Kryminał i wiktoriański Londyn – to dwa hasła, które uwielbiam. Zwłaszcza, jeśli są one ze sobą połączone. Peter Ackroyd i jego „Golem z Limehouse” świetnie wpasowuje się w ten klimat, fabuła zapowiada się intrygująco, dlatego nie mogłam obojętnie przejść obok takiej lektury. Jaki był rezultat? Obyło się bez fajerwerków, ale za to dobrze się ją czytało. Mroczny obraz wiktoriańskich ulic Londynu, zagadkowy morderca i ciekawe zakończenie – przy takim zestawie nie można się nudzić. A to dopiero początek atrakcji.
Nie jest to obszerna historia, liczy sobie raptem trzysta stron, a jednak wydaje się być mocno treściwa. Autor postarał się o dobrze skrojoną historię, w której nie szczędzi opisów makabrycznych zbrodni – każdą z nich traktuje osobliwie, dużą uwagę przykuwa do detali. Nie miałam jednak tego wrażenia, że w tej kwestii trochę przesadził. W końcu nie każdy lubi AŻ tak szczegółowych opisów mordu. W tym przypadku można powiedzieć, że idealnie pasują do miejsca, jakim jest wiktoriański Londyn. Jest mrocznie, strasznie, ponuro, brzydko i krwawo. Aż czuć ciarki na plecach.
Pozytywnym elementem książki jest także fakt, iż autor starannie rozbudowuje historię i stopniowo daje czytelnikowi możliwość rozwikłania zagadki samodzielnie. Umiejętnie tuszuje rozwiązanie aż do samego końca, chociaż, nie powiem, niektóre elementy zagadki były przewidywalne do bólu. Dzięki zastosowaniu różnorakiej narracji mamy podgląd na sytuację ze strony uczestników wydarzeń, obserwatorów i potencjalnych morderców. Jest to 1-szo, 3-cio osobowa narracja, zapiski z dziennika czy też fragmenty przesłuchań. Na ich podstawie mamy możliwość stworzenia własnej teorii. Ale – to nieco mylące, to ciągłe przeskakiwanie z jednej narracji w drugą. Niby autor poukładał wszystko tak, by historia była ciągła i kompletna, ale mniej uważni czytelnicy mogą łatwo zgubić myśli. Co ma swoje dobre i złe strony. Złe – nie zrozumieją jej lub mocno się pogubią. Dobre – zakończenie i rozwiązanie zagadki „kto zabił?” będzie podwójnym zaskoczeniem.
Właśnie to, że łatwo się w niej zgubić może sprawić, że wielu czytelników nie dotrwa do końca książki. I to jej najsłabszy element. Poza tym możemy mówić o bardzo dobrej lekturze. „Golem z Limehouse” to ciekawie skonstruowana historia, w której autor zawarł wiele efektownych elementów: portret mordercy budzi przerażenie, szczegółowe i dosadne opisy zbrodni nadają powieści mocny charakter grozy, a XIX-wieczny Londyn świetnie uzupełnia tło do zaistniałych wydarzeń. Potrafi wciągnąć, nieźle zaciekawić i zaskoczyć – zwłaszcza przy rozwiązaniu zagadki. Idealna lektura dla fanów kryminału i epoki wiktoriańskiej.