"- O rany - odzywa się. - Należysz do tego rodzaju ludzi?
- To znaczy jakiego rodzaju? - pytam z uśmiechem.
- Ludzi, którzy niepotrzebnie wszystko komplikują.
- Tak. - Chichoczę. - Stanowczo należę do tego rodzaju ludzi."
Historia Tessy jest jedną z tych, obok której nie można przejść obojętnie. Główna bohaterka traci wzrok z powodu powikłań po wyp*dku samochodowym. Nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji, a wręcz zmienia się jej podejście do świata - nie tworzy poezji, nie spotyka się z przyjaciółkami. Dni spędza w swoim pokoju, a dziadkowie widząc dziewczynę w smutku, postanawiają napisać do lokalnej gazety i poszukać osoby, która będzie "oczami" Tessy. Cóż, możecie się domyślać, że zrobili to bez konsultacji, jednak odwołanie zgłoszenia sprawiło, że... wszystko się zaczęło.
"100 dni słońca" od pierwszych stron wprawiło mnie w melancholijny nastrój. Czytamy o wyp*dku, którego opis przyprawił mnie o ciarki. To, co spotkało Tessę było straszne, a jednocześnie sprawca pozostał bez szwanku. Utrata wzroku to jeden z najgorszych koszmarów, moich w szczególności, dlatego choć w niewielkim stopniu mogłam zrozumieć dziewczynę. Moja wada wzroku jest duża, na szczęście nie postępuje to tak szybko jak w poprzednich latach (i oby już nie postępowało, ja lubię swoje okulary). Początkowo, Dickinson kieruje złość, wściekłość. Czasami bezsilność. To właśnie ten jej charakter sprawił, że była autentyczna, bardziej ludzka niż tylko postacią z kartki. Jej zachowanie było uzasadnione zaistniałą sytuacją, dlatego z wielką ciekawością i czułością śledziłam jej postępy i te tytułowe odliczanie 100 dni. Jest to ciekawy zabieg (trochę jak u Silvery przy "Nasz ostatni dzień"), jednak do samego końca nie możemy przewidzieć czy wszystko powróci do normy. Coś się jednak zmienia... "100 dni słońca" poznajemy z jeszcze drugiej perspektywy, która równie mocno mnie ciekawiła. Weston Ludovico to bohater, którego poznajemy jako syna reportera lokalnej gazety, do którego dziadkowie Tessy piszą ogłoszenie. Jego opowieść jest tak samo przejmująca i szokująca. Dodatkowo, autorka pokusiła się o opisanie jego tajemniczej przeszłości oraz pewnej sytuacji, która doprowadziła do "tego jednego dnia". Od tego momentu Weston chce być traktowany jak normalna osoba i gdy przychodzi do domu Tessy wie, że będzie czuł się jak dawniej. To było piękne. Co ciekawe, chłopak wyróżnia się na tle innych postaci swoją postawą. Idzie przez życie z ogromną dawką sarkazmu (czarny humor też mile widziany), co można dostrzec w wielu dialogach, a po tych tragicznych wydarzeniach jest to wręcz oczyszczające dla niego. Pewnie zauważyliście, że nie pisze Wam o wszystkim, ale taka też jest ta opowieść - nie mówi nam wszystkich szczegółów. To od nas zależy czy będziemy chcieli je poznać. Ona wzrusza, przeraża, a jednocześnie napełnia nadzieją... Szczególnie relacja naszych głównych bohaterów. Początki nie były łatwe, ale dzięki Wesowi i jego misji (albo uporowi), coś się zmieniło. Idziemy z nimi przez wszystkie zmysły: węch, smak, słuch, dotyk, wzrok. A odkrywając kolejne detale otaczającego świata, jeszcze bardziej doceniamy to, co mamy obok. Ostatnie strony tego dowodzą. (Kto nie mógł powstrzymać łez? No ja)
Czytajcie! Przeżywajcie! Pokochajcie!
[ Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Young ]