Świat podczas III Wojny Światowej. Zasobami rządzą dwie wielkie korporacje. To nie jest już wojna między państwami, która niesie za sobą tysiące poległych, jest to wojna między korporacjami o to, która z nich będzie wiodącą. Dlaczego nikt przy tym nie ucierpiał? W świecie wykreowanym przez S.J. Kincaid korporacje reprezentowane przez sprzymierzone państwa, biorą udział w wojnie pozaziemskiej.
Głównym bohaterem jest Tom Raines, który chciałby być kimś, kto ma znaczenie, kto osiągnie coś w życiu i ludzie go za to szanują. Życie nie stawia niestety przed nim wielu okazji, głównie z powodu ojca. Ojciec Toma jest hazardzistą, w dodatku często pijanym. Gdy przegrywa wszystkie pieniądze, Tom musi zatroszczyć się o to, żeby mieli gdzie przenocować. Chłopak powinien brać udział w zajęciach szkolnych w wirtualnej rzeczywistości, jednak tam również nie czuje się akceptowany.
Wszystko zmienia się pewnego dnia, gdy Tom ma dość pijanego ojca i swojego życia i idzie zagrać w grę. Zauważa go generał, który proponuje mu zostanie kadetem w Wieży Pentagonu - elitarnej akademii wojskowej. Istnieje szansa, iż Tom, pewnego dnia, jeżeli przetrwa i się wykaże, będzie mógł zostać członkiem Sił Układu Słonecznego, który jest przedstawicielem korporacji Amerykańskiej i walczy przeciwko koalicji ruso-chińskiej.
Jakimś cudem, nigdy wcześniej, nie stanęła na mojej drodze książka z gatunku science-fiction. Co nieco słyszałam, ale nigdy nie doświadczyłam. Pierwszą okazały się właśnie "Insygnia". Ciężko powiedzieć, czy są one najlepszym wyborem dla osoby niezaznajomionej z tym gatunkiem, jednak jeżeli chodzi o mnie, Pani Kincaid jak najbardziej przekonała mnie do tego gatunku!
Najbardziej bałam się, że już sam początek tak bardzo nie przypadnie mi do gustu, że całkowicie zniechęci mnie do przeczytania całości. Całe szczęście, że nie miałam racji. "Insygnia" od razu podbiły moje serce i nie potrafiłam się oderwać od tej historii. Książka całkowicie mnie pochłonęła i sprawiła, że z każdą kolejną stroną miałam ochotę na więcej.
Na duży plus zasługuje równomierne skupienie się autorki na wielu różnych aspektach. Skupiła się zarówno na niskiej samoocenie Toma, która stopniowo ulegała zmianie, na przyjaźniach, których od zawsze chłopak pragnął, ale nigdy nie mógł zdobyć, na uczuciach, które rozwijały się w sercu Toma. Była fascynacja, miłość, zauroczenie, ale była również niepohamowana niczym nienawiść. Poza tym fantastyczne opisy Wieży Pentagonu, treningów, zajęć, walk i stosunków między poszczególnymi ludźmi. Na każdym kroku miałam wrażenie, że to ja jestem Tomem i odczuwam to wszystko co on. Ani razu nie miałam problemu z wyobrażeniem sobie jak wygląda i działa dane miejsce czy rzecz, zawsze odczucie było takie same - "jakie to wszystko wydaje się realne".
"Insygnia" stały się jedną z moich ulubionych książek, w dodatku zachęciłam do przeczytania ich tatę, któremu również książka się spodobała. Z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnego tomu, który niestety nie jest jeszcze nawet napisany. Ciężko mi powiedzieć, czy i Wam spodoba się książka, bo podejrzewam, że może a nie musi. Jest to dość specyficzny gatunek, który zazwyczaj po prostu lubi się bądź nie. Ja książką jestem naprawdę zachwycona!