"W tym momencie Ben zatrzymał się przed Dworem Artusa i z podziwem zadarł głowę na rzeźby postaci spozierających z góry na przechodniów. Nie rozpoznał Scypiona Afrykańskiego, Temistoklesa Kamillusa i Judy Machabeusza, przeniósł wzrok wyżej, na kobiece posągi i westchnął z podziwem."
Mieliście kiedyś okazję zwiedzić Gdańsk? Spacerowaliście nabrzeżem wzdłuż Motławy? Widzieliście Dwór Artusa i Wyspę Spichrzów?
To właśnie tam rozgrywa się akcja powieści Anny Sakowicz.
Mam to szczęście, że mieszkam niedaleko Gdańska, więc mogę często bywać na Starym Mieście i oglądać zabytkowe kamienice.
Czy wiecie skąd wzięły się nazwy ulic w Gdańsku, które funkcjonują do dziś?
Takich ciekawostek również dowiecie się z tej powieści.
"Ben wiedział od wuja, że dawniej Wyspy Spichrzów w nocy strzegły psy pędzone tu każdego dnia przez Hundegasse (ulica Ogarna) i Kuhbrücke (Most Krowi). Dawno temu jednak rozebrano Psi Wał, zabezpieczający wyspę od wschodu, zrezygnowano też ze zwierzęcych strażników."
Jestem zachwycona powieścią Anny Sakowicz Kamienica Schopenhauerów. Cudownie było przenieść się w przeszłość do 1788 roku, gdy Danzig był miastem hanzeatyckim pod wpływami Rzeczypospolitej.
Ta historia jest jak okno pozwalające nam zajrzeć w przeszłość, która już nie wróci.
Z kart tej powieści możemy poznać losy mieszkańców miasta, a wszystkie opisy są niezwykle barwne i sprawiają, że możemy usłyszeć krzyk mew i wyobrazić sobie zapach soli i ryb z rozładowywanych statków na nabrzeżu Motławy.
"Cumowało tu dzisiaj mnóstwo statków. Ruch był taki, jakby kto kij wetknął w mrowisko. Tragarze dźwigali pękate worki w kierunku spichrzów. Pod stopami można było poczuć nie tylko błoto, ale też rozsypane ziarno. W powietrzu krążyły mewy, rybitwy i gołębie. Drewno stękało pod ciężarem najróżniejszych towarów (...)
Wokół unosił się słonawy zapach wody pomieszany z aromatem najróżniejszych przypraw przywiezionych z odległych zakątków świata."
To właśnie to niezwykłe miasto przyciągało ludzi z różnych stron. Osiemnastowieczny Danzig był mieszaniną przepychu i bogactwa oraz mrocznych zakamarków pełnych brudu i ubóstwa.
To właśnie w tym mieście Frieda próbuje zrealizować swoje marzenia.
W tamtych czasach jedyną drogą dla kobiety do uzyskania pewnej niezależności w świecie rządzonym przez mężczyzn stanowiło małżeństwo lub wyuczenie się pożytecznego fachu.
Tak więc Freda przyuczała się w kuchni domu państwa Schopenhauerów pod okiem swojej ciotki, Anny.
Los jednak bywa przewrotny i tragiczna śmierć jej ciotki splotła losy dziewczyny z dwoma rzezimieszkami.
Jak potoczą się losy bohaterów? Czy uda się odnaleźć mordercę Anny?
Jestem pod ogromnym wrażeniem reaserchu, który autorka zrobiła pisząc tą historię, by jak najdokładniej oddać realia tamtej epoki. Tym bardziej, że jak sama pisze, inspiracją stały się dla niej Gdańskie wspomnienia młodości Johanny Schopenhauer oraz wydarzenia, które miały miejsce w Gdańsku w 1650 roku.
Autorka w niesamowity sposób ukazuje zarówno piękne oblicze miasta Danzig, jak i jego mroczniejszą stronę, gdzie bieda i przemoc domowa królowały wśród mieszkańców z niższych warstw społecznych, którzy próbowali jakoś związać koniec z końcem.
"Rita przetarła ramiona. Walczyły w niej nienawiść do pijaka i lojalność małżeńska, ale w tle majaczył strach o przyszłość. Dopiero teraz spojrzała na Zosię(...)
Nie chciała pytać, gdzie była, choć słyszała, jak Henryk wysyłał ją na ulicę, wymagając, by przyniosła pieniądze. Nieraz wyzywał swoje dzieci od darmozjadów i bękartów, a na dziewczynki patrzył z większą niechęcią. Kilka razy powtórzył im, że gdy tylko się nadadzą, to za mąż wyda za pierwszego lepszego obwiednia, by pozbyć się gęb do wyżywienia."
Niesamowite emocje zawarte w tej historii sprawiły, że niejeden raz łzy pojawiały się w moich oczach.
Pani Anna idealnie oddała klimat tamtej epoki posługując się niemieckimi nazwami ulic i miejscowości, zgodnie ze stanem faktycznym z XVIII wieku. Dodatkowo wplotła cytaty z oryginalną pisownią z tamtych czasów. Przy czym te stylizacje językowe, jak sama pisze, ograniczyła do minimum, by nie utrudniać odbioru współczesnemu czytelnikowi.
To była niesamowita przyjemność przemierzać ulice XVIII - wiecznego Gdańska razem z bohaterami tej powieści.
Jestem ogromnie ciekawa ich dalszych losów i z niecierpliwością czekam na kolejny tom pt. Karczma Pod Rybim Łbem.
Jeśli macie ochotę zajrzeć w przeszłość i poczuć klimat minionej epoki gorąco polecam wam tą historię.