Do książki zabrałem się pełen zapału. Z kilku powodów. Książka została wydana przez Fabrykę Słów, a do tej pory nie spotkałem się ze słabą książką z tego wydawnictwa. A na dodatek miała za sobą dużą promocję i opisy/recenzję sugerujące czytadło na miarę Kinga, z tak wartką akcją, że będzie szybsza niż moja zdolność czytania. Sama książka jest dosyć opasła (ponad 500 stron) i ma ładnie skomponowaną okładkę. Żal nie przeczytać…
Po skończonej lekturze, muszę powiedzieć, że porywająca akcja i uderzeniowa dawka paranormalności może i jest, ale raczej dla osób, które wcześniej przesiadywały nad książeczkami z serii Harlequin.
Zapłakana pani detektyw
Główną bohaterką jest Harper Blaine, ‘młoda pani detektyw z obszernym biurem, i długim stażem (sądząc po ilości dokumentów w tymże biurze). Na dzień dobry, dostaje ostry łomot w ramach prowadzonej sprawy i ląduje w szpitalu, po drodze zaliczając 2-minutową śmierć kliniczną. Od tej strony widzi “Szarość” – świat duchów. Tylko że to świat nie tylko duchów, ale również wampirów, upiorów i różnych dziwnych stworzeń. Ogólnie rzecz biorąc, to taki świat pomiędzy światami. Podobieństwo opisów tego świata, sugeruje wzorowanie się autorki na serii książek “Patrol…” S. Łukjanienki, ale w tym wypadku jest to amerykańskie i w dodatku nieudolne wzorowanie.
Podbudowa nowego, tajemniczego, mrocznego świata jest, tylko nasza pani detektyw nie jest zbytnio skora do eksploracji i podróży po nim (razem z czytelnikiem). Właściwie pół książki to rozterki moralne i szlochanie głównej bohaterki. Szlocha, płacze, pochlipuje, mdleje, wymiotuje itp. tyle razy, że można by się zastanawiać, w jakiż to sposób stała się detektywem i jakim cudem przeszła testy psychologiczne, żeby posiadać broń.
Bohaterka pokroju kobiet z “Mody na sukces” czy innych tego typu seriali. Prawdopodobnie skonstruowana pod amerykańskie czytelniczki, które zbyt silnego charakteru nie mają, ale chciałyby się utożsamiać z kimś w ’silnym’ zawodzie. Ot, uczuciowa kobieta z bronią w torebce (a nie w kaburze) i zdolnością dedukcji na co najwyżej przeciętnym poziomie, ale za to z dużym szczęściem :)
Thriller, powieść detektywistyczna czy… romansidło?
Okładka książki mówi mi że to thriller, i to jeszcze zmiksowany z powieścią detektywistyczną. yyyy… trochę to naciągane. Ciężko znaleźć tu elementy wskazujące na thriller, no może straszne i tajemnicze postacie z Szarości, ale to chyba oczywiste, że mają być straszne i chyba nie one powinny budować odpowiedni nastrój i fabułę, bo jeśli tak, to saga “Zmierch” jest świetnym thrillerem. Podobnie z tą powieścią detektywistyczną. To, że główna bohaterka jest detektywem, nie załatwia od razu całej sprawy. Brak tu zagadek, nad którymi mógłby podumać przy okazji sam czytelnik i przez to mocniej wciągnąć się w książkę. Liniowość akcji i ‘oczywiste’ niejasności też za bardzo nie pomagają. Do tego mamy jeszcze narrację w pierwszej osobie, która powinna pozwolić utożsamić się czytelnikowi z bohaterką. Jednak szczerze, jaki normalny człowiek tyle razy się rozkleja i łapie deprechę?? Przez to, wszystko toczy się jakby obok, i czyta się aby tylko dobrnąć do końca.
Jakby tej dziwnej mieszanki było mało, mamy jeszcze wątek miłosny. Jest przystojny, niewalający Will, ledwo wiążący koniec z końcem, ale o gołębim sercu i dodatkowo opiekujący się nieletnim bratem. Chodzące marzenie każdej kobiety. Wątek można w skrócie opisać jako pierwsze spotkanie, wiele spotkań na lunch’ach, obiadach, kolacjach, pominięcie elementów pośrednich (typu trzymanie się za rączki) i gry wstępnej i szybkie lądowanie w jej łóżku (takie rzeczy to tylko w Erze), a potem dylematy moralne z kosmosu, szybkie rozstanie i deprecha u kobiety (chociaż to była jej wina). Normalnie jak w tanim romansidle.
Podsumowując
Książkę przeczytałem, bo, bądź nie bądź, jest kilka ciekawych epizodów i pomysłów, które jak miałem nadzieję, zostaną rozwinięte (a jednak nie zostały). I ogólnie pozycja nie jest zła, nudy niema, akcja się jakoś toczy, tylko oryginalności w niej tyle co w 40-stronicowym opowiadaniu (i pewnie tyle by z tego zostało po obcięciu zbędnych elementów). Przede wszystkim jednak, cały czas czułem, że nie jest to książka dla mnie i zasłużenie powinna spoczywać na półce z Harlequinami/romansami, a nie z porządną fantastyką. I niestety, jest to moja pierwsza pozycja z Fabryki Słów, na której się lekko zawiodłem – mam jednak nadzieję, że ostatnia.