Młody Fritti Łowca ma za sobą traumatyczne przeżycia - w tragicznych okolicznościach utracił rodzinę. Radzi sobie jednak dzięki przyjaciołom, a przede wszystkim jednej przyjaciółce, która zapewne wkrótce będzie czymś więcej niż przyjaciółką. W każdym razie taką Fritti ma nadzieję. Przyjaciółka jednak pewnego dnia znika, a wśród Ludu rozchodzą się niepokojące pogłoski i nawet Starsi nie znają odpowiedzi na dręczące wszystkich pytania. Na odległy dwór Królowej zostaje wysłana delegacja z prośbą o radę i pomoc, jednak Fritti ma poczucie, że jego sprawą nikt się specjalnie nie przejmuje. Postanawia więc wyruszyć na samodzielne poszukiwania swojej lubej.
Wyprawa zaprowadzi niedoświadczonego młodzika - i jego jeszcze młodszego towarzysza - na nieznane tereny, gdzie rządzą półlegendarni wojownicy, na wyrafinowany dwór Królowej, a nawet na nigdy nie widziane brzegi Wielkiej Wody. Przede wszystkim jednak skonfrontuje ich, w odległej, podziemnej krainie, z przedwiecznym, bezimiennym złem, owocem zemsty, zdrady i nienawiści.
Brzmi znajomo? Oczywiście. Williams otwarcie przyznawał, że inspirował się w swej powieści mistrzem Tolkienem. Fritti i jego młodszy towarzysz przypominają chwilami Froda i Sama, Dwór Harara to coś między Rivendell a Lothlorien, rządzący swoimi terytoriami i zachowujący dawne tradycje szlachetni tanowie podobni są do Dunedainów, a duszne korytarze Bezmiaru pełne cierpiących niewolników i brutalnych, zdeformowanych (genetycznie? magicznie?) strażników przywodzą na myśl Mordor. Lud Frittiego posiada swą własną historię, mitologię, obrzędy i pieśni, mają je także inne zamieszkujące jego świat rasy. Nie zabrakło nawet klasycznej mapki na początku i słownika nazw z języka Ludu oraz listy postaci na końcu.
No tak, powiecie, jeszcze jeden epigon Tolkiena, produkujący własną wersję Śródziemia, czym tu się zachwycać?
No tak, tylko ja zapomniałam wam powiedzieć, że Fritti Łowca to kot.
Podobnie jak Richard Adams w "Wodnikowym Wzgórzu" zrobił to w stosunku do królików, Tad Williams stworzył zabawny i przekonujący obraz społeczności kotów, antropomorficznych w swych tradycjach, mitach i pieśniach, ale kocich w zachowaniach (gdy Fritti po raz pierwszy widzi zachwycającą Jej Miękkość Królową, ta z uniesioną tylną łapą wylizuje sobie... to, co koty zwykły sobie w takiej pozycji wylizywać). Oprócz nawiązania do klasyki fantasy, mamy też odniesienia do wierszy T.S. Eliota o kotach (na przykład fakt, że każdy kot posiada trzy imiona).
Jedyne, do czego można się przyczepić, to tłumaczenia niektórych imion - Fritti w oryginale nazywa się Tailchaser, czyli Goniący za (własnym) Ogonem, a przełożenie tego jako "Łowca" sprawia, że polski czytelnik nie rozumie żartów, jakie robią sobie z młodego kotka starsi. Podobnie Cienista Strzecha - oryginalne imię, Roofshadow, podkreśla, że ta szara kotka przemyka po dachach jak cień, nie ma za to żadnego związku ze strzechą. Ale to tylko drobiazgi.
Epicka opowieść z dużą ilością futra.