Bez zbędnych wstępów i kolejnych zachwytów nad Michaelem Grantem powiem tak: seria "Gone" dojrzewa, podejmuje coraz trudniejsze tematy, staje cię brutalniejsza i mroczniejsza. Bohaterowie dojrzewają do podejmowania poważnych decyzji, które wiążą się albo z przetrwaniem, albo z wypadnięciem z ETAP-u. Na naszych oczach zmieniają się, nabierają pokory lub oddają się w sidła szaleństwa, rozpaczy i desperacji. Ze względu na te zmiany czwarty tom prezentuje się znacznie lepiej od poprzedniego, który i tak przecież trzymał stały, bardzo dobry poziom.
Perdido Beach to w gruncie rzeczy wyjątkowo pechowe miejsce. Nie dość, że od wielu miesięcy trwa w nim ETAP, dzieci pozbawione są opieki rodziców, a na ulicach panuje chaos, to na dodatek wśród jego nastoletnich mieszkańców wybucha epidemia grypy, której nie potrafi wyleczyć nawet słynna Uzdrowicielka. Mało tego: Drake ucieka z więzienia, zaczyna brakować wody, Sam i jego najlepsi ludzie znikają, a Mały Pete pogrąża się w psychodelicznej gorączce, walcząc z Gaiaphage wewnątrz swojego umysłu. Kiedy w miasteczku pojawiają się krwiożercze robale-mutanty, upadają resztki człowieczeństwa, a jedynym ratunkiem dla mieszkańców jest ich największy wróg.
Kończąc lekturę, miałam ochotę wyć z rozpaczy, że nie mam pod ręką kolejnej części. Byłam i wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem tego tomu, bo wkradły się do niego dojrzałość i dramatyzm, które w poprzednich istniały w moim odczuciu w zaledwie szczątkowej postaci. Byłam zachwycona akcją, z uwagą śledziłam wydarzenia w Perdido Beach, ale i poza nim, przyglądałam się przemianie Sama i Astrid, próbowałam też rozwikłać zagadkę Projektu "Kasandra". Sama wzmianka o nim wbiła mnie w fotel, dlatego liczę na więcej szczegółów w piątej części.
Minusy książki są te same, co zawsze: Drake i Astrid. Tej dwójki po prostu nie mogę strawić. Gdyby nie fakt, że ich wątki są niezwykle istotne dla całej fabuły, bo łączą się z Gaiaphage i Małym Pete'm, przeskakiwałabym je bez cienia skrupułów. Ale skoro są tak ważne, to staram się je czytać, nie myśląc o tym, że dotyczą Biczorękiego i Genialnej Astrid.
Mniej drażniące, ale mimo wszystko nieakceptowalne, są za to błędy w tekście - standardowe literówki i pomyłki, które w ostatecznym wydaniu nie powinny się pojawić. Biorąc jednak pod uwagę moje uwielbienie do serii, potknięcia tłumaczki jestem w stanie wybaczyć i rzadziej wyłapywać je w trakcie czytania (co robię wbrew własnej woli, automatycznie).
Michael Grant ma to do siebie, że lubi stopniowo wprowadzać do fabuły nowych bohaterów. I w tej części pojawiają się nowe postacie - Sanjit wraz z przybranym rodzeństwem, ale i na wpół oszalały uciekinier z wspomnianego wcześniej Projektu "Kasandra". Są to postacie ciekawe, choć nie tak jak Sam, Dekka, czy też Mały Pete. Ten ostatni wreszcie otrzymuje szansę przedstawienia pewnych historii z własnego punktu widzenia. Fragmenty te należą do najbardziej enigmatycznych, a przez to fascynujących wątków, z jakimi mamy do czynienia.
Faza czwarta ETAP-u trwa zaledwie 72 godziny, ale to wystarczy, by wywrócić życie naszych bohaterów do góry nogami. W tym czasie dzieje się tak wiele, że można doznać szoku! Bohaterowie kłócą się i rozstają, dojrzewają lub zmieniają swoje poglądy, niektórzy mają dość i "wypadają" z tego koszmaru, jeszcze inni załamują się i odchodzą, a ci, którzy mają do czynienia z tytułową plagą, wręcz błagają o szybką śmierć. ETAP staje się coraz bardziej brutalny i nic nie wskazuje na to, by miał się zakończyć. Bohaterowie wątpią zresztą, by po ucieczce z koszmaru udało im się wrócić do normalnego życia. Sam jest wręcz przekonany, że stanie przed sądem i odpowie za to, co zrobił, gdy był dowódcą w Perdido Beach.
O tej książce można byłoby opowiadać bez końca. Jest dojrzalsza i coraz ciekawsza, dużo lepsza od swoich poprzedniczek, które sprawiały wrażenie wstępu przed tym, co dzieje się teraz; jest też niebezpieczna, brutalna i niemal całkowicie pozbawiona człowieczeństwa, ale na swój sposób sprawia, że nie można się od niej oderwać.
Nie dziwię się, że Gone ma tylu fanów na całym świecie. Jeśli do tej pory nie mieliście z tą serią do czynienia, polecam naprawić ten błąd i dołączyć do grona miłośników prozy Granta.
Ocena: 5,5/6