Na temat niektórych książek, jest bardzo głośno nawet przed premierą. Właśnie do nich należy „Angelfall”, które zwróciło moją uwagę i spowodowało, że z niecierpliwością na nią wyczekiwałam. Jest to jedna z tych lektur, od których dużo się wymaga przez opis, oryginalną fabułę i przyciągającą okładkę. Sposób w jaki została wydana jest dobry, jednak, czy środek dorówna części zewnętrznej?
Anioły zstąpiły na ziemię, jednak każdy wyobrażał sobie tę chwilę inaczej. Okazuje się, że skrzydlate postacie otrzymały misję wyniszczenia ludzkości. Od ataku wszyscy mieszkańcy ukrywają się. Na ulicach zaczynają pojawiać się gangi, na niebie anioły. Nikt nie może czuć się bezpieczny. Właśnie w tym świecie żyje Penryn, siedemnastolatka, która opiekuje się niepełnosprawną siostrą, oraz chorą psychicznie matką. Pewnej nieszczęsnej nocy, są świadkami walki aniołów. Z biegiem wydarzeń Paige zostaje porwana, a jedyną szansą odnalezienia jej jest współpraca z wrogiem. Okazuje się, że nie jest on tak zły jak mógłby się wydawać. Wraz z Raffiem, przemierzają kraj, by w końcu trafić do Gniazda.
„W nowym świecie nocą zawładnęły istoty, których obawiają się nawet najgroźniejsze gangi”
Brzmi dobrze, prawda?
Największym plusem powieści jest ciekawie wykreowany świat, przepełniony brutalnością i zniszczeniem. Dodatkowo dochodzą reguły, które w nim panują. Mimo, że nie jest to rzeczywistość, w której ktokolwiek chciałby się znaleźć, to ciężką z niego wybrnąć. Przygody Penryn wciągają i tak łatwo nie puszczają. Fabuła jest oryginalna, a już na pewno przedstawianie aniołów jako istoty złe, które zagrażają ludzkości. Możemy obserwować zmagania ludzi ze skrzydlatymi i przygotowania do wojny. Nie spodziewałam, się znaleźć w tej lekturze dobrego dowcipu. Spodziewałam się skupienia autorki na sprawach dramatycznych i przerażających, a jednak… Raffie to anioł z genialnym poczuciem humoru. Nieraz na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Autorka raz na jakiś czas pozwalała czytelnikowi odetchnąć od atmosfery wywołującej ciarki na plecach. Dzięki temu lektura nie jest ciężka i nie męczy.
Interesującym zjawiskiem jest również postać matki Penryn. Pojawia się w najmniej spodziewanych momentach i robi rzeczy, o których nawet nikt by nie pomyślał. Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się jej losy w kolejnych częściach trylogii.
„Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak wielkim zwycięstwem jest przeżycie kolejnego dnia”
Bohaterowie są barwni i wyjątkowi. Penryn wyróżnia się odwagą i poświęceniem, jednak ma także wady. Na pewno nie jest idealna, ale to nawet lepiej? Nadaje to „Angelfall” więcej realizmu. Jednak Raffie to co innego, zostałam jego fanką i przyznaję się do tego bez bicia.
Dużym ‘minusem’ była za to długość książki. To tylko trochę ponad 300 stron. Gdzie reszta? Co dalej? Zakończenie pozostawia czytelnika z chęcią po sięgnięcie do kolejnych części, których jeszcze na polskim rynku nie ma. Pozostaje czekanie.
Książkę szczerze polecam. Jestem jak najbardziej zadowolona z czasu, który przy niej spędziłam. Na pewno nie jest on stracony. Najlepszymi odbiorcami „Angelfall” byłaby starsza młodzież, ale nie tylko. Wydaje mi się, że dorosły czytelnik znalazłby w tej historii wiele plusów, tak jak ja. Jeszcze raz polecam, ponieważ warto zapoznać się z losami Penryn i jej opowieścią o końcu świata.
Ocena: 9/10