Dziesięć opowiadań o kobietach. O ich relacjach z mężczyznami, stosunku do macierzyństwa czy pragnieniu kariery. Miesiączce, poronieniu i aborcji. Zdradach i lęku przed samotnością.
Dziesięć opowiadań o mężczyznach. O ich lękach, kłamstwach i obojętności. Pozornie mało ważni (czasami pozbawiani nawet imion), a jednak wciąż obecni. Czasami stanowią jedynie tło, czasami znajdują się w centrum.
Dziesięć opowiadać o ludziach z krwi i kości.
Autorka nie kluczy słowami. Przedziera się przez tłum uczuć, by wytyczyć wśród nich drogę i zmierza tam, gdzie od początku chce trafić. Żadne zdanie nie jest zbędne, ale wciąż nie brakuje im zgrabności i wdzięku. Czasami cechuje je pozorna oschłość, ale kreślone za pomocą słów obrazy są na tyle wymowne, że emocje targające bohaterami wciąż uderzają w czytelnika. Samotność i uporczywy lęk towarzyszą prawdopodobnie każdemu opowiadaniu, a dostrzeżenie istoty kolejnych tekstów nie wymaga wysiłku. Powiedziałabym, że autorka podaje nam wszystko na tacy, ale jednocześnie przygasza światło na tyle, byśmy musieli się skupić na poszczególnych kształtach, by dostrzec wszystkie szczegóły. Nie jest to trudne, ale wciąż satysfakcjonujące.
Nie wiem, czego tak właściwie spodziewałam się wcześniej po lekturze prozy tajwańskiej pisarki, ale na pewno zaskoczyło mnie podejście do chociażby relacji damsko-męskich czy macierzyństwa. Zapewne oczekiwałam większego konserwatyzmu, a dostałam manifest kobiecej wolności. Bohaterki Maruli Liu nie tkwią bowiem w społecznych kajdanach, a ograniczają je jedynie te, które same na siebie nakładają. Nieszczęśliwe i samotne wchodzą w kolejne płytkie relacje lub decydują się na romans ze starszym żonatym mężczyzną, a wszystko to zwykle z nadzieją na znalezienie miłości. Najczęściej pragną stabilności, ale jednocześnie ją odrzucają. Udane związki rację bytu mają jedynie gdzieś w tle, a w centrum kobiety mają większe szczęście do swojej kariery lub realizują się jako pracujące mamy. Więcej tutaj seksu niż romantycznych uczuć, a poczucie braku satysfakcji emocjonalnej dominuje.
Po skończeniu czytania większość opowiadań zlała mi się w jedno (szczególnie na poziomie emocjonalnym), ale w tym wypadku nie traktuję tego jako minus. Uczuć bowiem znalazło się we mnie tak wiele, że mają problem z ujściem. Była to bowiem bowiem bardzo satysfakcjonująca lektura.
przekł. Agata Chyla
„Marula Liu jest głosem tajwańskich kobiet XXI wieku. Posłuchajmy tego głosu.”