Podobno dwie kobiety nie mogą zaprzyjaźnić się ze sobą, bo zbyt wielka panuje między nimi rywalizacja. Jeśli tak, to spróbujcie wyobrazić sobie co się stanie, jeśli dwie kobiety znajdą się w jednym ciele. Totalna Katastrofa? Być może. Na pewno będzie to bardzo skomplikowane szczególnie, że za taki właśnie pomysł zabrała się Stephenie Meyer, autorka popularnego ostatnio, wampirycznego cyklu dla młodzieży, Zmierzch.
Nastąpiła inwazja na Ziemię. Nikt tego nie zauważył, dopóki wiadomości w telewizji nie zrobiły się śmiertelnie nudne, alkoholicy przestali pić, narkomani sami zgłosili się na odwyk, mordercy nagle zmienili zdanie na temat przemocy, a chorzy ozdrowieli. Ale wtedy było już za późno i okazało się, że ludzkość przegrała – z istotami znanymi jako Dusze (albo, jak mówią niedobitki ludzkości: robale, glisty, pasożyty). Dusze nie mają ciał, potrzebują żywicieli. Kolonizują więc kolejne planety istot inteligentnych, wszczepiają się do ich ciał, przejmują świadomość i doświadczają życia na danej planecie. Gdy życie żywiciela dobiega końca, Dusze nie umierają – przenoszą się po prostu do następnego ciała, czasem na tej samej, czasem na innej planecie. Dusze są też obrzydliwie dobre – nie potrzebują pieniędzy, bo wszystkie są uczciwe i w jakiś sposób przysługują się społeczeństwu, nie potrzebują więzień, bo brzydzą się przemocą i nie umieją kłamać. Po tym właśnie niedobitki ludzkości zorientowały się, że coś jest nie tak. Kiedy poranki przestały zaczynać się od informacji o atakach terrorystycznych jasne stało się, że coś jest nie w porządku. Niektórzy uciekli, na przykład Melanie i jej braciszek Jamie. Uważali się za ostatnich ludzi na Ziemi, dopóki nie spotkali Jareda. Przez chwilę żyli we troje niemal w sielance. Ale Melanie została złapana przez Łowców, specjalny oddział Dusz zajmujących się wyłapywaniem ostatnich ludzi – tego niebezpiecznego gatunku, genetycznie zaprogramowanego na przemoc, stanowiącego zagrożenie dla niewinnych Dusz pragnących żyć w spokoju.
I tak ciało Melanie dostało nowego mieszkańca. Jest nią Wagabunda, Dusza, która żyła już na większości skolonizowanych planet. Jest uważana za silną i doświadczoną, dlatego to właśnie ona została wybrana żeby zamieszkać w ciele Melanie i wydobyć z jej pamięci informacje o innych ukrywających się gdzieś ludziach. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Melanie nie chce zniknąć ze swojego ciała i stawia opór, ukrywając informacje. Łagodna z natury Wagabunda (w końcu jest Duszą), nie potrafi wyrzucić jej z umysłu przemocą, ale nie chce też wycofać się z ciała i poddać. Mając do dyspozycji część wspomnień swojej żywicielki oraz chemię jej ciała odkrywa też przedziwne uczucie – zaczyna troszczyć się o małego Jamiego, kochać Jareda i martwić się o ich obu. W końcu dochodzi z Melanie do porozumienia i obie, w jednym ciele, wyruszają na niemal samobójczą wyprawę żeby odnaleźć ukochanych mężczyzn. Czego można spodziewać się dalej? Dziewczyn jest dwie, więc co najmniej dwóch romansów, ciało jest jedno - więc wielu komplikacji, na Ziemi toczy się wojna - więc mnóstwa kłopotów.
Stephenie Meyer udała się nie lada sztuka: opisując stan wojenny nie stanęła po niczyjej stronie. Nie tylko Melanie i Wagabunda budzą jednakowe zainteresowanie i sympatię. Również Dusze i ludzie mają w tej powieści swoje prawa i swoje racje, choć sytuacja wydaje się bez wyjścia i beznadziejnie konfliktowa. Tym, co najbardziej wciągnęło mnie podczas czytania nie były losy Ziemi, ani nawet Wagabundy i Melanie, ale zagadka, w jaki sposób autorka zdoła rozwiązać ten międzygatunkowy problem i doprowadzić wszystko do szczęśliwego zakończenia w którym nikt nie zostanie pokrzywdzony. A że będzie szczęśliwe zakończenie wiadomo już od pierwszych zdań – w końcu to powieść Meyer, w jej książkach nawet wampiry są przyjacielskie i migoczą jak biżuteria Swarovskiego.
Nie jest to w żadnym razie przełomowa powieść dla miłośników największych klasyków science fiction. Zbyt wiele elementów przedstawionego świata trzyma się wyłącznie na słowo honoru, jest zbyt uproszczonych i w gruncie rzeczy niezbyt wiarygodnych. Nie oznacza to jednak złej literatury. Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Losy obu bohaterek wciągają, akcja nie jest nudna i toczy się wartko. Od czasu do czasu wyskakuje jakieś pytanie o istotę człowieczeństwa – niezbyt trudne i może lekko oklepane, ale zasadne. Czy rzeczywiście jest to, jak podaje ostatnia strona okładki, fantastyka dla osób nielubiących fantastyki? Nie sądzę. Na pewno jednak jest to fantastyka dla osób, które w dwa popołudnia chcą dla odprężenia przeczytać coś lekkiego i przyjemnego.