hiraeth - (wal.) tęsknota za domem, do którego nie możesz wrócić albo który nigdy nie był twój.
przeczytanie tej książki było zmierzeniem się z pewnym obrazem, jaki miałam o tej historii wykreowany w głowie. przeczytałam ją kilka lat temu, będąc jeszcze w gimnazjum. i trwała w mojej pamięci - jako niezwykła książka.
nadal jest niezwykła. chaotyczna, wygadana, jak cała Holly. jednak teraz wydaje mi się znacznie smutniejsza niż wcześniej; myślę o tym wszystkim, co padało między słowami, niedopowiedziane, przemilczane. Holly uważana jest za nieodpowiedzialną, kapryśną, ale zarazem infantylną i niedojrzałą. niepoważną.
dalszą część ktoś może uznać za delikatny spoiler, więc - warto przeczytać (84 strony!) i najwyżej wrócić; chociaż większość opiera się na domysłach, nie koniecznie wydarzeniach z książki.
ale jak Holly ma być poważna, gdy ma 20 lat, całe życie przed sobą? jak miała zdobyć doświadczenie? jej całe życie to ucieczka. najpierw - z niepoznanych w książce przyczyn, chociaż można snuć domysły, że z pałacu i dobrych warunków się nie ucieka, ucieka z bratem z domu, wpadając w sidła małżeństwa w wieku - 14 lat. czternastu. w wieku czternastu lat planuje się swój ślub jako mrzonkę, marzenie, myśli o sukni - jako o wydarzeniu, które ma mieć miejsce za 5, 10 czy 15 lat. realnie rzecz biorąc - nadal była dzieckiem, potrzebowała opieki i wychowania, wskazania drogi, a została rzucona w rolę, do której nie pasowała.
moim zdaniem, Holly "odbija" sobie utracone lata - zaczyna żyć pełnią życia, przeżywać dzieciństwo w krzywym zwierciadle, w mrocznym, dorosłym świecie. odbiera lata, gdy musiała szybciej stać się dorosłą. i ja uważam, że nie ma w tym nic złego. ona nadal ma tylko dwadzieścia lat. obecnie to wiek, który przypada na lata studenckie - "ostatnie" chwile wolności, szaleństwa i słynnego studenckiego życia (ciekawe, czy my, obecni studenci, będziemy odbierać sobie lata studenckie, zagrabione przez pandemię?); studentom przysługuje pewnie społeczne przyzwolenie, aby szaleć, wygłupiać się i korzystać ze wszystkich uroków dorosłego życia.
w piosence Kto powie mi jak Kwiatu Jabłoni padają słowa "Więc kto powie mi jak radzić sobie mam / Taki wielki świat nade mną mam / Ileś tam lat, lecz to niewiele da / Doświadczenia brak"
natomiast zespół Turbo w piosence Dorosłe dzieci daje upust emocjom "Dorosłe dzieci mają żal, / Za kiepski przepis na ten świat. / Dorosłe dzieci mają żal, / Że ktoś im tyle z życia skradł."
główna bohaterka - Holly - jest takim dorosłym dzieckiem, któremu brakuje jeszcze doświadczenia, a zarazem ma żal, że część życia została jej skradziona. szuka wolności, której nie miała; kopie i gryzie, aby się nie usidlić - znowu. chce być panią i władczynią, decydować sama o sobie.
przeszłość nie opuszcza Holly - chociaż ona sama chce się jej pozbyć. może dlatego żyje w wiecznym ruchu, na walizkach - w podróży, jak pisała na wizytówkach? próbuje uciec. może jeśli będzie wystarczająco daleko, to przeszłość zapomni o niej, a ona o przeszłości?
jednak mimo, że udaje że tak nie jest, Holly przywiązuje się do pewnych rzeczy i miejsc - kupuje meble do mieszkania, snuje plany ślubne, szuka miłości, zabiera też w dalsze życie medalik, który dostała od narratora. nie dopuszcza jednak do siebie tej myśli, że mogłaby się przywiązać do miejsca, które nie jest takie, jak tytułowe śniadanie.
może domem dla Holly nie jest miejsce; szuka w końcu poczucia bezpieczeństwa, które czuła u Tiffany'ego; szuka też sławy, potęgi - chce być taką osobą, która będzie mogła zjeść śniadanie u jubilera.
sądzę, że to ważne, że mówi o śniadaniu, a nie kolacji; o pierwszym posiłku, poranku. zwykle zaprasza się gości na kolację; wysypiają się w swoim łóżku, mają się czas przygotować, wybrać kreacje, przyjechać - w pełni obudzeni, gotowi do roli, w jaką im wejdzie wkroczyć; mają czas, aby nałożyć odpowiednie maski. a śniadanie? najlepiej jeszcze w szlafroku, bez makijażu, na lekkim kacu i z rozwianymi włosami. niepewnie, w chwili, gdy wciąż jesteśmy wrażliwi, jeszcze nie przybraliśmy maski codzienności.
Holly chce mieć takie relacje, taką pozycję, aby w potężnym świecie móc pozwolić sobie na delikatności, na niepewność, wrażliwość, odsłonięcie, na które nie może sobie pozwolić teraz, tu, w codziennym, aczkolwiek nietypowym życiu. i być na tyle sławna, potężna, aby jeść śniadanie - bardziej kameralne, spokojniejsze niż kolacja; na śniadanie pewniej też ciężej się dostać.
może szuka najważniejszego domu z domów, niezależnego od miejsca i czasu - ludzi. otacza się nimi, zaprasza do siebie, aby wypełnili cztery ściany, tchnęli w nie życie, uczynili z mieszkania - dom. ale wciąż tego brakuje. szuka miejsca, które może stać się domem, szuka ludzi, którzy pchną w nie życie. ma czas.
a być może narrator sam czuje hireath wobec osoby - jak Odys swej Itaki, poszukuje Holly, chociaż nie chce się sam przed sobą przyznać do przywiązania. nigdy nie powiedział, że znalazł swój dom, swoje śniadanie u Tiffany'ego.
być może mój - obecnie już trochę ostygły - zachwyt wynikał z tego, że szukałam czegoś z siebie w Holly? nie wydawała mi się wtedy infaltywna (byłam młodsza od niej), a wolna i dzika, poszukująca, niezależna od reguł społecznych i granic. obecnie mam większy dystans do tej książki - ale i ciąży mi większy smutek z tym związany.
może wszyscy szukamy swojego śniadania u Tiffany'ego?