Ponad rok temu miałam okazję zapoznać się z książką "Piekło Gabriela", o której nie ukrywam, że słyszałam wiele pochlebnych opinii. Ku mojemu zdziwieniu, losy szanowanego profesora, specjalisty z zakresu twórczości Dantego - Gabriela Emersona oraz jego studentki - Julii Mitchell niesamowicie mnie pochłonęły i okazały się czymś, czego się nie spodziewałam. Oczekiwałam "diabelskiego erotyku", tak jak głosi napis na każdym z trzech tomów. Myślałam sobie: "czyżby kolejny Grey?". Bardzo się cieszę, że dałam szansę tej trylogii, bo autor umiejętnie ukazał dwóch bohaterów, mających za sobą ciężkie doświadczenia i trudne życie. Prequel niesamowicie rozbudził moją ciekawość za sprawą dobrze zarysowanych postaci, ich realnych życiorysów i interesującej fabule. Nie obyło się jednak bez wpadek. "Piekło Gabriela" jest książką dużą objętościowo, bo liczy sobie prawie siedemset stron. Akcja chwilami była rozwleczona do granic możliwości i nudna, tylko po to, aby za chwilę niewiarygodnie przyśpieszyć. Jednak ja nie chcę przecież pisać o pierwszej części tylko o sequelu - "Ekstazie Gabriela". Jesteście ciekawi, czy okazał się lepszy?
Po cudownym czasie spędzonym we Włoszech, Gabriel Emerson i Julia Mitchell wracają do monotonnej codzienności. On do pracy jako wykładowca na uniwersytecie, a ona jako pilna i ambitna studentka. Wydawałoby się wręcz, że wszystko układa się wprost perfekcyjnie, jednak do pewnej chwili... Związek bohaterów zaczyna natrafiać na problemy, które powoli i nieubłaganie oddzielają ich od siebie...
Przede wszystkim "Ekstaza Gabriela" ma prawie pięćset stron, co wyszło jej tylko na dobre. Chyba nie zniosłabym kolejnych nużących rozdziałów, niewnoszących nic ciekawego w oś fabularną powieści. Sylvain Reynard to autor, który skupił się w tej części na większym dynamizmie akcji, co znacznie poprawiło jakość lektury. Mimo to, początek tej książki nie zaciekawił mnie. Dobra, mamy Włochy, piękne krajobrazy, wprost idealnie na rozwój romansu. Ja jakoś nie odczułam tego specyficznego klimatu - ba - miałam dość tej całej romantycznej otoczki, która do mnie nie trafiała. Ciągłe zapewnienia o dozgonnej miłości, górnolotne poematy i liczne nawiązania do kultury w końcu zaczynały mnie nudzić. Zaczynałam się poważnie obawiać o sequel. "Piekło Gabriela" w swojej wymowie było takie dojrzałe i poważne, w piękny sposób ukazywało miłość, natomiast "Ekstaza Gabriela" zaczynała podjeżdżać mi taką tandetą. Ja naprawdę nie lubię sztuczności, słodkości i wymuszonych dialogów. Pewnie się nie zdziwicie, jak Wam napiszę, że po lekturze stu stron miałam ochotę rzucić nią o ścianę. Nie ciekawiła mnie, nużyła, po co więc w to brnąć, myślałam, ale dalej uparcie brnęłam. Na całe szczęście! Później zaczynają się schody i same dramaty... Czyli to, co czyni książkę najciekawszą! Jak w jednej chwili dosłownie wszystko może wydawać się wymuszone, tylko po to, aby za jakiś czas zadziwiać swoją prawdziwością?
Powiedziałabym, że właściwa akcja zaczyna się po wyjeździe Gabriela i Julii z Włoch. Wtedy kończy się romantyczna wycieczka, a zaczyna prawdziwe życie. Czy miłość dwójki osób, które dzieli dziesięć lat różnicy przetrwa trudny codziennej egzystencji? Cóż, tego dowiecie się tylko, gdy sięgniecie po tą serię. Powiem jedno - łatwo nie będzie. Gdy zaczynały się problemy, wprost spijałam słowa z kartek, czytałam rozdział za rozdziałem. Dosłownie nie mogłam się oderwać, podczas gdy początkowo czułam niechęć, im dalej w las, tym coraz bardziej zakochiwałam się w tej powieści. Sylvain Reynard ukazał niesamowicie prawdziwie dojrzały związek dwójki ludzi, a także ich ewolucję. Gabriel się zmienił, Julia się zmieniła, w skrócie - odmienili siebie nawzajem. Główna bohaterka przestała irytować, a mroczny profesor przestał być już tak mroczny - powiedziałabym - że stał się bardziej przystępny i interesujący. Ich relacja jest nietypowa i po prostu piękna, oboje siebie uzupełniają.
Z "Ekstazą Gabriela" miałam niezłe ekscesy. Udało mi się przebrnąć przez trudny i żmudny początek, aby dobić się do wspaniałej całej reszty, którą czyta się po prostu dobrze i przyjemnie. To historia pięknej miłości, która została świetnie przedstawiona i jestem pewna, że wielu czytelników jeszcze ją pokocha. Tylko dlaczego reklamować ją jako "diabelski erotyk", podczas gdy niewiele w niej scen seksu, które zresztą w niczym nie przypominają tandetnego harlequina?
Polecam!
"Wszechświat nie jest oparty na magii- nie istnieje jeden zestaw zdarzeń dla dobra i drugi dla zła. Każdy czasem cierpi. Pytanie brzmi: co zrobimy z naszym cierpieniem?"