Fabuła powieści w wielkim skrócie opiera się na tym, że rodzina (z nazwy) ma spędzić wspólnie Wigilię. Tak sobie wymyślił Norbert, bogaty mężczyzna, mieszkający z trzecią żoną w przepięknie położonym pałacyku. Wydaje mu się, że świąteczna atmosfera jakoś poprawi stosunki rodzinne. Zaprasza do siebie matkę i swoje dorosłe już dzieci, którym kiedyś nie poświęcał zbyt wiele czasu. Norbert jeszcze nie wie, w jak wielkim jest błędzie. Co przyniosą nadchodzące Święta?
"Zupełnie inny cud" to ciepła, wzruszająca, pełna wigilijnych cudów opowieść o rodzinie, łączących ją więzach, wzajemnych pretensjach i żalu, ale przede wszystkim o wdzięczności i przebaczeniu. O tym, że czasem nie dostrzegamy tego, co mamy pod nosem. Że musi pojawić się coś, albo ktoś, kto nami porządnie tąpnie i pokaże, co tracimy, skupiając się na tym, co było kiedyś. Książka pokazuje, że zawsze, w każdych okolicznościach, znajdzie się coś, za co możemy być wdzięczni. Choćby to była drobna rzecz, mały gest dobroci, iskierka światła w tunelu rozpaczy, cokolwiek.
Podoba mi się styl, w jakim tę historię opowiada autorka. Oj potrafi Pani Agnieszka czarować słowem! Szczerze, z otwartym sercem przedstawia ludzkie rozterki, targające nimi emocje, rozdarte serca, zmagania i problemy, z którymi muszą mierzyć się bohaterowie. A mają się z czym mierzyć, sami zobaczycie. To problemy, które rzutują na życie dorosłych już ludzi i nie pozwalają im żyć w zgodzie ze sobą, a tym bardziej z innymi członkami rodziny. Trudne, bolesne dzieciństwo, brak odpowiednich rodzicielskich wzorców, a w konsekwencji poczucie braku, niepewności, osamotnienie i niezdolność do okazywania uczuć. Rodzina, która zmuszona jest spotkać się razem przy wigilijnym stole, nie jest ze sobą zżyta i wydaje się, że nic nie będzie w stanie sprawić, że relacje jej członków się zmienią, że będą w stanie dogadać się ze sobą i połączą ich prawdziwe, szczere więzi. Nic na to nie wskazuje, bo każdy z członków rodziny jest w jakiś sposób poraniony, każdy ma za sobą ciężkie przejścia. Wspólne spędzenie Świąt jawi im się jako kara. Jednak za sprawą świątecznej magii dzieje się cud, a potem następny i pojawia się nadzieja, że wszystko będzie dobrze, że nadal nie jest za późno, że wszystko da się naprawić.
Piękna jest ta książka, momentami bolesna, ale dająca nadzieję. Ciepła, lecz nie przesłodzona. Daje czytelnikowi cenną lekcję, zostawia z głową pełną przemyśleń. Bohaterów w książce jest sporo i bardzo się cieszę, że na początku został zamieszczony spis postaci wraz z informacją, kto jest kim. Taki dodatek się przydaje, szczególnie zanim na dobre wsiąkniemy w rozgrywające się w fabule wydarzenia. Jeśli chodzi o samych bohaterów, jestem zachwycona ich kreacją. Każdy, bez wyjątku, jest autentyczny w tym, co mówi i robi, każdy z nich jest zwykłym człowiekiem i jako taki został w książce przedstawiony. Z drugiej strony ta niezwykła gromadka to wybuchowa mieszanka osobowości, temperamentów, zachowań i przyzwyczajeń. Postacią, która stała mi się podczas lektury najbliższa jest pan Zdzisław. Zawsze z uśmiechem na twarzy, wiedzący co powiedzieć w każdej sytuacji. Bardzo trafne są spostrzeżenia tego bohatera, bardzo jego postać jest pozytywna i zapadająca w serce.
Tytułem podsumowania dodam tylko, że jeśli mielibyście w tym roku przeczytać tylko jedną świąteczną powieść, niech to będzie ta książka. Bo ta pozycja trafia prosto w serce i zostaje w nim na długi czas. Polecam!