Zainspirowana twórczością Howarda Philipsa Lovecrafta autorka „Żelazny cierń” stworzyła świat nieprawdopodobny. Dystopijna wizja świata Caitlin Kittregde dla niektórych to jedynie banalne pisadełko, dla innych rzeczywistość porównywalna do Harrego Pottera. Ja znalazłam się w grupie pomiędzy, lecz skłaniając się ku tej drugiej. Przyjrzyjmy się realiom świata, gdzie za posiadanie wyobraźni czy po prostu zdrowego rozsądku ludzie są skazywani na śmierć lub zamykani w szpitalach dla psychicznie chorych.
Aoife Grayson nie miała łatwo od najmłodszych lat swego życia. Płynący w jej żyłach obłęd nie przestaje przypominać o sobie, odbierając normalne życie studentki inżynierii, na które bardzo mocno pracuje. Nie tylko niechybny obłęd utrudnia jej egzystencję. Dziewczyna żyje w świecie, który jest strzeżony przez Nadzorców. Ich wrogiem są heretycy, którzy głoszą słowa o świecie dalekim od wpajanej przez nich wizji. Ludzie są notorycznie zastraszani karą za odbiegające od standardu poglądy, jak i możliwość zarażenia się Nekrowirusem. Skutkiem zakażenia jest obłęd lub zmiana w zawirusowaną istotę.
Kilka tygodni przed szesnastymi urodzinami, które będą początkiem jej szaleństwa, Aoife dowiaduje się rzeczy, o których nawet nie śniła, a Nadzorcy są w stanie zabić za podobne przekonania. Dziewczyna jest zmuszona uciec z Akademii i odszukać swego dotkniętego obłędem brata. Wraz z towarzyszącym jej przyjacielem, Calem, oraz zatrudniony przez nią przewodnikiem-heretykiem, Dean'em wyrusza w niebezpieczną podróż do domu jej ojca. Zdobyta przez nich wiedza stawia na nich wyrok śmierci, a kłamstwa, którymi Cal i Dean nakarmili Aofie, zostaną nareszcie rozwiane.
Niewiarygodny świat Pani Kittredge przemówił do mnie, jako zagorzałego czytelnika dystopijnych powieści, jak bez dwóch zdań mogę nazwać „Żelazny cierń”. Mroczna atmosfera nie opuszczała mnie od początku do samego końca lektury. Jedynym mankamentem jest bardzo powolnie posuwana akcja, która z początku zmuszała mnie do odkładania książki na przysłowiowe „później”. Nie umniejszam tym na fantastycznym obrazie, z jakim miałam przyjemność się spotkać i zaznajomić.
Prowadzona w pierwszoosobowej narracji głównej bohaterki powieść to idealna książka dla młodzieży, lecz nie tylko. Jeżeli istnieją ludzie, dla których świat przedstawiony w „Żelaznym cierniu” nie odstrasza, a nieuchronny wątek miłosny nie będzie raził w oczy, jestem bardziej niż skłonna polecić im tę powieść. Przyznać jednak muszę, że przewidywalność owego miłosnego wątku między bohaterami i chwilowym trójkącie miłosnym była nader widoczna przy pierwszych rozdziałach, czego nie uznaję jako plus.
Nie mogę przejść obojętnie obok wszelakich stworów, które zostały umieszczone w książce, jak również Maszynie, która napędza miasto Lovecraft oraz jego mieszkańców. Przeróżne, przerażające istoty, które przez Nadzorców są tłumaczone jako przeobrażenie ludzi po zakażeniu Nekrowirusem, doczekały wyjaśnienia swego istnienia, sprawiając, że otworzyłam usta z szoku. A powieść, która została oparta na inżynierii, życiodajności Maszyny przyprawia mnie o ciarki. Jedyną rzeczą, której nie można zarzucić autorce, to brak wyobraźni.
Streampunkowa powieść Caitlin Kattridge to kapitalne rozpoczęcie trylogii „Żelazny Kodeks”, wprowadzająca w mitologiczny, nieprawdopodobny świat, który przeraża, a zarazem porusza genialnością. Dlatego Drogi Czytelniku nie wahaj się ani chwili.
Wyrusz w podróż do świata, gdzie obłęd może okazać się magią.