Podchodziłem do tego tytułu z ogromnymi nadziejami, wierzyłem że debiutancka książka Russella Whitfielda na jakiś czas pozwoli zapomnieć o teraźniejszości, przenosząc mnie na rzymskie areny rodem z filmu „Gladiator”. Powiadają że „nadzieja matką głupich”, a ja miałem się właśnie o tym przekonać.
„W czasach , kiedy Rzymem rządziła dynastia Flawiuszy, a tradycyjne walki gladiatorów coraz rzadziej zaspokajały apetyty rządnej krwi gawiedzi, na arenie pojawił się nowy rodzaj wojownika: gladiator-kobieta.”
Tak brzmi ogólnikowy opis na okładce książki. Powieść opowiada o jednej z kapłanek świątyni Ateny, która w skutek niefortunnego biegu wydarzeń trafiła jako niewolnica do szkoły gladiatorskiej. To właśnie pobyt w tym miejscu będzie dla niej przełomowym momentem w jej doczesnym życiu. Od dnia kiedy się tam pojawiła coś bezcennego - jej życie, zostało wycenione na kilka złotych monet. Od teraz przyjdzie jej walczyć o każdy kolejny wschód słońca. Czy, mogłoby się wydawać delikatna i pełna wiary kapłanka, da sobie radę w tak niekorzystnym dla niej otoczeniu?
Główną bohaterką powieści jest Lysandra, z pochodzenia Spartanka, będąca niegdyś kapłanką w świątyni Ateny. Wychowywana wedle agoge stała się niezwykle dumną, pyszną, a zarazem pewną siebie kobietą. Czy te cechy charakteru pomogą jej w walkach o własne życie?
Jako pospolity czytelnik pałałem do Lysandry jedynie dwoma uczuciami – niechęcią i współczuciem, które wzajemnie się ze sobą przeplatały. Nie było takiego momentu powieści w którym mógłbym szczerze powiedzieć że ją polubiłem. Jeżeli taki był zamysł autora - stworzyć bohaterkę która pod żadnym względem nie jest osobą pozytywną, to w pełni mu się to udało, choć jestem lekko zaskoczony takim posunięciem.
Lysandra, nie stroniąc od arogancji zyskuje sobie coraz to większą rzeszę wrogów, jednocześnie zdobywając poparcie wśród innych, bardziej cywilizowanych mieszkanek szkoły gladiatorskiej. Do końca nie rozumiem co kierowało zwolenniczkami Lysandry, bo jedynym powodem jaki dostrzegłem był strach, tudzież szacunek dla jej umiejętności. Gladiatorka nie jest osobą do towarzystwa, gdyż wykształcenie jakie posiadała, wedle jej osądu rzeczywistości, stawiało ją o kilka stopni wyżej w hierarchii społecznej niż innych.
Taką to rodzynkę wykreował dla nas pan Whitfield.
Świat przedstawiony w „Gladiatorce” zdaje się nie odgrywać żadnej, znaczącej roli. Autor nie podsuwa nam obrazów, nie opisuje aren czy miast, w których akurat odbywają się igrzyska. Trochę to dziwne, zwłaszcza że w tej sferze mógł pokazać swoją fascynację starożytną Grecją i Rzymem, a tak, musimy polegać wyłącznie na własnej wyobraźni.
Kolejnym rozczarowaniem były dla mnie sceny walki. Po opiniach na ostatniej okładce oczekiwałem czegoś niezwykle brutalnego (to słowo pojawiło się aż w trzech, na cztery opinie) i dynamicznego, a autor po raz kolejny oddaje sprawę w nasze ręce, dając zajęcie lekko zdezorientowanej już wyobraźni. Pojedynki toczą się w dość „skokowy sposób”, nie widzimy płynności akcji. Niekiedy dochodzi do tego, że autor, zaraz po rozpoczęciu walki przeskakuje do momentu, gdzie walczące gladiatorki obfitują już w poważne rany. Pytam, dlaczego?! Pojedynki powinny być sprawą nadrzędną, a po każdym kolejnym powinniśmy mieć ochotę na więcej, tymczasem możemy ich oczekiwać niczym rolnicy opadów deszczu w czasie suszy.
Książka podzielona jest na 56 rozdziałów, które występują po sobie chronologicznie, ale dzieląca je przestrzeń czasowa jest zróżnicowana.
Mimo to osobiście podzieliłbym ją w inny sposób, bardziej nieformalny. Otóż książka zawiera tak jakby dwie części, druga, zdecydowanie lepsza i bardziej „gladiatorska” i pierwsza, której lektura przypominała mi jakiś film dla dorosłych, bądź poradnik seksualny.
Byłem lekko zszokowany, gdy pan Whitfield postanowił cały swój kunszt włożyć w opis seksualnych igraszek bohaterów. Co tam walki, co tam areny, wreszcie co tam cały świat starożytnej Grecji i Rzymu - najlepiej skupić się na erotyce. Wnioskuję że właśnie z takiego założenia wyszedł autor książki. Być może w pewien sposób napędzi to sprzedaż jego debiutanckiej powieści, ale z drugiej strony zdezorientuje czytelników głodnych wszystkiego co gladiatorskie. Nie powiem, w niektórych momentach czułem się lekko nie tyle zdegustowany, co zażenowany torami myślowymi pana Russella.
Książka absolutnie dla dorosłych!
Czego mi jeszcze brakowało? Przypisów. Autor niekiedy posługuje się łacińskimi zwrotami, które wypadałoby przetłumaczyć, a tak, jesteśmy zmuszeni, albo zignorować te cytaty (co znacząco nie wpływa na sens wypowiedzi), albo poszukać tłumaczenia w innych źródłach.
Mimo tych minusów są także aspekty godne pochwały. Przede wszystkim wydanie, które jest naprawdę ciekawe. Do tego na pierwszych stronach powieści widzimy rysunki kilku rodzajów uzbrojenia gladiatorek, dzięki czemu, gdy autor opisując wojowniczkę daje do zrozumienia że tym razem wystąpi ona jako „secutor”, możemy swobodnie wrócić do pierwszych stron i przyglądnąć się, jakże ten „secutor” wygląda.
Chociaż z drugiej strony prawie 35 zł, w kryterium cena/jakość nie wypada zbyt oszałamiająco. Kolejnym plusem jest główna bohaterka, bo pomimo swoich wad i niechęci jaką do niej czujemy, została wykreowana w fantastyczny sposób. Mimo różnych sytuacji, w których przyjdzie jej się znaleźć, nadal pozostaje tą samą zadziorną osobą, ani na chwilę nie odbiegając od przyjętej dla niej osobowości. Pozostałe bohaterki także posiadają indywidualne charaktery, wzbogacając tym samym lekturę powieści.
Na pochwałę zasługuje także fabuła, prowadzona w staranny i przemyślany sposób. Do końca powieści nie jesteśmy pewni losów bohaterek, a liczne zwroty akcji i poboczne wątki są w stanie zniwelować wszystkie drażniące nas dotychczas aspekty powieści. To właśnie ona jest głównym powodem dla którego warto nazwać ten tytuł ciekawym debiutem.
Podsumowując, przede wszystkim „Gladiatorka” jest książką zaskakującą, choć nie w taki sposób jaki by się tego oczekiwało. Mimo gamy możliwości, jakie daje świat starożytnej Grecji i Rzymu, autor najzwyczajniej w świecie, nie wykorzystał tego potencjału. Język którym się posługuje jest lekki, ale zdecydowanie mało obrazowy. Potyczki przez niego przedstawione świecą „pustkami opisowymi” w skutek czego, nie jesteśmy w stanie do końca wyobrazić sobie zamysłu autora.
Jak na debiut, nie jest źle, ale mogło być zdecydowanie lepiej.
[recenzja opublikowana na portalu Fantasy Book]