„Mr & Mrs Compilcated” to już finał genialnej trylogii, którą Asia podbiła nasze serca! „Miss Independent” zdecydowanie pozostanie w moim serduszku, jak i oczywiście na mojej półeczce, na dłuuugi, długi czas. Pamiętam jakby to było wczoraj, jak sięgnęłam po pierwszy tom…oj zwlekałam z nim trochę, bowiem ilość stron mnie przerażała :P Ale jak zaczęłam czytać, tak te 400 stron to było nic! Dosłownie! Nic w porównaniu z tym, jak zaj**sta to była historia! A przez zakończenie, nie mogłam normalnie funkcjonować! Potem pojawiła się dwójeczka, która była tak cudownie dopracowana, a dalsze losy Brysona i Sophii skutecznie przyspieszały bicie serca…nie wspominając już o temperaturze ciała :P I choć na trójkę już nie mogłam się doczekać, to jest mi też smutno, że to już koniec…
Kto czytał poprzednie części, ten wie, że autorka wie jak zagrać czytelnikowi na emocjach. Mogłoby się wydawać, że teraz gdy państwo Scott w końcu wyjaśnili sobie wszystkie niejasności i układa im się bardzo dobrze, a do tego ich syn Justin jest aniołkiem, historia powinna przybrać spokojniejszy obrót…. Ale nic bardziej mylnego :P Lata mijają, Sophia zostaje dyrektorem redakcji Golden Wolf, Bryson co chwile podejmuje się nowych inwestycji, a Justin… no cóż, jest już nastolatkiem, a co za tym idzie, swoje różki zacznie pokazywać. Do tego pojawiają się zmory z przeszłości, które dużo namieszają w rodzinie państwa Scott…
Nie byłam przygotowana na to, co czekało mnie w tej części. Po zakończeniu dwójki, kompletnie nie wiedziałam, czym autorka zaskoczy mnie w finale. Wiedziałam jednak… może bardziej przeczuwałam, że będzie to coś, co rozsadzi mi głowę :p I jak udało mi się twardo trzymać i nie płakać wcześniej, tak tutaj wymiękłam :D tak…w dwóch momentach ryczałam jak bóbr! Tak okropnie wczułam się w tę historię, że moje serce w pewnym momencie nie wytrzymało, mózg się przegrzał i miałam ochotę coś rozwalić :p Autorka po raz kolejny serwuje nam taki rollercoaster emocji, że wierzcie mi, nieraz będziecie przeklinać pod nosem :P Co tu się w ogóle dzieje!! Samo pojawienie się pewnych osobistości z przeszłości naszych bohaterów, skutecznie namiesza w ich życiach. Tutaj niczego nie możecie być pewni. Autorka uwielbia zaskakiwać, tak więc musicie być gotowi na wszystko ;) Historia tak okropnie wciąga, że jak zaczniecie to świat naokoło przestanie dla Was istnieć :P i nie śmiejcie się – ja zapomniałam, że wstawiłam ziemniaki na gaz i było po ziemniakach :P
Najbardziej w książkach autorki uwielbiam właśnie te emocje, które przyspieszają bicie mojego serca. Ale nie tylko. Spora dawka humoru, którą autorka idealnie tu wkomponowała , po prostu roztopiła moje serce. Relacja Brysona z synem, momentami jest przekomiczna, ale jakże genialna!! A przez ostatnie strony, nabawiłam się bólu brzucha. Tak, to było coś ;) Tak mocno zżyłam się z głównymi bohaterami, że na pewno będę za nimi nieraz tęsknić. I z ogromną chęcią, za jakiś czas znów sięgnę po całą trylogię Miss Independent i ponownie zagłębię się w świat Brysona i Sophii!