona/on się liczy, tak w telewizji mówią, piszą w internecie, żeby wziąć sprawy w swoje ręce, być szczęśliwą/ szczęśliwym. Pytanie tylko, czy ktoś taki, kto porzuca swoją rodzinę, i w ten sposób ją niszczy, może być szczęśliwa/szczęśliwy? 𝑍ł𝑜 𝑝𝑜𝑐𝑖ą𝑔𝑎 𝑧𝑎 𝑠𝑜𝑏ą 𝑘𝑜𝑙𝑒𝑗𝑛𝑒 𝑧ł𝑒 𝑢𝑐𝑧𝑦𝑛𝑘𝑖 𝑖 𝑐𝑖𝑒𝑟𝑝𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖. Ż𝑦𝑗ą𝑐 𝑤 𝑔𝑟𝑧𝑒𝑐ℎ𝑢, 𝑘𝑟𝑧𝑦𝑤𝑑𝑧𝑖𝑚𝑦 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒 𝑖 𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ. Nie wystarczy zdobyć pieniądze i zbudować dom, trzeba go umieć stworzyć.
Spotkali się przypadkiem, od razu zapałali do siebie wielką miłością. Nie mogą od siebie oderwać wzroku, w ogóle od siebie nie mogą się oderwać. Kochają się tak bardzo, że jedno bez drugiego żyć nie może, więc biorą ślub… Na świecie pojawiają się dzieci. A czas płynie, rutyna gasi namiętność, ona ma drugi podbródek, fałdki po porodach, jemu urósł brzuszek. Już nie rozmawiają, nie okazują sobie czułości. Zamiast razem, żyją obok siebie. Już żadne z nich nie pragnie tej bliskości, która kiedyś ich łączyła, bo przeszkadza im dosłownie wszystko. Już nie organizują sobie spotkań poza domem tylko we dwoje. Aż pewnego dnia mąż mówi – 𝑇𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑠𝑒𝑛𝑠𝑢. Żona z niedowierzaniem patrzy na niego. O co mu właściwie chodzi, 𝑚𝑜ż𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑠ą 𝑖𝑑𝑒𝑎𝑙𝑛ą 𝑝𝑎𝑟ą, 𝑎𝑙𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑏𝑦ł𝑜 𝑎𝑤𝑎𝑛𝑡𝑢𝑟, 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑚𝑜𝑐𝑦, 𝑐𝑖𝑐ℎ𝑦𝑐ℎ 𝑑𝑛𝑖 𝑖 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑘łó𝑡𝑛𝑖. Ich małżeństwo przecież ma sens. 𝐴 𝑗𝑢ż 𝑛𝑎 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑜 𝑚𝑖𝑎ł𝑜𝑏𝑦 𝑠𝑒𝑛𝑠 𝑐ℎęć 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑦 𝑡𝑒𝑔𝑜, 𝑐𝑜 𝑧 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑠𝑖ę 𝑧𝑒𝑝𝑠𝑢ł𝑜. Czyżby ich miłość zestarzała się razem z nimi? I wtedy pada straszne słowo: 𝑅𝑜𝑧𝑤ó𝑑. Jak to rozwód! Przecież ślubowali przed Bogiem, dopóki śmierć ich nie rozłączy, a teraz sami mają pogrzebać te wszystkie lata, swoją miłość. Tylko że mąż znalazł sobie inną miłość i z tą kobietą ma zamiar stworzyć rodzinę, a ta poprzednia to już dla niego przeszłość. Ma przecież prawo do szczęścia, nie rozumie, dlaczego żona się buntuje i robi problemy, skoro ich małżeństwo w jego mniemaniu jest już tylko fikcją. Ta druga doskonale wiedziała, że jej wybranek ma żonę i trójkę dzieci, ale jej to nie przeszkadzało, a wprost przeciwnie stanowiło dodatkowy atut w polowaniu na mężczyznę. Wykorzystuje wyjazd integracyjny i słabość mężczyzny po alkoholu żalącego się na swój los, przystępuje do ataku. Historia jakich wiele i niebudząca już zdziwienia.
Celowo na początku nie użyłam imion bohaterów biorących udział w dramacie rozpadu rodziny, by pokazać, że taki scenariusz niestety dość często ostatnio się powtarza, że ogólnie kryzys dotknął nasze rodziny. Standardem stały się rozwody, rodziny patchworkowe i nikogo już to nie dziwi. Postacie w powieści Małgorzaty Lis nie są bezosobowe, bezimienne. Żona Edyta, mąż Robert, ta druga, to Iza, oraz dzieci małżonków Zuza, Marcel i najmłodszy Franek. Autorka naprzemiennie wszystkim oddaje głos, traktuje swoich bohaterów z empatią, nie ocenia ich, nie krytykuje, pozwala czytelnikowi samemu wyciągać wnioski i daje czas na przemyślenia. Bardzo mi się to podobało, takie przedstawienie historii, bo mogłam poznawać wszystkie fakty nie tylko z perspektywy Edyty i Roberta, ale również ich dzieci, a nawet Izy.
Dorośli próbują sobie jakoś poukładać życie od nowa. Robert ma inną kobietę, spodziewają się wspólnego dziecka, a Edyta próbuje pogodzić się z faktem, że właśnie została porzucona. Oboje jednak nie zdają sobie sprawy, jak ta sytuacja może odbić się na ich dzieciach, które w obliczu tego, co się stało, cierpią najmocniej. Tu nie ma znaczenia, które z nich zawiniło bardziej jako małżonek, bo przede wszystkim nawalili jako rodzice.
Edyta myśli, że jak minie pierwszy szok to dzieci jakoś to ogarną. Nie rozumie, że dla nich skończyło się wszystko, na czym opierały swoje bezpieczeństwo i szczęście. To wszystko właśnie pękło jak bańka mydlana, a baniek wiadomo, naprawić się nie da. Zuza jako najstarsza z nich rozumie najwięcej i cierpi najbardziej. 𝐾𝑜𝑛𝑖𝑒𝑐 𝑖𝑐ℎ 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑦 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒𝑗, 𝑗𝑎𝑘ą 𝑧𝑛𝑎ł𝑎 𝑖 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎ł𝑎, 𝑘𝑜𝑛𝑖𝑒𝑐 𝑏𝑒𝑧𝑡𝑟𝑜𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑐𝑖ń𝑠𝑡𝑤𝑎 𝑧 𝑚𝑎𝑚ą 𝑖 𝑡𝑎𝑡ą 𝑢 𝑏𝑜𝑘𝑢 𝑖𝑑𝑒𝑎łó𝑤, 𝑤 𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ł𝑎. Robert natomiast myśli, że tak zwyczajnie ułoży sobie życie na nowo, 𝑎 𝑡𝑦𝑚𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝐹𝑟𝑎𝑛𝑒𝑘 𝑡ę𝑠𝑘𝑛𝑖ł, 𝑀𝑎𝑟𝑐𝑒𝑙 𝑜𝑝𝑢ś𝑐𝑖ł 𝑠𝑖ę 𝑤 𝑛𝑎𝑢𝑐𝑒, 𝑍𝑢𝑧𝑎 𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒𝑛𝑎𝑤𝑖𝑑𝑧𝑖ł𝑎, 𝑎 𝐸𝑑𝑦𝑡𝑎 𝑛𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑐𝑖𝑎ł𝑎 𝑟𝑜𝑧𝑤𝑜𝑑𝑢. W tamtej chwili, gdy opuszczał rodzinę, był przekonany, że zrobił dobrze, ale sumienie coraz bardziej daje mu o sobie znać i szeptać, że postąpił źle, wdając się w romans i porzucając rodzinę. Edyta, gdy spotkała swoją dawną miłość, stwierdziła, że jej od życia też coś się należy. Oboje żyją mrzonkami, że przy boku innych partnerów odnajdą szczęście, lecz bardzo szybko dopada ich proza życia. Robert ma coraz większe wątpliwości i kiedy czuje, że zupełnie się pogubił, zaczyna wzywać pomocy Boga. W tajemnicy przed rodzicami modli się także Zuza.
Sytuacja, w której się znaleźli bohaterowie książki, po ludzku wydaje się niemożliwa do naprawienia, ale 𝑑𝑙𝑎 𝐵𝑜𝑔𝑎 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒𝑚𝑜ż𝑙𝑖𝑤𝑦𝑐ℎ. Tylko trzeba Mu zaufać całym sercem, całym sobą. Gdy poprosimy Go o pomoc, na naszej drodze pojawi się właściwy człowiek i wskaże nam drogę. Robert spotyka właściwego kapłana, który wyciąga do niego rękę, potem mężczyzna znajduje przypadkiem dawno zgubioną obrączkę, a następnie odkrywa, że padł ofiarą manipulacji i oszustwa. Dostrzega w końcu, że to Edyta była i jest miłością jego życia i postanawia ją odzyskać.
Pomimo tak trudnego tematu, historia poranionej rodziny jest tak poprowadzona, że nie pozostawia czytającego bez nadziei. Taka powieść 𝐾𝑡𝑜 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧ą 𝑚𝑖ł𝑜ść, której tytuł chwilami w mojej głowie zmieniał się w 𝐾𝑡𝑜 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧ą 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛ę , jest niezwykle potrzebna, zwłaszcza teraz, gdy nastąpił kryzys rodziny i wiary. Gdy telewizja i internet stały się wykładnią tego, jak mamy postępować. Gdy wciąż jesteśmy bombardowani pseudo psychologicznymi hasłami: 𝑇𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑡𝑦 𝑠𝑖ę 𝑙𝑖𝑐𝑧𝑦𝑠𝑧! 𝑇𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑡𝑦 𝑗𝑒𝑠𝑡𝑒ś 𝑤𝑎ż𝑛𝑦! 𝐽𝑒𝑠𝑡𝑒ś 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑎𝑟𝑡𝑎! 𝑁𝑖𝑒 𝑜𝑔𝑙ą𝑑𝑎𝑗 𝑠𝑖ę 𝑧𝑎 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒, 𝑟𝑒𝑎𝑙𝑖𝑧𝑢𝑗 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑚𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎! 𝑍𝑎𝑑𝑏𝑎𝑗 𝑜 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑦! 𝑀ł𝑜𝑑𝑦 𝑏ó𝑔 𝑤𝑖𝑒, 𝑐𝑜 𝑛𝑎𝑗𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒 𝑤 𝑗𝑒𝑔𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑢! Itp. Itd. Gdzie w tym wszystkim miejsce na prawdziwe życie, rodzinę, dzieci? Media próbują zastąpić nam Boga. Co chwilę słyszymy o zwiększającej się liczbie rozwodów. 𝐷𝑜𝑏𝑟𝑜, 𝑑𝑜 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑜𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖ł𝑜 𝑤ś𝑟ó𝑑 𝑝𝑎𝑟, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑚𝑖𝑚𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑝𝑜𝑠𝑡𝑎𝑛𝑎𝑤𝑖𝑎𝑗ą 𝑤𝑎𝑙𝑐𝑧𝑦ć 𝑜 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑚𝑎łż𝑒ń𝑠𝑡𝑤𝑜, 𝑝𝑜𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑤𝑎ł𝑜 𝑤 𝑢𝑘𝑟𝑦𝑐𝑖𝑢. 𝐽𝑎𝑘𝑏𝑦 𝑘𝑜𝑚𝑢ś 𝑧𝑎𝑙𝑒ż𝑎ł𝑜 𝑛𝑎 𝑡𝑦𝑚, 𝑏𝑦 𝑡𝑎 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑎 𝑜 𝑠𝑎𝑘𝑟𝑎𝑚𝑒𝑛𝑐𝑖𝑒 𝑖 𝑛𝑖𝑒𝑟𝑧𝑎𝑑𝑘𝑜 𝑡𝑟𝑢𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑤𝑎𝑙𝑐𝑒 𝑜 𝑚𝑖ł𝑜ść 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑦𝑠𝑧ł𝑎 𝑛𝑎 𝑗𝑎𝑤. Nie chciałam wpadać w ton moralizatorski, poniosły mnie jednak emocje, bo ta powieść jest ich pełna,, porusza serce i pokazuje to, co jest najważniejsze. Zmusza do refleksji, do zatrzymania się i przyjrzenia się swojemu życiu. Może właśnie dziś ktoś czeka na tę powieść, i to właśnie jemu jest potrzebna, żeby uzyskać jakąś podpowiedź . Co ma dalej robić?
Usiądźmy więc i porozmawiajmy z naszą drugą połówką, zapytajmy, jak minął jej dzień. Nie poszukujmy szczęścia na siłę, bo szczęście jest tak blisko, tuż obok nas, w naszej rodzinie. Poświęćmy sobie czas, pielęgnujmy naszą miłość, doceńmy drobne gesty, czułość w spojrzeniu i wsparcie drugiej osoby. Okażmy im jacy są dla nas ważni, zanim będzie za późno. W pewnym momencie autorka ustami Agnieszki, przyjaciółki Edyty przekonująco przemawia do czytelnika: 𝑁𝑖𝑒 𝑑𝑎𝑗 𝑠𝑖ę 𝑤𝑐𝑖ą𝑔𝑛ąć 𝑤 𝑏łę𝑑𝑛𝑒 𝑘𝑜ł𝑜 𝑝𝑜𝑠𝑧𝑢𝑘𝑖𝑤𝑎𝑛𝑖𝑎 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑛𝑎 𝑠𝑖łę. 𝑆𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑤 𝑡𝑜𝑏𝑖𝑒, 𝑡𝑤𝑜𝑗𝑒𝑗 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑖𝑒. 𝑁𝑖𝑒 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑗 𝑔𝑜 𝑏𝑦𝑙𝑒 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑖 𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑠𝑎𝑑𝑎𝑐ℎ 𝑜𝑘𝑟𝑒ś𝑙𝑎𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 𝑤𝑠𝑝ół𝑐𝑧𝑒𝑠𝑛𝑦 ś𝑤𝑖𝑎𝑡. 𝐼 𝑝𝑎𝑚𝑖ę𝑡𝑎𝑗, ż𝑒 𝑡𝑤𝑜𝑗𝑎 𝑤𝑜𝑙𝑛𝑜ść 𝑘𝑜ń𝑐𝑧𝑦 𝑠𝑖ę 𝑡𝑎𝑚, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑐𝑧𝑦𝑛𝑎 𝑠𝑖ę 𝑤𝑜𝑙𝑛𝑜ść 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑎. 𝑁𝑖𝑘𝑡 𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑎𝑚𝑜𝑡𝑛ą 𝑤𝑦𝑠𝑝ą, 𝑎 𝑧𝑟𝑜𝑏𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑧 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒 𝑝ę𝑝𝑘𝑎 ś𝑤𝑖𝑎𝑡𝑎 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑢𝑐𝑧𝑦𝑛𝑖ł𝑜 𝑛𝑖𝑘𝑜𝑔𝑜 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑙𝑖𝑤𝑦𝑚. 𝑁𝑖𝑒 𝑤𝑎𝑟𝑡𝑜 𝑏𝑢𝑑𝑜𝑤𝑎ć 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑜𝑝𝑜𝑐𝑧𝑢𝑐𝑖𝑎 𝑤 𝑜𝑑𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑡𝑦𝑐ℎ, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑠𝑖ę 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎 𝑖 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑐𝑖ę 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎𝑗ą.
Nic nie jest nam dane na zawsze. Sama przysięga przed Bogiem nie wystarczy, by zagwarantować sobie szczęście. Bycie razem nie jest łatwym zadaniem. Małżeństwo to roślina, którą trzeba pielęgnować i podlewać czułością, bo inaczej uschnie. O wspólne relacje muszą dbać oboje, ale najpierw nie mają czasu, a potem ochoty. Rutyna i względne poczucie stabilizacji pozwalają na odpuszczenie sobie dbania o siebie nawzajem. Potem pojawia się nowa kobieta, nowa rodzina, jak w powieści, ale jaka jest gwarancja, że ta druga, taka miła, kochana, będzie taka już zawsze. Czy mężczyzna nie popełni tych samych błędów i że nie otrzyma powtórki z rozrywki? Niestety najczęściej wina rozpadu związku leży po obu stronach. Oczywiście są skrajne, patologiczne przypadki, kiedy się nie da i nie można inaczej, ale zazwyczaj to nie patologia jest powodem wzrastającej ostatnio liczby rozwodów.
Zadajmy sobie na koniec pytanie, czy swojej drugiej połówce okazujemy odpowiednią ilość czułości, by czuli się przez nas kochani?
Tego, co się popsuło, nie trzeba wyrzucać! Edyta na czterdzieste urodziny otrzymuje wygodny fotel oraz informację o zdradzie i odejściu męża, który niebawem przywita na świecie swoje nieślubne dziec...
przeczytałam do końca i to było piękne, zapewne jak książka. Nie brałam ślubu, mam awersję do wiary w Boga poprzez moj bunt i jako osoba wciąż poszukująca. Niemniej jednak złożyliśmy sobie z moim partnerem przysięgę, że będziemy razem na dobre a przede wszystkim na złe. Przeżyliśmy razem w związku 20 lat, było różnie, ale byliśmy sobie wierni. Spełnialiśmy nasze wspólne marzenia i każdego z osobna. Był wsparciem dla mnie w mojej chorobie i ja dla niego w jego. Rozdzieliła nas niestety przedwczesna śmierć. W malżeństwo nie wierzę, mimo iż u notariusza mieliśmy ze sobą kontrakt. Mieliśmy bardzo trudne wspólne życie a jednocześnie piękne :) Naprawdę nawet dziś, gdy Go już nie ma, słyszę, że tworzylismy związek, który jest wart naśladowania. Faktem jest, że rodzina przechodzi kryzys. Rozmowa, czułość skupienie się na drugą osobę i uważność to chyba sekret udanego życia w rodzinie, ale to tylko moje wnioski.
Tego, co się popsuło, nie trzeba wyrzucać! Edyta na czterdzieste urodziny otrzymuje wygodny fotel oraz informację o zdradzie i odejściu męża, który niebawem przywita na świecie swoje nieślubne dziec...
„(…) ślub to nie magiczne zaklęcie. (…) jak człowiek sam nie zadba o małżeństwo, to nic z tego nie będzie (…)”[1]: ten kto to powiedział „Ameryki nie odkrył”. Jak się o coś nie dba, to to niszczeje i...
Dlaczego jak kiedyś coś się zepsuło, to człowiek za wszelką cenę próbował to naprawić? Jeżeli nie potrafił sam, to szukał specjalisty, tak długo aż znalazł. W obecnych czasach jak coś nam się psuje, ...
@kuklinska.joanna
Pozostałe recenzje @gala26
𝗘𝗰𝗵𝗼 𝘇𝗯𝗿𝗼𝗱𝗻𝗶
Małgorzata Starosta to moja niekwestionowana królowa komedii kryminalnych i powieści wszelakich. To autorka zdolna, empatyczna i otwarta na ludzi. Kobieta o wielu twarza...
𝐾𝑖𝑚 𝑗𝑒𝑠𝑡𝑒ś, 𝑀𝑖𝑘𝑜ł𝑎𝑗𝑢? to była niezwykła przygoda – autorka oczarowała mnie wzruszającą historią, która miejscami była pełna niewymuszonego humoru. To piękna, pełna refle...