Twórczość Jo Nesbø znam nie od dziś. Zanim zaczęłam swoją przygodę z recenzowaniem książek, czytałam w zasadzie same kryminały, więc nikogo, kto lubi ten gatunek, nie zdziwi, że w pewnym momencie sięgnęłam również po książki tego autora. Przypadły mi one do gustu, więc dlatego, gdy dowiedziałam się, że na rynku wydawniczym pojawi się jego nowa, zupełnie inna niż dotychczas książka byłam bardzo podekscytowana tym faktem. Wprawdzie byłam również nieco zdziwiona, że tym razem postanowił on napisać horror, ale jak to mówią: raz kozie śmierć.
"Nocny dom" to historia czternastoletniego Richarda Elauveda, który po tragicznej śmierci rodziców, trafia pod opiekę wujostwa, które mieszka w Ballantyne. Chłopak próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości, jednak gdy w podejrzanych okolicznościach znika jeden z uczniów, a Richard był ostatnim, który widział go przed zniknięciem, chłopak zostaje głównym podejrzanym w sprawie.
Richard, chcąc odsunąć od siebie podejrzenia, opowiada o tym, jak Tom zniknął w budce telefonicznej na skraju lasu, zaraz po tym, jak połączył się z numerem Imu Jonassona, jednak jak można się było spodziewać, nikt nie uwierzył w ani jedno jego słowo. Jedynym wyjątkiem jest jego koleżanka z klasy Karen, która postanowiła zachęcić Richarda do badania poszlak ignorowanych przez policję. Czy czternastolatkowi uda się udowodnić swoją niewinność? Czy gdy kolejna osoba przepadnie bez śladu, Richardowi uda się zachować trzeźwość umysłu? Tego dowiecie się, sięgając po "Nocny dom" autorstwa Jo Nesbø.
Muszę przyznać, że jestem mocno rozczarowana tym, co wyszło spod pióra autora. Miał być hit, według mnie wyszedł kit. Książka, chociaż ma niecałe trzysta stron, jest podzielona na trzy części. W pierwszej otrzymujemy tani horror klasy B, który zaczyna się od pożarcia jednej z postaci przez krwiożerczą słuchawkę. Naprawdę był to "świetny" pomysł, dawno się tak nie uśmiałam, jak na tej scenie. A dalej cóż, bardziej określiłabym to jako taką straszną bajeczkę dla dzieci, niż literaturę grozy, ale ponoć o gustach się nie dyskutuje.
Początek drugiej części nieco mnie zaskoczył i sprawił, że nawet chciałam, pochwali autora za ten nieoczekiwany zwrot akcji i wyprowadzenie czytelnika w pole, gdyby końcówka nie okazała się jeszcze gorsza niż wszystko to, co zostało opisane w poprzedniej części.
W ostatniej odsłonie autor postanowił objawić, czy wszystko, co zostało opisane wcześniej, było prawdą, fikcją literacką, czy jeszcze czymś innym. Nie będę oczywiście ujawniać tej ostatniej kwestii, aby nie spoilerować i nie psuć zabawy tym, którzy zdecydują jednak sięgnąć po tę publikację, ale nie będę zaprzeczać, że nie spodziewałam się takiego zakończenia, ponieważ było ono strasznie przewidywalne.
Sięgając po "Nocny dom" spodziewałam się pełnej wrażeń lektury, która wbije mnie w fotel... Niestety moje oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością. W mojej ocenie autor nie poradził sobie z tym gatunkiem. Eksperyment się nie powiódł, zatem czas, aby Jo Nesbø wrócił do tego, co potrafi najlepiej, czyli do pisania kolejnych kryminałów.