"Pożeracz snów" to piękny i obiecujący tytuł, który zdobi niezwykłą okładkę. Zapowiadała się naprawdę dobrze, więc właśnie tą książkę wybrałam, aby urozmaicała mi długą drogę w autokarze.
"Pożeracz snów" opowiada historię nastoletniej Elisabeth, którą poznajemy w momencie jej przeprowadzki z Kolonii do małego miasteczka Kaulenfeld. Nowe miejsce niezbyt jej się podoba i ciężko jej nawiązać nowe znajomości. Oczywiście jej życie nabiera sensu, gdy z opresji ratuję ją leśniczy i mistrz karate na koniu i żeby nie było nie porozumień to mistrz karate, jeździec konny i leśniczy to jedna i ta sama osoba. Potem Ellie zakochuję się po czubek swojej pustej czaszki i pojawiają się problemy.
Ellie jest zmienna, nie może się do końca zdecydować, czy chce mnie denerwować, czy też chce, abym ją lubiła. Niestety przeważa to pierwsze. Główna bohaterka boi się własnego cienia, pająków ( co akurat jest zrozumiałe), koni i wysokiego, co tylko można się bać. Do jej nieustannego lęku dochodzą jeszcze dziwne sny, omdlenia i przede wszystkim niesamowita empatia, która jest okropnie zmarnowanym motywem. Elli jest także kapryśna, uległa, często głupia, brak jej chyba zdolności społecznych, a do tego nieustannie płacze (kolejny zmarnowany wątek). Te wszystkie minusy idą jednak czasami w niepamięć, bo dziewczyna ma swoje przebłyski, kiedy naprawdę robi lub myśli coś mądrego i widzę w niej przez chwilę odbicie swoich myśli.
Co do Collina, bo tak na imię ma jej rycerz na koniu, to jest całkowitym przeciwieństwem Elisabeth. Jest inteligenty, przewidujący, niebezpieczny, wie czego chce i to on wydaje jej polecenia ( z dwojga złego lepiej niech ten mądrzejszy mówi, a głupi wykonuje). Jego wyrażanie miłości pozostawia wiele do życzenia, ale jej woła o pomstę do nieba.Jest co chwilę przerażona, że jej ukochany ją zabiję, szkoda tylko, że w sytuacjach prawdziwego zagrożenia jej strach znika ... w ślad za rozumem. Mimo, iż fabuła nie jest zbytnio zagmatwana i tajemnicza to nie będę wam zdradzała jakie przeszkody napotkają na swojej drodze, bo zabrałabym wam ostatnią odrobinę przyjemności. Co się tyczy pozostałych postaci to nie są wybitne, a wręcz trochę wyblakłe i nieciekawe.
Dochodzę już do najcięższego grzechu tej książki, który wpłyną na moją negatywną ocenę wszystkiego, co w książce zawarte, a mianowicie OPISY. Te okropne, nudne, a przede wszystkim nieciekawe i niechciane opisy atakowały mnie z każdej możliwej strony. Powodowały, że chciałam wyrzucić książkę na Serbskiej ziemi, by już nie nudziły mnie więcej. Jednak udało mi się zebrać w sobie i dotrwać do końca. Cóż muszę przyznać, że dodatkową motywacją był fakt, że pozostałe książki były trochę poza moim zasięgiem (kierowca nie chciał otworzyć luku bagażowego). Na pocieszenie druga połowa książki była odrobinkę lepsza.
Ogólnie rzecz ujmując książkę czytało mi się topornie, postacie nie były ciekawe, a pomysły źle zrealizowane. Może po prostu źle odbieram niemiecką literaturę? W końcu to kolejne niemieckie "dzieło", które skutecznie mnie do siebie zraziło. Mimo wszystko jej coś co nie pozwala mi dać najniższej oceny, jednak to coś jest dla mnie nie uchwytne i nie umiem tego nazwać :(