Długo czekałam na tę książkę, oj długo. Gdy tylko zobaczyłam ją w bibliotece chciałam ją wypożyczyć, ale panie powiedziała, że jeszcze nie można. Potem codziennie przychodziłam to tej biblioteki, a otrzymałam ją dopiero po tygodniu. Byłam zachwycona, że wreszcie mogę ją przeczytać. Odkąd zapoznałam się z Sagą Zmierzch, czekałam na kolejne książki autorki. Musze przyznać, że "Intruz" podobał mi się bardziej, niż cały "Zmierzch". W "Zmierzchu" niby coś tam się dzieje, ta książka jest/była modna, bo wampiry, itd. A mnie właśnie te wampiry denerwują. Na każdym kroku są książki o nich. Dlatego tak strasznie spodobał mi się "Intruz". Meyer miała świetny pomysł, żeby w Melanie umieścić "duszę" Wandy, zwanej wcześniej Wagabundą. Napomknę, że strasznie spodobało mi się imię Melanie...
Świat czeka zagłada. Wszystkim ludziom zostają wszczepione dusze. Niektórym udaje się tego uniknąć, ale nie na długo. Inni robią sobie blizny, na znak, że mają w sobie duszę. Kilkoro ludzi cały czas ukrywa się przez złem. Melanie, jej młodszy brat i ukochany. Jest kilka lat od niej starszy, jednak jej to nie przeszkadza. Ukrywają się kilka dni, na próżno. Melanie zostaje złapana, a do jej ciała włożona Wagabunda. Wtedy zaczyna się nowe życie dla obydwu.
Nigdy się nie zdarzyło, aby dusza panowała nad ciałem. Jednak Wandzie to się udaje. Mąci w głowie Melanie, przez co może robić co chce z jej ciałem. Wagabunda ma wydobyć z Mel, a właściwie z jej pamięci, informacje o ludziach. Jednak do pamięci Melanie nie jest tak łatwo się dostać. Dziewczyna stawia opór i nie pozwala, żeby ktoś wiedział o wszystkich jej tajemnicach, przeżyciach. Jest ona skryta, nawet przed Wagabundą nie chce się otworzyć. Czasami jednak Wandzie udaje się coś wydobyć z jej pamięci. Dowiaduje się o Jamiem, jej bracie, o Jeredzie, jej ukochanym i zaczyna się o nich martwić. W końcu obie dochodzą o porozumienia i postanawiają ich odnaleźć. Jednak nie przychodzi im to z łatwością. Melanie ma swojego ukochanego, Wagabunda swojego. Jedno ciało, dwie dusze. Jak to pogodzić?
Czasami gubiłam się w tej książce. Nie wiedziałam, czy Melanie próbuje sterować Wandą, czy na odwrót. Tyle się tam działo... No, ale potem wreszcie to zrozumiałam. Na początku książka wydawała się być zwykłą, przeciętną książką. Od czasu do czasu miałam dość jej czytania, jednak mówiłam sobie, że muszę ją przeczytać. Gdybym wtedy odłożyła tę książkę, wiele bym straciła. Po jakiś 100 stronach cała akcja zaczęła się rozwijać, wszystko stało się ciekawsze. Wtedy tak szybko czytało się tę książkę, aż byłam zawiedziona, że tak szybko się skończyła. Teraz liczę tylko na to, że pojawią się kolejne części.
Okładka strasznie mi się podoba. Jest taka tajemnicza. Nie wiadomo czego spodziewać się po książce. Jednak po każdej książce można spodziewać się jednego. Ciekawej lektury!
Język w książce też jest niczego sobie. "Intruz" jest chyba pisana inaczej niż "Zmierzch". Nie, nie chyba, tylko na pewno.:)
Zastanawiam się, co mi się podobało w tej książce, oprócz treści oczywiści... A tak.. Wujek Jeb. Naprawdę podobał mi się bohater tej książki, jak i jego imię.
Przy tej książce można płakać, jak i śmiać się. I powiem Wam jedno. Po skończonej książce, nawet na chwilę nie zapomnicie o tak świetnej lekturze. Mówię serio. Sama nie mogłam o niej zapomnieć. Myślałam o niej cały czas. A jak już ktoś o niej wspomniał lub gdzieś ją zobaczyłam, to od razu serce biło mi mocniej. O tak świetnej książce, jak i autorce należy pamiętać.
No dobrze, nie będę już Wam więcej truła. Ale powiem jeszcze jedno. Polecam Wam tę książkę. Warto poświęcić trochę czasu na zapoznanie się z nią. A gdy już ją przeczytacie, zapamiętacie moje słowa. "Nie zapomnicie o niej, ani na chwilę".
Pozdrawiam i życzę miłego czytania!