Wstrząsająca książka o holokauście na Litwie, wstrząsająca dlatego, że przytłaczająca większość spośród 200 tys. Żydów litewskich została zabita przez samych Litwinów, i dlatego że ta zbrodnia jest do dziś negowana, wypierana, przemilczana na Litwie. Związane jest to częściowo z tym że wielu morderców walczyło potem z sowieckimi okupantami, byli wywożeni do łagrów, często tam umierali, a dziś, w wolnej Litwie mają status bohaterów.
Książka ma dwoje autorów, Rūta Vanagaitė jest dziennikarką litewską, zaś mieszkający w Izraelu Efraim Zuroff to potomek Żydów litewskich zamordowanych w czasie wojny. A sama zagłada wyglądała tak, że zaraz po wejściu Niemców w lecie 1941 roku, formowały się jednostki specjalne złożone z miejscowych Litwinów, wyłapywali oni Żydów, prowadzili ich na pobliskie miejsca kaźni, gdzie były przygotowane doły i rozstrzeliwali wszystkich, mężczyzn, kobiety, dzieci jak leci. W tych jednostkach specjalnych służyły dziesiątki tysięcy Litwinów, a ilu zostało osądzonych? Niewielu.
Rzecz jest dosyć monotonna, autorzy wędrują po miasteczkach Litwy i piszą, ilu Żydów zamordowano w danej miejscowości, kto to zrobił i co się dzieje teraz: nic się nie dzieje, nie ma upamiętnienia grobów i pamięci o zbrodni, miejsca kaźni są opuszczone i zaniedbane, panuje zmowa milczenia. W końcu każdego rozdziału mamy dialog autorów, Zuroff potępia litewskich morderców a Vanagaitė usiłuje ich bronić, ale bez większego przekonania.
Zatem jako dzieło literackie rzecz ma niewielką wartość, ale nie o to chodzi, to raczej danie świadectwa i próba przywrócenia trudnej pamięci o tym, że tysiące Litwinów ma ręce zbrukane krwią niewinnych ofiar.
Wydana w 2015 r., książka wywołała wielki wstrząs na Litwie, ale bardzo jestem ciekawy, czy za tym poszły jakieś czyny. Podobny wstrząs wywołała u nas w swoim czasie książka 'Sąsiedzi' Grossa, i trochę w sprawie mordu w Jedwabnem zrobiono, ale teraz znów mamy czas wyparcia i negacji, trudna sprawa.
Bardzo ciekawe są reakcję na książkę przytoczone w posłowiu, obok szoku i niedowierzania, mamy oskarżenia, że autorzy pracowali na zlecenie Putina, zaś litewska elita polityczna ignoruje książkę, albo ma o nie jak najgorsze zdanie, nazywając ją „niebezpieczną i szkodliwą, zwłaszcza dla młodych ludzi.” Zaś „Departament Bezpieczeństwa Państwowego ogłasza w telewizji, że książka dyskredytuje cały ruch partyzancki na Litwie i prawdopodobnie należałoby ją potraktować jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.” Skąd my to znamy...
Czy dojrzeje kiedyś Litwa do przyjęcia okropnej prawdy? Mówi Zuroff, że Francji zajęło 50 lat przyznanie się do współwiny, a Litwie może zabrać i sto lat, no cóż, to zadanie dla przyszłych pokoleń...