Ona i on. Dwa różne czasy, dwa różne światy. Odnaleźli się, mimo wszystko. Przetrwali to, co było najgroźniejsze – atak wirusa. Jednak… czym on tak naprawdę jest? Jakie szkody jeszcze wyrządzi? Czy młodzi znajdą odpowiedzi na trudne pytania? Jaką misję będzie musiał odbyć Seth? Czy ma i będzie miał, do czego wracać? Czy Eva wreszcie wyzdrowieje czy jej stan będzie nadal się pogarszał aż dotrze do granicy wytrzymałości?
Na uwagę zasługuje fakt, że autorka zadbała o swoich czytelników tworząc na początku książki małe streszczenie i spis postaci, a to wszystko podzielone na odpowiednie działy czasowe i miejsca. Bardzo rzadko - a można powiedzieć, że prawie w ogóle – spotykam się z czymś takim w powieściach tego typu.
Narracja prowadzona jest z wielu perspektyw, co czyni Gorączkę 2 jeszcze ciekawszą, bo nie poznajemy przebiegu wydarzeń oczami głównych bohaterów, a także tych nieco pobocznych. Oprócz Ewy i Setha mamy do czynienia również z pewną parą zainteresowaną sprawą wirusa.
Co do bohaterów to żaden z nich nie skradł mojego serca. Ot, nie denerwowali mnie, ale także nie sprawili, że ich pokochałam. Nic nadzwyczajnego. Jedynymi postaciami, którzy naprawdę mnie intrygują to jeden z profesorów i sam Zackary. Ma pewne domysły związane z tym pierwszym, ale niestety nadal nie wiem, czy są one właściwe, czy też znowu doszukuję się czegoś, czego nie ma. Dziwi mnie jednak inna rzecz - mianowicie błąd w pisowni imienia głównej bohaterki na obwolucie książki. W powieści mamy Ewę zaś na okładce Evę, jaki wydawcy sami nie mogli zdecydować się, na jaką formę przystać. Niby małoistotne, ale jednak zahacza o brak konsekwencji w wydaniu.
Pomimo swojej prostej fabuły Gorączka 2 zawiera także w sobie dość trudne tematy z dziedziny biotechnologii czy fizyki, które z pewnością są ciekawe, ale nie dla mnie, bo o ile mam wyobraźnię to takich rzeczy naprawdę nie mogę pojąć. Jest to dla mnie „wyższa szkoła jazdy”, tak więc nie są one zbyt zachwycające w powieściach. Oczywiście nie uważam tego za minus, jednak za mniej prostą część, o której warto wspomnieć.
Cóż mogę poradzić, że książka Dee Shulman naprawdę przypadła mi do gustu? Nie traktuję jej, jako wymagającej lektury, bo tak naprawdę trylogia ta ma na celu umilić wolny czas swoją prostą i przewidywalną historią, choć w niektórych momentach o dziwo w pewien sposób mnie zaskakiwała, za co należy się ogromny plus, bo bez tego elementu z pewnością wypadłaby o wiele gorzej. Brawa na pewno należą się za sam koniec powieści, który zakończył się w takim momencie, że miałam ochotę rzucić tym bądź, co bądź pokaźnym tomem o ścianę. Tak nagły, tak nieprzewidywalny? Nie, nie, nie to nie dla mnie, bo teraz muszę czekać kilka miesięcy na już ostatnią część trylogii ze świata Parallonu.
Sądzę, że powieść Brytyjki raczej nigdy nie stanie się tytułem tak rozpoznawalnym, jak Zmierzch Stephenie Meyer czy Igrzyska śmierci Suzanne Collins. Z jednej stron szkoda, bo czymś się jednak wyróżnia. Oczywiście mogłaby być lepsza, mogłaby zachwycać i zdobywać rzesze fanów, ale do najgorszych na pewno nie należy. Przyjemne czytadło, które naprawdę szybko się czyta i nie wnosi nic nowego do życia, ot jak 90% takich historyjek. Co prawda mnie zainteresowała, a to zapewne w głównej mierze dwoma tajemniczymi bohaterami, wirusem, nowymi problemami i samym końcem. Mam nadzieję, że trzeci tom Gorączki będzie najlepszą częścią, w którym autorka pokaże, na co ją stać i rozwiąże wszystko w zaskakujący sposób. Czekam z niecierpliwością na kontynuację, której oryginalny tytuł brzmi Afterlife i w Anglii miała swoją premierę 3 kwietnia tego roku.