Tytułowy "Hotel spełnionych marzeń" to miejsce niezwykłe, obdarzone pozytywną energią, ale też obiekt, który spędza sen z powiek właścicielce i pracującym tam osobom. Anka w porozumieniu ze swoim narzeczonym Krzysztofem zdecydowała się kupić stary, dwunastowieczny zamek w Grodzisku, który możnaby określić jako ruinę z potencjałem. Miała być to świetna inwestycja, która zwróci się z nawiązką. Milionowe kredyty pozwoliły przygotować posiadłość dla turystów, jednak utrzymanie obiektu kosztuje, konserwator zabytków nie ułatwia sprawy, potrzeby są ogromne, zobowiązania trzeba spłacać, a rezerwacji jest niewiele. Na domiar złego Anka zostaje sama z problemem, gdyż Krzysztof to dupek i cwaniak, który, delikatnie mówiąc, nie widzi już dla nich wspólnej przyszłości. Kobieta jest załamana, gdyż firmie grozi bankructwo, a jej utrata wszelkich szans na szczęśliwe życie. Zdesperowana właścicielka poszukuje przeróżnych sposobów na zareklamowanie Grodziska i ściągnięcie do zamku kolejnych gości. Jest wśród nich starsze małżeństwo, które przed laty spędziło w Grodzisku podróż poślubną, jest joginka poszukująca tu czakramu czyli miejsca wysoce energetycznego, jest też pisarz, który cierpi na brak natchnienia i ma nadzieję odblokować swój umysł, są też miłośnicy pieszych wędrówek. Jednak to wszystko to jedynie kropla w morzu potrzeb...
Czy Anka znajdzie sposób na poprawę sytuacji? Czy uda jej się spełnić marzenia? Jakie niespodzianki przygotował dla niej los?
Powieść oczarowała mnie swoim klimatem. Stare zamczysko zamienione na hotel, w którym spotkać można prawdziwe indywidualności, naprawdę robi wrażenie. To idealne miejsce na jakiś wątek z dreszczykiem, który mógłby dodatkowo uatrakcyjnić fabułę.
Książka jest bardzo wdzięczna, ciepła i przyjemna w odbiorze. Opisana historia daje nadzieję i zaraża optymizmem. Pokazuje, że nawet z największych opresji można wyjść obronną ręką. Potrzeba determinacji, odwagi, kreatywności i... wsparcia przyjaciół. Taka jest Anka - potrafi zawalczyć o hotel i pracujących w nim ludzi, a tym samym o marzenia. Jest bardzo sympatyczna, jesteśmy w stanie wiele jej wybaczyć. Generalnie bohaterowie tej powieści to postaci charakterystyczne, które wzbudzają emocje - albo się ich lubi, albo nienawidzi. To prawdziwi ludzie z krwi i kości, których zachowanie nie jest sztuczne, czy wymuszone.
Autorka postawiła na ważkie kwestie takie jak determinacja w dążeniu do celu, odkrywanie swojej ścieżki w życiu, odzyskiwanie wiary w ludzi. Podjęła trudny wątek pacjentów onkologicznych, którzy za wszelką cenę starają się myśleć pozytywnie i uciekać śmierci. Miłość i przyjaźń to wartości nadrzędne. Wzruszamy się, uśmiechamy, czasem także przez łzy i bardzo mocno kibicujemy bohaterom. Justyna Drzewicka pisze barwnie, opisowo, z polotem. Bez problemu stajemy się niemymi uczestnikami powieściowej rzeczywistości, która pochłania nas bez reszty.
Zastrzeżenia mam jedynie do zakończenia. Jak dla mnie okazało się zbyt przewidywalne, poukładane i przesłodzone. Cieszę się, że autorka postanowiła podarować bohaterom odrobinę szczęścia w ich słodko - gorzkim życiu, ale oczekiwałam jakiegoś zwrotu, kulminacji, elementu zaskoczenia. A tymczasem finał pokrywa się w stu procentach z naszymi założeniami.
Jeśli macie ochotę na krótki pobyt w średniowiecznym zamczysku, które otoczy Was magią i prześle pozytywną energię, albo zechcecie odbyć ciekawe spotkania przy kawie lub wędrówki szlakiem dawnych wieków, to sięgnijcie po powieść Justyny Drzewickiej. Hotel spełnionych marzeń zaprasza o każdej porze roku.