Deborah Levy to finalistka MAN BOOKER PRIZE 2016 – jednej z najbardziej cenionych nagród literackich w Wielkiej Brytanii – i autorka głównie sztuk teatralnych.
To moja pierwsza lektura tej pisarki. Sięgnęłam po nią przypadkiem, a właściwie podsunęła mi ją Pani bibliotekarka w MBP w Koninie. Pozdrawiam i dziękuję za trafną rekomendację😊
Zapoznałam się z lakonicznym opisem z okładki i wepchnęłam egzemplarz do walizki, bo akurat wybierałam się w podróż. Póki nie zaczęłam czytać, nie czułam tego dreszczyku niecierpliwości, który zwykle pojawia się – w moim przypadku – gdy ktoś lub coś mocno rozbudzi mój apetyt czytelniczy. Jednakże gdy już zanurzyłam się w pierwsze kilkanaście stron, wystartował on. Któż? Poganiacz-czytacz. I popędzał, i popędzał mnie do tego stopnia, że znowu zarwałam noc. Czy aż tak wartka jest akcja, że nie można się od niej oderwać? Skądże, wręcz przeciwnie, akcja ledwo się posuwa, ledwo toczy się w andaluzyjskim gorącym klimacie. Więc cóż mnie tak zainteresowało? Wrażenie, że bohaterka znajduje się w punkcie zwrotnym swojego życia oraz to, że to, co do tej pory otrzymała od bliskich i świata, nie jest zwyczajnie tym, co Tygryski lubią najbardziej. Główna bohaterka – Sofia – w połowie Greczynka, w połowie Brytyjka opiekuje się od lat swoją matką, Rose, która cierpi na problemy z chodzeniem. Obie wyjeżdżają do Andaluzji, gdzie rezyduje znany lekarz Gomez specjalizujący się w tego typu dolegliwościach. Pojawia się także ojciec o wymownym imieniu Christos, który założył własną rodzinę (z duuużo młodszą partnerką ma malutką córeczkę) i od lat nie utrzymuje kontaktu ani z Rose, ani z Sofią. Jest również Ingrid – seksualny obiekt lesbijskiego pożądania przez Sofię. To są fakty z książki. Czy interesujące? Same w sobie być może nie, przecież to zwyczajne życie, jednak lekturę zgłębia się wręcz zachłannie. Więc czyja to zasługa? Powiedziałabym – niewidzialnego, tego, co się odczuwa w życiu, jak się z tym obchodzi i jaką to ma dla nas wartość oraz niewątpliwie pióra Deborah Levy. Książkę czyta się jak cebulę, odkrywając w niej kolejne warstwy i kolejne fakty. Na warstwy składają się przeżycia, wspomnienia, emocje, aktualnie tłumione pragnienia i potrzeby. Znajdziemy w niej dążenie do wolności i strach przed nią, znajdziemy miłość – tę dobrą i tę toksyczną, omamiającą, sprowadzającą się do emocjonalnego stłamszenia, znajdziemy obawę przed samodzielnością i przed realizacją własnych marzeń. Kto z czym i z kim w książce powinien się rozprawić? Jakimi sposobami się do tego zabiera? Z jakim skutkiem? Odpowiedzi na te pytania wyłuskują się powoli, a to podczas nocnych spotkań, a to podczas sesji z Gomezem. I jaką on właściwie pełni rolę, ten Gomez? No, i jeszcze te meduzy ze swoimi parzydełkami – dodam, iż nie są to jedyne symbole wplecione w narrację. Jest wiele problemów i wiele pytań, a gdy wciąż pozostaje sporo niedopowiedzeń, można oddać się interpretacji.
Polecam lekturę, bo to spokojna i mądra powieść, oddająca klimat uczuć i myśli kłębiących się w głowie Sofii – palących jak hiszpańskie słońce – aż czujesz ich duchotę. A czy Ty nie jesteś Sofią?