Obozy koncentracyjne, zagłady, pracy, jenieckie i dla przesiedleńców z definicji mają ze sobą wyraźne różnice, ale historia pokazała, że granica bywała płynna. Wiele razy jeden przekształcał się w drugi, jeden funkcjonował obok drugiego lub jeden był jednocześnie drugim. Nic dziwnego, że literatura obozowa stała się potężnym tworem, gdzie nazewnictwo funkcjonowało płynnie lub było obiektem sporów. Tworem, którego dzieła nie skupiały się jedynie na funkcjonowaniu w niewoli i gdzie w centrum nie były jedynie obozy sowieckie czy nazistowskie, w dodatku nie jedynie obozy zagłady. W końcu nie tylko one istniały i nie tylko ludobójstwo było ich priorytetem.
Historia obozów oraz dzieła kultury, które je uwieczniły, to obszar obszerny. Niemożliwe jest, by w jednej monografii ukazać tę różnorodność i całe szczęście Arkadiusz Morawiec nie próbuje tego robić. Skupia się na kilku — daje nam zarys historyczny, czasami wyjaśnia kontrowersje języka (jak w przypadku polskiego Miejsca odosobnienia, na które mówiono obozy izolacyjne lub obozy koncentracyjne, co wyszło z użycia w kolejnych latach pokoju po IIWŚ), a potem przechodzi do źródeł kultury, jakie stanowią bazę wiedzy w zetknięciu z sztuką oraz uczuciami. Powstaje z tego ciekawy tekst, który na celu ma pogłębienie wiedzy, poszerzenie polskiej literatury obozowej (choć pojawiają się też piosenki czy inne twory). Wydawnictwo pisze: „Publikacja ta ma stanowić impuls do dalszego penetrowania obszarów polskiej literatury obozowej, a następnie, poprzez usytuowanie rodzimych dokonań w kontekście innych literatur narodowych, do wykreślenia mapy światowej literatury obozowej“ i tym właśnie jest.
Gdy zobaczyłam, że wydawnictwo UŁ planuje monografię tego typu — wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć. Nie zrobiłam tego dla lagrów i łagrów, o których wiedzę czerpię z wielu innych źródeł, więc rozdziały, w których mowa była o miejscach takich jak Wyspy Sołowieckie, Buchenwald czy Szebnie były jedynie powtórką wiedzy (czasami jej pogłębieniem). Zrobiłam to dla Jednostki 732 w Pingfanf, obozu koncentracyjnego w Miranda de Ebro, obozu pracy w Jaworznie czy Miejsca Odosobnienia. Dla miejsc w Polsce, Hiszpanii i Japonii opisanych dzięki pracy literaturoznawcy prof. dr. hab. Arkadiusza Morawieca.
Literaturoznawca to nie historyk i trzeba mieć to z tyłu głowy. Nie jest to reportaż historyczny, nie jest to analiza społeczna. To przedstawienie wydarzeń okrutnych za pomocą spojrzeń innych. Zebranych zgrabnie. Zdarzyło się, że autor napisał zdanie pokroju: „Można rzec, iż zgony te były efektem ubocznym, wynikiem nadgorliwość strażników“, a na każdą niesmaczną wstawkę zakręciłam nosem, ale czytałam dalej, bo było warto. I myślę, że to najwięcej mówi o moich wrażeniach z lektury.
Książka pochodzi z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.