Erica Spindler – ileż ja się o niej naczytałam dobrego na różnych blogach. W zasadzie chyba nie trafiłam na żadną negatywną opinię o jej twórczości. Nic więc dziwnego, że bardzo zainteresowała mnie ta autorka. Też zapragnęłam poznać thrillery romantyczne tej urodzonej w 1957 roku w Chicago amerykańskiej pisarki. Moje pragnienie było tym większe, że bardzo lubię ten gatunek literacki, a tak zachwalana autorka nie mogła przecież pisać źle. I w ten sposób rozpoczyna się moja przygoda z powieściami Erici Spindler. Tak… rozpoczyna, bo choć „Stan zagrożenia” jest pierwszą przeczytaną przeze mnie jej książką, to na pewno na niej nie zakończę tej znajomości.
Po tym wstępie już pewnie wiecie, że „Stan zagrożenia” spełnił nadzieje w nim pokładane. Tak… uważam, że jest to godny polecenia thriller. A dlaczego? O tym za chwilę…
Powieść zaczyna się od mocnego akcentu – dwa trupy i morderca John Powers. Morderca – psychopata, ale równocześnie zawodowiec. To on będzie podążał przez całe prawie 500 stron tropem Julianny, swojej kochanki, którą molestował od najmłodszych lat. Była dla niego wszystkim, „jego dziewczynką” do chwili, dopóki nie zapragnęła stać się kobietą i założyć rodzinę. Zapragnęła mieć dziecko, przeciwstawiła się Johnowi, a tego on nie mógł wybaczyć. Jego „aniołek” w ciąży, zbrukany, musiał ponieść karę, musiał pozbyć się dziecka. Ale Julianna zamiast potulnie wypełnić wolę swojego „właściciela”, ucieka – przez co naraża się na jeszcze większy gniew Johna. Ucieka bogatsza o pewną wiedzę o swoim kochanku, przekazaną przez matkę. John Powers to płatny zabójca na usługach CIA. Julianna widziała nawet zdjęcia będące dowodem, że matka nie kłamie. W takiej sytuacji dziewczyna zdaje sobie doskonale sprawę, co jej grozi, gdy morderca ją znajdzie.
Jednocześnie poznajemy pozostałych bohaterów dramatu – małżeństwo Kate i Richarda Ryanów. Małżeństwo, które ma wszystko – miłość, pieniądze, piękną rezydencję, zapewnioną przyszłość. Ale czy to jest rzeczywiście wszystko? Niestety nie…Kate i Richard nie mają dziecka i właśnie ono jest ich największym marzeniem. Richard jednak, jak wykazały ostatnie, definitywne już badania, jest bezpłodny i w tej sytuacji jedynym możliwym rozwiązaniem jest adopcja.
I tu już wiadomo jak Erica połączy te oba wątki – Julianna ma coś, czego tak bardzo pragną Ryanowie. Jest w ciąży, będzie miała dziecko i odda je do adopcji. Dziewczynka Emma trafi do Kate i Richarda, gdyż Julianna ich właśnie wybierze na rodziców adopcyjnych. A dlaczego jej wybór padnie na to nieznane jej zupełnie małżeństwo? Bo Julianna ubzdurała sobie w swoim chorym umyśle, że Richard jest mężczyzną jej życia i natychmiast, nawet go nie znając, zapałała do niego wielką, obsesyjną wręcz miłością. Postanowiła dać Kate dziecko, a zabrać jej Richarda, bo przecież on jest jej przeznaczeniem. Dziecko za męża. Czy Julianna zrealizuje swój chory plan? Jak ułożą się losy Ryanów i ich małej, adoptowanej córeczki Emmy? A jaką role odegra w tym wszystkim John Powers? Odsyłam Was do „Stanu zagrożenia” . Tam znajdziecie odpowiedź na te i inne pytania, jakie narodzą się w czasie czytania książki.
Pomysł na thriller romantyczny bardzo interesujący – przyznacie? Jest obsesyjna miłość, zawodowy morderca i do tego psychopata, są dość liczne i zaskakujące morderstwa, jest wyścig z czasem, są sceny z udziałem CIA jak z najlepszych filmów sensacyjnych. Naprawdę dzieje się bardzo dużo i akcja zmienia się jak w kalejdoskopie. Każda kolejna kartka przynosi nowe wydarzenie, nową niespodziankę zapierającą dech w piersiach. Przy tym wszystkim nie ma tu zdarzeń przypadkowych, nieprzemyślanych. Fabuła jest przemyślana w najdrobniejszych szczegółach od początku do końca i poprowadzona perfekcyjnie – tak jak w thrillerach powinno być, z rosnącym w miarę czytania napięciem i jego eksplozją w finale powieści. Książka przywiązuje do siebie czytelnika jakimiś niewidzialnymi nićmi i nie pozwala oderwać się, dopóki cała intryga nie zostanie wyjaśniona. I choć trudno nazwać finał nieprzewidywalnym, to mimo wszystko do ostatniej kartki nie jesteśmy do końca pewni jak się cała historia zakończy.
Nie tylko fabuła jest poprowadzona perfekcyjnie, także kreacja bohaterów zasługuje na pochwałę. Nie są to na pewno szczyty portretów psychologicznych, ale każda postać jest zarysowana ciekawie i indywidualnie. Autorka potrafiła sprawić, że od początku czujemy dużą sympatię do Kate i Richarda, niechęć do Julianny, czy nienawiść do Johna. Nasze uczucia nie pozostają przez cały czas czytania powieści jednakowe. Zmieniają się, tak jak zmienia się lub pokazuje swoje prawdziwe oblicze bohater powieści. I choć trudno polubić postać Julianny, to jednak wraz z upływem czasu i dłuższego przebywania z tą bohaterką, czytelnik zaczyna rozumieć motywy jej postępowania i pojawia się uczucie współczucia dla tej biednej, wykorzystywanej od najmłodszych lat dziewczyny. Z kolei początkowa sympatia do Richarda powoli ustępuje miejsca niechęci i rozczarowaniu zachowaniem tego zapatrzonego tylko we własne potrzeby mężczyzny, na którego jak się okazuje trudno liczyć w życiu. Tak więc postaci są bardzo dynamiczne, ewaluują w czasie całej opowieści i wyraziście przemawiają do emocji i uczuć czytelnika. Są jednocześnie bardzo prawdziwe i realne, bo czyż mało w naszym społeczeństwie psychopatów pokroju Johna, obsesyjnie zakochanych Juliann, czy też małżeństw borykających się na co dzień z problemami bezpłodności? Ja w każdym razie, gdy musiałam wieczorem odłożyć książkę i wyjść na spacer z psem, oglądałam się za siebie, czy zza jakiegoś krzaka nie wyjdzie jak duch John Powers. Całe szczęście, że piesek do ułomków nie należy.
Dzięki narratorowi poznajemy myśli każdej postaci, targające nią uczucia, pasje, obsesje i upodobania. I mimo, że narrator jest tylko obserwatorem, to jednak chwilami mamy wrażenie, że siedzi gdzieś w środku, w mózgu lub w sercu Johna, Julianny czy Kate i przekazuje nam całą gmatwaninę emocji kłębiących się w ich umysłach i wpływających na określone zachowania.
Książkę czyta się bardzo szybko, wręcz zachłannie – trudno się od niej oderwać, a jeśli już tego wymaga sytuacja domowa, to i tak cały czas myśli nasze pozostają przy tej świetnie opowiedzianej historii. Trzeba przyznać również, że wydawca w dużym stopniu pomógł nam rozkoszować się lekturą – duże, nie męczące oczu litery, odpowiednia interlinia, lekko kremowe strony, krótkie rozdziały. Są to bardzo ważne atrybuty, gdy po całym dniu pracy zasiadamy przy lekturze i spędzamy przy niej wieczór i pół nocy.
Na „Stanie zagrożenia” na pewno nie skończy się moja przygoda z twórczością Erici Spindler. Mam dużą ochotę poznać wszystkie thrillery tej pani i wiem, że mogę spokojnie po nie sięgać „w ciemno”. Ktoś, kto potrafi skomponować tak misterną intrygę w sposób niezwykle lekki, precyzyjny i ciekawy, nie może mnie zawieść. Już się nie mogę doczekać kolejnej powieści, która wpadnie w moje pazurki.
A Was wszystkich zapraszam do lektury „Stanu zagrożenia”. I miłośników thrillerów, i fanów Erici Spindler, ale również tych, co jeszcze nie znają tej autorki. Chcecie się dowiedzieć, czy zło w postaci Johna Powersa zostanie pokonane? Kto zwycięży w tej nierównej rozgrywce? Tylko czytając pamiętajcie o zamknięciu drzwi wejściowych do swojego mieszkania, bo John Powers może pojawić się jak duch nieczysty…wszędzie…
moja ocena: 8/10