"Iskra", czyli kontynuacja serii "Siedem Królestw" Kristin Cashore, to już nie to samo co pierwsza część cyklu. Czytając książkę można nawet odnieś wrażenie, że to zupełnie inna seria, gdyby nie powiązanie z jedną z postaci z pierwszej części. Niestety, ale przedstawiona przeszłość bohatera, który cały czas był na drugim planie, to nieco za mało, aby odczuć pokrewieństwo obu tomów. Zmianę otoczenia na zupełnie inny świat, nie można nazwać całkowitą kontynuacją serii, co oczywiście nie oznacza, że pomysł jest nie oryginalny.
W zasadzie to miałam małe obawy co do książki, kiedy przeczytałam jej opis z tyłu okładki. "Wybrańcy" byli ciekawą pozycją, ale nie dość zaspakajającą wyobraźnię. Po "Iskrze" spodziewałam się zupełnie czegoś innego, niż zaplanowała to sobie autorka powieści. Spodziewałam się kontynuacji fabuły, czekała na mnie nie lada niespodzianka. Drugi tom serii jest zupełnie czymś innym, niemalże obcym, nawet dla osoby, która miała styczność z pierwszym tomem.
Ojciec Iskry zapisał się na kartkach historii Dolin, jako jeden z największych tyranów, i doradców króla. Mężczyzna nie miał żadnych skrupułów, ani zahamowań jeżeli chodziło o krzywdzenie innych. Zawsze dostawał to czego chciał, po dobroci lub siłą. Jego odmienność, która dawała mu niesamowitą moc i przewagę nad swoimi ofiarami jedynie zwiększała jego nienawiść. Wszystkie dzieci, jakie począł doradca króla ginęły z jego ręki, zanim jeszcze się urodziły. Wszystkie, oprócz Iskry. Dziewczyna może zawdzięczała możliwość życia losowi, albo szczęśliwemu trafowi, gdyż jej ojciec zapomniał zabić jej matkę z powodu zwykłego niedbalstwa. To wszystko jednak nie znaczyło łatwego życia. Zabrana od matki Iskra była zobowiązana żyć w odosobnieniu. Jej ojciec odwiedzał ją jedynie kilka razy w roku, aby zobaczyć jak idą jej poczynania w nauce, rozwoju mocy. Może i to było zbawieniem dla dziecka, bo złość Cansrela nie miała na nie wpływu, przynajmniej tak bardzo, jak ten by pragnął. Teraz po latach, kiedy Iskra jest prawie dorosłą kobietą próbuje żyć inaczej, niż żył jej ojciec. Mężczyzna nie ma już wpływu na swoją córkę, bo nie żyje, jednak niepewne czasy Dolin powodują, że inni zaczynają naciskać na potworzycę, aby torturowała więźniów i wydobywała z nich potrzebne informacje. Iskra stara się nie łamać swoich zasad, jednak w momencie, kiedy chodzi o sprawy całego królestwa ma wrażenie, że nie ma innej drogi, jak ulec przyjaciołom i królowi. Tak jakby życie dotychczas nie było dla niej okrutne.
W "Wybrańcach" największym wrogiem naszych bohaterów był król, który władał umysłami swoich poddanych za pomocą swojego Daru. Teraz też wiele się nie zmieniło. Drugi tom powieści pokazuje nam jednak przeszłość. Wrogiem Iskry, która potrafi sięgać do ludzkich umysłów i mieszać w nich, jak tylko chce jest mały chłopiec, nam już lepiej znany, jako dorosły mężczyzna. To co zmieniło się w "Siedmiu Królestwach" to miejsce akcji. Doliny - świat obdarzony bujną naturą i bardzo ciekawymi stworzeniami. Chwile, gdzie w "Wybrańcach" obcowaliśmy z nie pozornymi stworzeniami, zastąpiły magiczne potwory urzekające swoim pięknem i drapieżnictwem. Cóż, to co dla książki mogłoby stać się wielkim plusem, okazało się minusem. Autorka miała bardzo świeży pomysł na stworzenia urzekające pięknem, ale krwiożerczo śmiertelne, jednak, kiedy czyta się o zielonym kocie z złotymi łapkami, nie można mieć innego skojarzenia, niż te dotyczące powieści dla dzieci.
Słodko wyglądające stworzenia i kolorowa natura środowiska książki, to jedyny dla niej minus. Oprócz tego powieść jest niemalże idealna. Główna bohaterka poprzedniego tytułu cyklu urzekała swoją nieprzeciętnością oraz siłą charakteru, Iskra chodź inna również jest sympatyczna. Dziewczyna jest delikatna, a przynajmniej na taką wygląda. W przeciwieństwie do Katsy, która była jedną z wielu obdarzonych, ta postać ma o wiele, wiele ciężej. Iskra jest jedyną osobą w swoim rodzaju. Na dodatek tyrania, jakiej dokonywał jej ojciec spowodowała, że dziewczyna jest postrzegana jako potwór przez niemalże wszystkich. Ci, którzy nie chcą jej zabić, pragną wykorzystać. I jak tu żyć w takim otoczeniu?
Kristin Cashore rozwija swoją sztukę pisania, co nie oznacza, że w jej najnowszej książce nie znajdziemy porównań do poprzedniej. Zdarzają się momenty, kiedy można przeczytać takie same sformułowania w dialogach, jak w poprzednim tomie. Wszystkie te wpadki zdarzają się jednak bardzo rzadko, więc nie jest to zbytnio uciążliwy problem. W "Iskrze" znajdziemy wiele ciepła. W powieści bardzo ważną rolę odgrywa wątek miłosny, który trwa między główną bohaterką, a zimnym i stonowanym bratem króla. Pomiędzy tą dwójką jest jeszcze były kochanek dziewczyny, więc mamy dość ciekawy konflikt. Nie powiem, że wszystkie rzeczy w książce spodobają się jej odbiorcy. Niektóre zjawiska budzą krew w żyłach, inne złoszczą lub nurtują. Niektóre znowu są dziwne i nieuzasadnione. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że pisarka postanowiła podczas całej historii Iskry pokazywać nam kawałki z jej przeszłości. Jest to mały detal, jednak urozmaica książkę, jak żaden inny. Nie wiem jak wam, ale mnie bardzo brakowało takich szczegółów w "Wybrańcach".