28 grudnia. To właśnie ten dzień odnotowany jest w kalendarzach wielu osób, przede wszystkim jednak fanów „Władcy Pierścienia”. Nie muszę wprowadzać żadnej tajemniczej atmosfery związanej z tym dniem, domyślam się bowiem, że po tym małym wprowadzeniu większość już wie o co chodzi. 28 grudnia oznacza bowiem polską premierę „Hobbita”, ekranizacji powieści J.R.R Tolkiena pt. „Hobbit, czyli tam i z powrotem”, której akcja dzieje się przed wydarzeniami z „Trylogii”. Do premiery jeszcze niecały miesiąc a duża ilość znajomych już deklaruje wyjazd do kina i Ja sam jestem ciekaw niektórych rozwiązań. Tymczasem chciałbym się skupić nie na filmie a na książce, która ostatnimi czasy wpadła w moje ręce.
Bilbo Baggins jest hobbitem, mieszka w swym Pagórku i jak nic w świecie ubóstwia ciszę, spokój i dobre jedzenie. Jak każdy hobbit lubi gości, pod warunkiem że ich zna. Można się zatem domyślić jaka jest jego reakcja, gdy w jego przytulnej norce zjawia się czarodziej Gandalf oraz 13 rozgadanych, głodnych krasnoludów. Szalona kompania odbywa właśnie pełną przygód podróż do Samotnej Góry opanowanej przez smoka Smauga w celu odzyskania skarbów swych przodków. Co więcej, Bilbo ma być 14 towarzyszem podróży. Mimo spokojnego usposobienia w niziołku rozpala się żądza przygód i wkrótce gromada ta wyrusza na pełną niebezpieczeństw wędrówkę.
Podróżować będą przez tereny nieznane, tajemnicze, czasami urokliwe i pełne zagrożeń. Przyjdzie im bowiem przedostać się przez pełne szybkich i żądnych krwi goblinów Góry Mgliste, pełne tajemnic ciemności Mrocznej Puszczy oraz kraje spustoszone przez Smauga. Do powieści dołączone są dwie mapki pomagające rozeznać się w tych terenach.
Mały Bilbo spotka na swej drodze wiele stworzeń i postaci o jakich nawet nie przyszło mu myśleć podczas życia w swym Pagórku. Zmierzy się z trollami, goblinami, Worgami i wieloma innymi niebezpiecznymi potworami. Jeśli jednak ktoś szuka wielkich bitew rodem z „Władcy Pierścienia” to znajdzie się tu ich naprawdę niewiele.
Autor nawiązuje swego rodzaju kontakt z czytelnikiem, momentami zwraca się bezpośrednio do niego i zadaje retoryczne pytania. Zupełnie tak jakbym nie czytali tej historii a ktoś nam ją opowiadał. Jest to zabieg ciekawy a opowieści takiej nie można przerwać słuchać/czytać dopóty dopóki się ona nie zakończy. Gdy już dotrze się do finału tej przygody nie żałuje się czasu poświęconego na nią.
Tolkien dba o prawdziwość stworzonego przez siebie świata, dowodem tego mogą być spotykane od czasu do czasu elementy tradycji powszechnych w tym świecie. Krasnoludy, elfy i ludzie śpiewają często pieśni. Czasem odnoszą się one do obecnego wydarzenia a czasem do jakiejś starej legendy, jak na przykład do powrotu Throra, Króla spod Góry. Myślę, że można tu wspomnieć również o specyficznej grze w zagadki, którą mamy okazje podziwiać kilka razy, a w której stawką może być nawet życie.
Z opinii innych ludzi dowiedziałem się o tym, że Hobbit jest pełen humoru. Co prawda było kilka śmiesznych momentów, gdzie zdarzyło mi się uśmiechnąć czy zaśmiać, aczkolwiek nie przypominam sobie by działo się to jakoś często.
Grupa 13 krasnoludów ma dosyć podobne do siebie imiona co momentami może sprawić trudność. Trudno czasem przypomnieć sobie konkretnego krasnoluda czytając jakieś imię. Są krasnoludy które się zapamięta ale są też takie, które można zapomnieć. Sądzę jednak, że Tolkien liczył się z możliwością nieogarnięcia imion wszystkich postaci, tym bardziej, że książka ma tylko około 300 stron.
Wcześniej od Tolkiena czytałem tylko kawałek „Drużyny Pierścienia”, chociaż z powodów, których już nie pamiętam jej nie dokończyłem. Teraz gdy mam za sobą „Hobbita” ponownie myślę, że może kiedyś sięgnę po „Trylogię” jednak nie jest to nagląca potrzeba.
„Hobbit” jest bardzo ciekawą powieścią, będącą dla fanów LoTR pozycją raczej obowiązkową. Przygody Bilba Bagginsa naprawdę potrafią wciągnąć i zainteresować. Osobiście książkę J.R.R Tolkiena oceniam na 4/5 i polecam.