Nie wiem od czego powinnam zacząć recenzję tej książki. Od bardzo dawna żadna pozycja nie wzbudziła we mnie takich emocji. Po lekturze mam mętlik w głowie i wątpię, abym skleciła coś konkretnego i sensownego.
Czytając tę książkę bałam się. Z perspektywy osoby, która doświadczyła pierwszych epizodów związanych z zaburzeniami odżywiania dobrych parę lat temu, ta książka nie była tylko zwykłym stosem oprawionych kartek, które przelecą przez głowę nie odbijając piętno w podświadomości. Wszystko do mnie wróciło – każda myśl i wspomnienie z tamtego czasu. Wybierając tę książkę byłam świadoma problemu, który porusza, ale zderzyłam się z czymś zupełnie innym. Nie spodziewałam się, że ta wstrząśnie mną do tego stopnia, że jednocześnie bojąc się ją czytać nie będę mogła się od niej oderwać. Niesamowicie interesowały mnie losy naszej bohaterki, która wzmaga(ła) się z zaburzeniami odżywiania. Brak samoakceptacji i poczucia własnej wartości, o którym mowa jest w opisie to bardzo delikatnie sformułowany skrót fabuły.
Jestem bardzo głodna. Ale nie będę jeść
Jutro głodówka! Głodówka! Głodówka! Głodówka!
Jadłam. Przepraszam!
Nienawidzę siebie za to, jakim człowiekiem jestem.
Ohydna jesteś! Ohydna! Ohydna! Ohydna!
Ciężko jest mi ocenić tę książkę. Raz za razem odkładałam ją, myślałam o tym, co przeczytałam i sięgałam po nią znowu z obawą o samą siebie. Autorka bardzo mnie zaskoczyła. To, z jakimi emocjami są napisane teksty jest zadziwiające. Treść bardzo mnie poruszyła i z pewnością tak szybko nie wyrzucę jej z głowy.
Główną bohaterkę nęka nie tylko wspomniany brak samoakceptacji, poczucia własnej wartości, a również problemy zawodowe i miłosne. Zatapia swoje smutki w alkoholu i próbuje odciąć się od nich przy pomocy papierosów. Szuka uwagi. Potrzebuje osoby, która pokocha ją i zatroszczy się o nią. Przytuli i zapewni jej opiekę. Atencja, której tak domaga się kobieta jest jednym z powodów rygorystycznych i katorżniczych diet, które przeprowadza. To, w jaki sposób przebiegało jej odchudzanie nie było dla mnie nowością lub czymś, o czym nie wiedziałam. Nie zaskoczyło mnie to, jak to robiła. Zaskoczyły mnie opisy i wylewanie emocji, które wywarły na mnie ogromny wpływ. Przeżywałam to razem z naszą bohaterką. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Kalorie, kalorie, kalorie… Następnie ćwiczenia – powtórzone oczywiście czterokrotnie. Kalkulacje, planowanie, głodówka i w końcu napad. Tak przebiegały dni bohaterki, z którą niestety częściowo się utożsamiałam. To niesamowite spojrzeć na to z tej perspektywy.
,,Głos w mojej głowie” nie jest dobrą pozycją dla osób o słabym zdrowiu psychicznym lub zmagającymi się z takimi czy innymi zaburzeniami. Nie polecałabym jej również osobom wrażliwym i emocjonalnym, podatnym na wpływy. Jest jednak jedna rzecz, za którą chcę podziękować autorce. Uświadomiła mi, co ze sobą robiłam i jak bardzo się krzywdziłam. Fakt – miewałam trudne chwile i przygnębiające myśli, z którymi ciężko było mi sobie poradzić podczas czytania tej książki, ale dzięki niej spojrzałam na tę sytuację ze strony osoby trzeciej. Ja, jako czytelnik nie odebrałam pozytywnie działań prowadzonych przez bohaterkę. Krzywdziła się, była swoim największym wrogiem. Ona zasługiwała na swoją miłość. Podświadomie uważała się za nieudacznika, kobietę niezdolną do niczego, nieatrakcyjną i obrzydliwą, przez co robiła sobie rzeczy straszne i takie też jej się przydarzały.
Lekturę kończymy szybko. Zostaje przerwana, choć moje myśli domagały się więcej. Cieszę się, że przebrnęłam przez te niemalże 500 stron. I cieszę się, że ta opowieść zakończyła się w ten sposób.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.