Dziękuję Wydawnictwu Zysk i s-ka za egzemplarz do recenzji. Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu Nakanapie.pl
„Ślubny skandal” Julii Quinn to już ostatnie spotkanie z rodzeństwem Bridgertonów i jak nietrudno się domyślić tym razem głównym bohaterem jest ostatni z synów Violet.
Żyjący do tej pory beztrosko, Gregory nie musi spieszyć się do ołtarza. Ma 26 lat, jest najmłodszym mężczyzną w rodzinie, nie grozi mu odziedziczenie tytułu, gdyż przed nim jest jeszcze czterech innych Bridgertonów płci męskiej, a jego najstarszy brat sprawdza się w roli wicehrabiego. Gregory więc bywa na balach i innych spotkaniach, spokojnie egzystuje, odwiedzając co jakiś czas matkę czy rodzeństwo.
Jednak i na niego przychodzi kryska. Zakochuje się bez pamięci w pięknej Hermionie Watson, która końców oddaje swoją rękę innemu, a sam Gregory zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę interesuje go nie Hermiona a jej najlepsza przyjaciółka Lucy.
Lucinda, która nie zadebiutowała jeszcze w towarzystwie od dawna jest zaręczona z hrabim, co dodatkowo komplikuje jej relacje z najmłodszym Bridgertonem. Nie będzie jednak zaskoczeniem ani spoilerem fakt, że prawdziwa miłość musi w końcu tak czy siak zatriumfować. Mimo wszelkich przeciwności, skandali i zwrotów akcji, Gregory dopina swego, a Violet Bridgerton może odetchnąć z ulgą, wiedząc, że i ostatnie z jej dzieci jest szczęśliwe.
Książkę oczywiście czytało się dobrze. Styl Julii Quinn, a także fabuły jej powieści, jak już wielokrotnie wspominałam, działają a mnie kojąco i relaksująco. Jeśli ktoś poszukuje lektury po ciężkim dniu lub po prostu chce się odciąć od codzienności to perypetie rodzeństwa Bridgertonów są do tego celu idealne.
Gregory i Lucy to urocze osoby. On przepełniony jej niewymuszoną nonszalancją, ona jest sympatyczna, choć miewa pedantyczne zapędy i dziwne zwyczaje, (np. rachowanie w pamięci, które niejednokrotnie ją ratowało od niewygodnych pytań 😉).
Książka nie ustrzegła się jednak wad, a największą z nich, jak mi się wydaje, jest fakt, że Julia Quinn nie zachowała kolejności. Gregory jest przedostatnim dzieckiem Bridgertonów i gdyby książka była również przedostatnia może i moja jej ocena byłaby wyższa, (co prawda seria zaczyna się od Daphne, która jest czwarta w kolejności, (aczkolwiek jednocześnie pierwsza do zamążpójścia, żeby uniknąć staropanieństwa), ale później Autorka zachowywała kolejność urodzenia). Dlaczego? Ano dlatego, że sięgając po nią wciąż pozostawałam pod urokiem ostatniej z rodzeństwa, Hiacynty, która muszę przyznać jest niezwykle charyzmatyczna i charakterystyczna. Gregory na jej tle wypada dość blado i choć nie da się go nie lubić to jednak czytanie o nim tuż po tak świetnej części jak „Magia pocałunku” zwyczajnie pozostawia niedosyt.
Sama Julia Quinn też jakby spuściła z tonu. Scen erotycznych, które rozsławiły tę serię jest tu jak na lekarstwo, gwoli ścisłości jedna. Jasne, że nie o to mi w literaturze chodzi, ale zdaje sobie sprawę, że istnieją ludzie, którzy tylko po to sięgną po tę serię. I w tym przypadku mogą się rozczarować.
Cieszy jednak, że Quinn nie zrobiła z Lucy typowej bohaterki romansów. Że wybór Gregory’ego koniec końców padł na nią a nie na eteryczną, niezrównaną piękność, jaką była Hermiona. To przyjemny zabieg. Nie wiem czy niecodzienny, ale na pewno w jakiś sposób umyka stereotypom.
Mimo wszelkich wad, jakie dostrzegłam w tej części, przyznaję, że bawiłam się dobrze i cieszę się, że pozbyłam się poczucia, że to „siara” sięgnąć po książki Julii Quinn, (no bo przecież „Ślubny skandal” to kolejny tytuł, który sprawia, że wywracam oczami). Nie wahajcie się, to świetna rozrywka. Przede mną jeszcze cztery środkowe części i szczerze mówiąc, nie mogę się ich doczekać. Cała skompletowana seria natomiast świetnie i kolorowo wygląda na półce.