Czy kojarzycie może taka bardzo popularną serię o pewnym chłopcu, który pisał dziennik i nazywano go cwaniaczkiem? Myślę, że znaczna część z Was chociaż raz słyszała o tych książkach. Przygotujcie się więc na to, że nadchodzi jego godna następczyni - Harper Drew, która jest święcie przekonana o tym, że jej życie to istne utrapienie. O tej książce właśnie opowiem Wam w dzisiejszej recenzji.
Harper Drew ma dość szalone życie i równie zwariowaną rodzinkę. Brat postanawia zostać vlogerem i kupuje sobie deskorolkę, jednak... przychodzi ona do niego tylko w połowie. Wujek Paul na najmniejszym palcu stopy nosi pierścionek z diamentem i wszystko mówi, że jest on producentem filmowym – jednak, gdzie te filmy? No cóż... Ach, no i są jeszcze rodzice! Tata, który niedawno miał stłuczkę, której świadkiem był sam policjant oraz mama, która... A zresztą, tego trzeba dowiedzieć się samemu. Jedno jest pewne – życie Harper obfite jest w różnego rodzaju szalone incydenty.
Powiem Wam szczerze, że książkę tę przeczytałam już na początku kwietnia, jednak liczne obowiązki i problemy zdrowotne, które w ostatnim czasie bardzo polubiły moje towarzystwo, skutecznie uniemożliwiły mi napisanie tej recenzji. Teraz na szczęście mogę już powiedzieć Wam kilka słów na temat tej pozycji, a musicie wiedzieć, że w tamtym czasie była ona dla mnie idealną wprost odskocznią od wielu nękających mnie myśli.
Główna bohaterka z początku nie wzbudziła we mnie za dużej sympatii. Jakoś tak nie potrafiłam się do niej przekonać i miałam wrażenie, że Harper próbuje na siłę być zabawną nastolatką z dystansem do swojego życia. No i tak, rzeczywiście pewnie w jakimś stopniu tak było, jednak z czasem zaczęłam postrzegać tę bohaterkę ciut inaczej i nawet ją polubiłam. Rozumiałam jej rozterki i frustrację związaną z postępowaniem rodzeństwa i rodziców - jednocześnie podziwiałam ją też za wytrwałość. Niewielu dałoby sobie chyba radę z taką wesołą gromadką.
Kathy Weeks ma bardzo lekkie pióro, dzięki czemu książkę tę pochłania się w ekspresowym tempie – wiem to sama po sobie, ponieważ poznanie historii Harper Drew zajęło mi niecałe dwie trzy godziny. O powieści na pewno nie można też powiedzieć, że jest nudna. Autorka zadbała o to, by działo się tutaj dużo, ale czy wyszło jej to na dobre? No cóż, sama historia może nie nudzi, ale w pewnym momencie może dać odczucie, jakby wszystkiego było za dużo. Myślę więc, że książka ta zdecydowanie bardziej przypadnie do gustu właśnie młodszej młodzieży (która raczej woli, gdy w książce dzieje się dużo wszystkiego), niż czytelnikom starszym, którzy tak jak ja uwielbiają wszelkie książki młodzieżowe i dziecięce.
Mimo tego uważam, że Harper Drew. Dziennik katastrofy to pozycja warta poznania. Jest lekka, zabawna i całkiem wciągająca. Czy będę sięgać po kolejne przygody Harper, jeśli pojawią się na polskim rynku wydawniczym? Myślę, że tak, ale czy okażą się lepsze/słabsze od tej pozycji – to się jeszcze okaże.