Bardzo sprawny styl jakim to jest napisane vs brak jakichś szczególnie dobrych pomysłów na te opowiadania vs miejscami dziwne elementy formalne vs filozofowanie autora. Te cztery elementy leją się w tych opowiadaniach :) Nie współgrają, nawet nie można powiedzieć, by po prostu w nich współistniały, nie, one biją się i okładają, tocząc jakąś dziwaczną bójkę o to, który najwyżej wypłynie i stanie się charakterystycznym dla tego zbiorku.
Tak, czyta się to naprawdę przyjemnie, szybko, kartka leci za kartką. Karika wie, jak czytelnika wciągnąć, wie, jak sprawić, byśmy podążali za jego narracją. Wie, jak nader sprawnie zorganizować wszystko tak, byśmy wczuli się w sytuacje wykreowanych przezeń bohaterów, nawet jeśli od pierwszego, tytułowego opowiadanka daje nam znaki, że tym razem będą to niezbyt przyjemni ludzie (by potem dojść w pewnym momencie do mocniejszych jeszcze niż tylko „nieprzyjemny człowiek” rzeczy :) ). Z drugiej również nader szybko zauważa się, że same pomysły na te teksty jakoś tak nie porywają. Coś tam się dzieje, postacie czegoś doświadczają, ale ani nas to nie zaskakuje (poza dosłownie jednym przypadkiem, kiedy z kolei całość jest nastawiona na zaskoczenie) ani poraża. Po prostu coś ich spotyka na ich życiowej drodze, The End. Jakby Józef K. zajmował się pracując na tym dziełkiem naprawdę, ale to naprawdę wieloma związanymi z nim rzeczami, ale akurat niespecjalnie samym wymyślaniem go :)
I chyba dość łatwo pojąć, że te dwie wyżej wzmiankowane rzeczy będą się podczas czytania lały o to, na którą z nich odbiorca zwróci większą uwagę.
Dla jasności: to nie jest tak, że one są całkiem niewymyślone, jakieś pomysły na nie były, trochę się każdy z nich musiał w głowie słowackiego autora rodzić. Po prostu nie są jakoś „porażająco wyraźnie wymyślone”.
Ale, jak już zaznaczyłem, to jeszcze nie wszystko. Podczas całej lektury zbiorku czujemy od czasu do czasu lekkie zakłócenia w eterze. Jakieś takie podłamania struktury tych tekstów. Ciekawe, że najwyraźniej objawia się to w dwóch „klamrowych” opowiadaniach, w otwierającym i zamykającym książkę. W tym pierwszym główny bohater – osoba, która opowiada nam swoja historię (swoją drogą ciekawe, czy Karika w ogóle potrafi pisać w trzeciej osobie, z wszechwiedzącym narratorem, a tak już zupełnie na serio, czy zdoła kiedykolwiek, choć raz, wyjść z tej swojej strefy komfortu) niesamowitym zbiegiem okoliczności z dwóch niezależnych źródeł poznaje elementy interesującej go historii, w tym drugim zaś mamy dość poważną niekonsekwencję tyczącą charakteru przypadłości trapiącej jego bohatera (a raczej sposobu, w jaki udaje mu się z niej wychodzić). W całym zbiorku takich spraw jest kilka, jakoś tam zakłócają to dobrzemisięczytanie, co może być istotnym mankamentem w pozycji, której dobrzemisięczytanie jest najważniejszym atutem.
I wreszcie kwestia Karikowego filozofowania, rozważań nad naturą bytu. Jest w miarę sprawnie wplecione w teksty… a z czasem jakoś tak zdarza mu się zaczynać je dominować. Przemyślenia rozlewają się na strony, dosłownie, lecą po nich w kółko i w kółko. Autor ten miał to już wcześniej, w powieściach, ale powieść jednak jakoś tak trudniej zdominować niż opowiadanko. Uczestniczymy w tych strumieniach świadomości i naprawdę jeden czy drugi czytelnik mogą się przy tym lekko podłamać. Ja akurat nie, lubię to, lubię swoją drogą bardzo tę problematykę (dobra, już przyznam się, jedną z moich guilty pleasures jest oglądanie na yt Atora nawijającego o teorii symulacji i pokrewnych tematach, kamieniujcie :) , a tu przecież mamy nader zbliżoną problematykę), ale wiem, że wielu będzie mieć z tym problem.
Swoją drogą ciekawe, że wątki „krytyki społecznej”, ukazania, jak wygląda sytuacja życiowa jego rodaków tu i teraz, również obecne wcześniej w twórczości tego pisarza, tu pojawiają się praktycznie wyłącznie w pierwszym z tekstów. Jakby autor chciał potem mieć od nich spokój.
7/10, nieźle się bawiłem, starałem się wczuwać w filozofię, no i anegdotki, jak ta o papieżu, były ciekawe.
PS: Jeszcze jedna interesująca sprawa: nawiązania do trudnej przeszłości Słowaków z okresu Drugiej Wojny Światowej. Jest ich w książce sporo (choć wcześniej nigdy tego u Kariki nie odnotowałem) a jednocześnie zawsze, gdy się pojawiają mamy wrażenie, że to pierwszy taki raz. I dopiero po chwili przypominamy sobie, że już to było tu. Swoją drogą pisarz sprawnie oczyszcza swoich rodaków, w każdym razie z zarzutu bycia po niewłaściwej stronie w czasie wojny (bo wzmianki o okrucieństwie i np. zbiorowych mordach jak najbardziej tu znajdziemy). Słowacy są na kartach „Głodu” po prostu ofiarami Rzeszy, o zorganizowanej kolaboracji państwa Tiso nie znajdziemy tu słowa.