Nikomu z moich stałych czytelników postaci Krzysztofa Bieleckiego nie trzeba przedstawiać. Nietuzinkowy autor gości na moim blogu regularnie za sprawą innowacyjnych i nieprzewidywalnych powieści. Kolejną z nich miałam okazję przeczytać dość niedawno i, jak można przewidzieć, nie zawiodłam się. Potężna dawka dziwactw przedstawionych w zbiorze opowiadań “I nagle wszystko się kończy” zapisała się w mojej pamięci pod mianownikiem nieprzebranej wyobraźni autora.
Zbiór 23 opowiadań przekazuje ogromną dawkę ambiwalentych uczuć. W opowiadaniu “Dwie pieczenie, czyli nocne rozmowy przy barze” poznajemy Coltona i Chantelle – zmęczonych życiem młodych ludzi, których codzienność okazuje się nie do końca taka, o jakiej marzą. On ma ochotę na niezobowiązujący seks, a ona ma dość męskich szowinistów. Oboje prowadzą zimną wojnę płci, która nagle kończy się rękoczynem. Czytelnik zastanawia się kto miał rację i jak daleko można posunąć się w okazywaniu pogardy innym.
Na uwagę zasługuje również opowiadanie “Żona freelancera” – moim zdaniem, satyra na miłośników udawanej moralności. Kilkudziesięciozdaniowa przypowiastka o mężczyźnie, który nie kocha swojej żony, ale niestety nie uznaje rozwodów. Co miesiąc daje żonie piękną biżuterię i tak, żyjąc na odległość, są szczęśliwym małżeństwem. Prawda, że proste?
Dość niepokojącym, choć interesującym opowiadaniem okazał się dla mnie “Domek dla lalek albo remiks rzeczywistości”, w którym to Johan trudni się aranżowaniem mieszkań na domki dla lalek. Kto zleca takie rzeczy? Otóż, na brak klientów Johan nie musi narzekać. Narrator przekonuje, że wyobraźnia dzieci nie zna granic. Niektóre z pociech odpływają w zabawie tak daleko, że wyrastają na wyalienowanych szaleńców, którym goniąc za sławą i pieniądzem nie przeszkadza iż realne życie miesza się z tym, które może być prowadzone tylko w życiu lalek. Cytując autora “[t]rochę to niepokojące, prawda?”
Nie sposób jest opowiedzieć wszystkich historii zawartych w 300-stronowej książce, ale jedno jest pewne. Każdy w niej znajdzie coś dla siebie. Podejrzewam, że jak przy każdej pozycji Bieleckiego odbiór będzie skrajnie różny, jednak nie ulega wątpliwości, że książka jest godna polecenia. Nie wiem jak to się dzieje, ale nawet wzbudzając negatywne emocje, takie jak niepokój, czy obrzydzenie Bielecki jest w stanie zmusić człowieka do refleksji nad otoczeniem. Bo paradoksalnie książka jest o tym wszytkim co jest obok nas. Nawet jeśli imiona bohaterów są nierealne, a miejsca, w których akcja się dzieje mocno oddalone od tych, które odwiedzany na codzień.
“I nagle wszystko się kończy” nie jest pozycją łatwą. Abstrakcja wylewająca się z każdej niemal strony może męczyć. Jednak, moim zdaniem, warto jest się przedrzeć przez gąszcz paradoksów, skrajności i magicznych zbiegów okoliczności, żeby poczuć powiew totalnej oryginalności i niepowtarzalności. Właściwie to chyba nie będzie nietaktem jeśli napiszę, że jest to książka jak każda tego autora. I mam nadzieję, że będzie to zrozumiane odpowiednio.