Uważam, że jest to jedna z najbardziej niezwykłych powieści w literaturze amerykańskiej. Autor za tę książkę otrzymał nagrodę National Book Award w roku 2013. Na polski przetłumaczył ją Maciej Świerkocki, ten sam, który przetłumaczył 'Ścieżki północy'.
Jest to powieść łotrzykowska, napisana w klimacie Szwejka, ale w sposób oryginalny, bez powtarzania schematów. Co ma ze Szwejka? Otóż ma z niego lekkie podejście do spraw poważnych, obśmianie problemów nie do śmiechu i wydobycie z tych problemów, z całej historii prawdziwego liryzmu.
Akcja dzieje się w Stanach Zjednoczonych przed wojną secesyjną. Do 'bandy' Jona Browna, abolicjonisty i człowieka walczącego o zniesienie niewolnictwa (znanego Polakom z wiersza Cypriana Kamila Norwida) dołączona została Cybulka, mały chłopiec, któremu Brown zastrzelił ojca, czarnoskóry o jasnej cerze, ubrany w stary worek i z długimi włosami. Brown pomyślał, ze to dziewczynka i się nią zaopiekował. I tak wędrowali przez lata. Dlaczego Cybulka? Bo zjadł 'cybulkę', amulet Browna, przynoszący mu szczęście. Książka pisana jest gwarą i tę gwarę przetłumaczył tłumacz. Na język z moich okolic, więc czułam się zadowolona czytając powieść 'kuń', 'piniędzy', 'cybulka' itd, gwara wschodnia.
Chłopiec jest sierotą i jego głównym celem jest ocalenie głowy, najedzenie się i chyba powolutku bezpieczeństwo. Chłopiec ucieka od Browna i do niego powraca. Nie jest idealistą. Pomimo młodziutkiego wieku, wie co to jest zło świata i zna już ludzi. Wie też, że niewolnicy nie pobiegną wywalczyć sobie wolności, bo wolność to głód, to narażanie się na zastrzelenie, aż wreszcie wolność to długotrwały proces! Że najpierw i sami niewolnicy i biali muszą w nich zauważyć ludzi, a nie przedmioty. Może dlatego, ze ten mały Cybulka nie spodziewa się wiele po świecie, to tak bardzo zaskakuje go każdorazowo zauważona odwaga ludzi, to, że chcą narażać siebie i rodziny. Cybulka jest dzieckiem niewolnika, wie więc, że oni też mają swoje rodziny, żony, dzieci, mają panów dobrych lub złych, że muszą być cicho, żeby nie sprzedano im rodziny, albo są rozżaleni, bo im je sprzedano.
Cybulka podczas książki oprowadza czytelnika po całych Stanach, jedzie do burdelu i do porządnego domu wyzwolonego, bogatego czarnoskórego mężczyzny w Bostonie, jest w punktach przerzutowych zbiegłych niewolników i w szopie dla niewolników najbiedniejszych. I oczywiście towarzyszy Brownowi. Sam Brown w książce jest szalonym wariatem opętanym misją zniesienia niewolnictwa. Uwielbia życie w lasach na cebuli i zupie żółwiowej, czyta książki wielkich taktyków wojennych, ma dwadzieścioro dwoje dzieci, godzinami modli się do Boga i chodzi obdarty jak żebrak. Jest też bardzo przesądny, wierzy w dobrą passę, która jest wtedy, gdy towarzyszy mu Cybulka, ale i wierzy w talizman, którym jest pióro ptaka dobrego Boga, dzięcioła.
Tytuł ten jest wieloznaczny, gdy się tak zastanowić, ma podtekst. I słusznie, bo odnosi się do Cybulki ukrywającego się pod przebraniem dziewczyny. O męskości często mówi Cybulka w czasie swojej wieloletniej wędrówki przy Brownie. I chyba w końcu widzi czym jest prawdziwa męskość. Nie tym, co jest fizjologiczne, ale tym co mamy w środku! Męskość to odwaga bycia sobą i nawet pójścia na śmierć za swoje przekonania! Cybulka przekonał się kto był prawdziwym facetem wśród abolicjonistów. Przekonał się czym jest prawdziwy fanatyzm i chyba zrozumiał, że życie jest nie tylko od-do, takie wymierzalne, ciepłe i przewidywalne. Że porażka w dłuższej perspektywie jest moralnym zwycięstwem, a ocalenie skóry - tchórzostwem i moralną klęską.
Książka przy tym całym ładunku moralnym, emocjonalnym i historycznym jest przepiękna. Jest przy tym nieustającym pasmem gagów niczym z Chaplina oraz komizmu językowego. Śmiałam się od drugiej strony aż do końca. Choć przy końcu był to śmiech przez łzy.