W ciemnościach strachu recenzja

Kolejna część cyklu powieści Maxime’a Chattam jest jeszcze bardziej okrutna i mocna od poprzedniej. Pełna licznych makabrycznych opisów i chorego umysłu sprawców, zmroziła mnie nadmiarem okrucieństwa.

W Nowym Jorku zostaje odnaleziona naga i oskalpowana kobieta, znajdująca się w stanie katatonii. Niebawem zostają odkryte kolejne makabryczne znaleziska, które przywodzą na myśl sektę satanistyczną. Kim jest Kaliban? I w imię jakiego mrocznego bóstwa dokonuje się takiego ogromu potworności? Pytania się mnożą, a gdy zostaje odnaleziona ściana fotografii dziesiątek ofiar, policja ma pewność, co do działania świetnie zorganizowanej grupy, która działała niewidzialna przez lata.
Gdy w gazecie zostaje ukazana fotografia jednej z ofiar „sekty Kalibana”. Były policjant i obecny detektyw - Josh Brolin - rusza do Nowego Jorku, by odnaleźć zaginioną Rachel. Przemierzając podziemia starego miasta i odkrywając sekret krwawego ołtarza, trafia w sam środek Piekła.

„W ciemnościach strachu” jest mrożącą krew w żyłach opowieścią, będącą połączeniem mistrzowskiej manipulacji i mistyfikacji sprawcy. I pomimo, iż projekcja krwawych obrazów w mojej głowie nie pozwoliła na długo cieszyć się tą powieścią, to nie ukrywam, że jest to „mocna rzecz”. Niestety zakończenie zniszczyło nieco moje ogólne wrażenie, dlatego ocena jest nieco niższa.

Chcecie wgłębić się w najmroczniejszy zakątek ludzkiego umysłu? – przeczytajcie ten cykl.