Miałam sposobność czytać pierwszą powieść Anny Krystaszek „W cieniu terapeutki”. To psychologiczny kryminał, w którym jest wiele dociekań, gdybań, ale i świetnie rozpisanych osobowości bohaterów. Autorka czerpie z własnych doświadczeń i z edukacji jednocześnie. Tworzy maniaków o ciekawych profilach dla policjantów, którzy próbując stworzyć jego osobowość gubią się w domysłach.
Nie inaczej jest w „Pustelni mordercy”. Tu mamy sprawcę, świetnie zorganizowanego i na domiar – seryjnego. Oto bowiem zaczynają znikać kobiety o podobnym wyglądzie i zbliżone wiekiem. Znikają, by po jakimś czasie zostać odnalezionymi w częściach, niekompletnych lub zabitych w brutalny sposób. Morderca to nie człowiek, to hiena pożądająca śmierci. Co nim kieruje? Dlaczego dokonuje tak haniebnych czynów? Morderstwo jednej z kobiet przypomina zabijanie trzody chlewnej – zwisała głową w dół z nadciętym gardłem, a krew z ciała zlewała się po twarzy i włosach do podstawionego wiadra.
Perfekcja i brak śladów.
A ciała?
Obrażenia?
Despota jednak musi mieć jakiś sens i wytłumaczenie dla swoich czynów – chroni kobiety. Przed czym? Przed grzechem. Przed grzechem z duchownym, by uniknęły tego, co spotkało jego matkę. On, owoc gwałtu, dziecko niechciane, dziecko, na które trzeba było dokonać aborcji... Trzeba było...
Matka nie może się pogodzić ze swoją głupotą. Na wszystko już za późno. Teraz jest on i ona sprzątająca ślady po nim i dowody świadczące o zabójstwach. Dowody brutalnych morderstw i karygodnych czynów jej rodzonego syna. Odcięty palec? Oko w kieszeni? Obca krew na ubraniach? Wszystko trzeba spalić, zniszczyć. Policja nie może nic na niego mieć, a on, synek, nie może wiedzieć o tym, co ona „wyprawia”. Jednak jest matką, chroni swoje dziecko jakiekolwiek by ono nie było. Tak przecież postępują matki, więc i ona (musi). Płacze ale niszczy dowody. Płacze nad własnym losem, ale i piętnem syna. Bo jak Bóg tak może...
Wszystko stracone.
Na wszystko już za późno.
Nawet na odkupienie grzechów.
Podczas czytania napięcie coraz bardziej rośnie. Nawet w czytelniku wzrasta ciekawość, która trawa nieprzerwanie do samego końca. Jesteś ciekaw, jak policja złapie, jeśli w ogóle, sprawcę. Jak go „ujarzmią” i kto? Policja w powieści także została świetnie nakreślona. Ich osobowości, podejście do życia i pracy, ich trywialność, czy podejście do codziennych obowiązków.
Krótkie rozdziały oznaczone datami i miejscami akcji stają się magnesem czytelniczym. Trudno się oderwać. I choć w końcówce akcja znacznie przyspiesza i wiesz, jaki będzie finał, to jednak czujesz zaskoczenie. Wielkie. Zaskoczenie, które topisz w alkoholu zostając samotnie z dzieckiem. Bo uzmysławiasz sobie, że twoje ułożone i bezpieczne prywatne życie legło w gruzach, a wszystko przez chusteczkę nasączoną chloroformem.
„Pustelnia mordercy” jest typem książki, jakich szukam. Pasjonująca, wciągająca i pisana językiem, który wodzi za nos, ale i magnetyzuje w pewien tajemniczy sposób. To świetnie napisany kryminał, który – dodam na marginesie – będzie miał kolejną część.
#agaKUSIczyta