Przez większość życia zaczytywałam się w romansach i obyczajówkach, co nie znaczyło, że spędzałam godziny na wielokrotnym, powtarzalnym seansie ekranizacji „Przeminęło z wiatrem”. Wbrew pozorom od wielu lat intrygują mnie cięższe historie, te prawdziwe, jakby to ująć o „infamous” personach, których czyny nie powinny być nigdy naśladowane. Całkiem niedawno ośmieliłam się sięgnąć po literaturę w podobnym gatunku, która nie jest oparta stricte na faktach. Od momentu, kiedy zrobiło się całkiem głośno o „Inspiracji” Adriana Bednarka, mój wewnętrzny chochlik podsycany wręcz niezdrowym łaknieniem wiedzy zaczął niemiłosiernie wrzeszczeć: „TAK, TO NA PEWNO TO!”. I niech mnie diabli, ale ten cholerny chochlik nigdy się nie myli.
Zacznę od tego, że jestem w ogromnym szoku. Takim, po którym dalej się nie pozbierałam. Wiecie, sięgając po Inspirację spodziewałam się czegoś mocnego, czegoś co w swoim przerażającym wydźwięku dorówna wydarzeniom, które mogłyby się zdarzyć i tym, które się zdarzyły. Nie zrozumcie mnie źle, w żadnym wypadku nie popieram jakichkolwiek czynów ludzkości, które nigdy nie słyszały o słowie moralność tudzież człowieczeństwo. Jednakże tego, co Adrian Bednarek serwuje czytelnikowi kompletnie się nie spodziewałam. I z miejsca Wam powiem, że nie jest to powieść, po którą powinna sięgać młodsza część czytelników.
Siedzę w pociągu. Grupa nastolatków tuż za mną ignoruje współistniejące byty w wagonie, rozmawiając w decybelach porównywalnych do tych, które pobrzmiewają na koncercie muzyki rockowej. Ignoruję wszystko dookoła, posyłam jeszcze jedno melancholijne spojrzenie w stronę okna i otwieram Inspirację. Morderstwo na dzień dobry. Brzmi jak idealny początek dnia, zważywszy, że jest dopiero 8.50. I chwilę potem poznaję Oskara Blajera. I przez tę chwilę mało nie ominęłam swojej stacji, po tym, jak powieść wciągnęła mnie na prawie dwie godziny. Z taką lekturą mogłabym przejechać całą Polskę wzdłuż i wrzesz, gdyby zaszła taka potrzeba.
„Barwy życia mieszały się z barwami śmierci.”
Czy będzie to brzmiało dziwnie, jeżeli przyznam, że pióro Adriana Bednarka w tym wykonaniu okazało się czymś, czego bardzo potrzebowałam i nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy? Język, sposób przedstawiania świata, otoczenie, morderstwa. Modus operandi. Mistrzowska kreacja bohaterów, każdy został nakreślony w tej historii w sposób nieidealnie wyjątkowy. Każdy pasował jak ulał, jednak każdemu do perfekcji brakowało. Idealne zrównoważenie.
Mogłabym się przyczepić do czegoś. Nie wiem, do zmiennej narracji? Jednak osobiście wolę takie zabiegi. I choćbym chciała, nie będę próbować na siłę. Bo i nawet nie chcę. Autor stworzył genialną powieść, przerażającą i zatrważającą. Nie przebierał w środkach czy języku. Szokuje czytelnika, który nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, ale oczami wyobraźni widzi wszystko. Mocna, brutalna, warta każdej minuty.
Śmiem twierdzić, że "Inspiracja"Adriana Bednarka jest jedną z lepszych powieści, jakie czytałam w drugiej połowie tego roku. Obsesyjnie wyczekuję kolejnego tomu na swojej półce i pokładam ogromne nadzieje w dalszych losach Oskara. Dla fanów mocnych, niecenzuralnych wrażeń Inspiracja okaże się niemałym kąskiem.