Druga część "Ziemiomorza" z początku wydaje się nudna i zupełnie niezwiązana z częścią pierwszą. Poznajemy tu bowiem historię Tenar - dziewczynki, która miała to (nie)szczęście urodzić się w dniu śmierci Najwyższej Kapłanki, strażniczki Grobowców. Tak więc w wieku pięciu lat zabrano ją z rodzinnego domu i jako kolejne wcielenie kapłanki Arha zamknięto w Miejscu, do którego wstęp miały tylko inne kapłanki oraz eunuchowie. Młoda Arha uczy się wszystkich rytuałów, tańców, które musi wykonywać, poznaje także podziemne grobowce, których jest strażniczką. Tylko ona i osoby przez nią wskazane mogą przemieszczać się po licznych labiryntach w podziemiach, gdzie przebywają Bezimienni - dusze zmarłych, które niszczą każdego, kto im się sprzeciwi. Bezimienni mają wielką moc, której nikt nie może się oprzeć. Atuan zaś to ostatnie miejsce, w którym czci się jeszcze podziemne moce. W krainie tej nie ma żadnych czarnoksiężników, a ludzie żyją w ciągłym strachu przed zemstą Bezimiennych.
Arha uczy się na pamięć układu szeregu korytarzy, które tworzą labirynt, a w nim znajdują się najcenniejsze skarby - odwieczna pokusa przybyszów zza morza. Młoda dziewczyna wiedzie więc samotny żywot wśród ciemności (po komnacie grobowców nie wolno bowiem kroczyć w blasku światła), skazana na ciszę, smutek i monotonię. Lecz pewnego dnia ma się to zmienić - w miejscu zakazanym i niedostępnym obcym oczom Arha spotyka bowiem jego: mężczyznę z laską, na końcu której jawi się delikatne niebieskie światło. Dopiero od tej chwili zaczyna się tak naprawdę główna część opowieści.
Ta część zdecydowanie odbiega od wcześniejszej, w której mag Krogulec co chwilę przeżywa ciekawe i niebezpieczne przygody. W "Grobowcach Atuanu" cały wątek skupia się w jednym miejscu, nie pędzi naprzód lecz jakby zatrzymuje się i chłonie siłę z miejsca, w którym się toczy. Chwilami nudne, a jednak wciąga niesamowicie. Od chwili spotkania się głównych bohaterów nie mogłam oderwać się od książki i pochłonęłam ją w jeden wieczór. Wiem, że może się to wydać śmieszne - ledwie 125 stron tekstu, uwierzcie mi jednak, takiego maczku już dawno nie czytałam. Minimalne akapity, minimalne odległości między wersami i wyblakła czcionka. Nie był to szczyt marzeń czytelniczych, tym bardziej jestem z siebie dumna :)
Pomimo braku akcji ta część podobała mi się bardziej niż "Czarnoksiężnik...", choć nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Po prostu podczas czytania wcześniejszej lektury nie dałam się porwać otoczeniu, przygodom; wciąż miałam to tego dziwny dystans. "Grobowce Atuanu" sprawiły, że wyobraziłam sobie wszystkie miejsca, którymi opiekowała się Arha, a jej historia sprawiła, że było mi żal tej młodej dziewczyny skazanej na życie wśród zmarłych. Brrr...
Ta część naprawdę mnie zaskoczyła i nie mogę się doczekać kiedy przeczytam "Najdalszy brzeg". Ciekawe co tym razem wymyśliła U. K. le Guin...