Niejednokrotnie pouczano nas, że jeżeli pragniemy pozostać z czystym, nieskażonym sumieniem, musimy zaprzyjaźnić się z mówieniem prawdy. I nie chodzi jedynie o odrzuceniu chęci karmienia ludzi licznymi kłamstwami, ale również o bycie szczerymi z samymi sobą. I chociaż prawda potrafi przeszywać serca, raniąc nas doszczętnie, to jednak stosujący ją i pragnący jej uważają ją za dar. W przypadku Lany dosyć ciężko ją za to uznać. Piętnastolatka od lat uważa Szczerość za swoje przekleństwo, gdzie samoistnie wychodzące z jej ust słowa dość często sprawiają, że wpada w tarapaty. Także, kiedy ponownie kłopoty dają o sobie znać, dziewczyna postanowiła zapanować nad swoją „przypadłością”, co sprawia, że jej losy stają się jeszcze bardziej niejasne.
PRAWDA CZY WYZWANIE? PRAWDA? O NIE... TYM RAZEM MUSISZ ZADOWOLIĆ SIĘ WYZWANIEM!
Nie powiem, kiedy rozpoczęłam przygodę z „Gdybym wiedziała”, spodziewałam się raczej czegoś w stylu „Niezgodnej” Veroniki Roth, gdzie również pewne cechy decydowały o naszej pozycji w społeczeństwie. I nawet nie wiecie, jak odetchnęłam z ulgą, kiedy prawda okazała się zupełnie inna, jednak moja radość nie trwała zbyt długo. Szalone wrażenia, które gwarantowały dzikie przygody Lany, sprawiły, że zupełnie porzuciłam te myśli i dałam się porwać przygodzie. Chociaż niektóre zdarzenia powodowały u mnie przewracanie oczami oraz głośne westchnięcia, to jednak widok podziękowań po ¼ książki sprawił, że osłupiałam. Autentycznie mnie zamurowało. Po prostu nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Także przewróciłam tę stronę, aby odkryć, że to, co uważałam za dzikie i szalone nie zniknęło na dobre, a to za sprawą „Znając ciebie”...
Im coraz mocniej zagłębiałam się w lekturę, tym coraz bardziej byłam uświadamiana w tym, że przez tę historię przemawia istny chaos. Na jaw wychodziły co chwilę kolejne tajemnice, gdzie już wcześniej udało się ich trochę narodzić. Nie powiem, część tych zagadek sprawiała, że miałam mętlik w głowie, ale akurat na to nie mogłam narzekać. To fabularne wariactwo sprawiło, że znacznie mocniej trzymałam się tej książki. Wraz z bohaterami starałam się je rozwikłać, gdzie niekiedy poszlaki potrafiły wyprowadzić człowieka w pole. Do samego końca miałam nieodparte wrażenie, jakby autorka śmiała mi się prosto w twarz! Czułam również ten dreszczyk emocji, kiedy pewne sprawy wychodziły na światło dzienne. Miałam wtedy nieodparte wrażenie, że ta gęsia skórka, która zawładnęła moim ciałem, zapragnie zostać tak na zawsze. A jakiego doznałam szoku na sam koniec czytania? To już dopiero była niespodzianka! Szkoda tylko, że zupełnie inny czynnik starał się wszystko zepsuć...
Spodziewałam się tutaj wątku miłosnego, bo przecież w tego typu literaturze strasznie ciężko, aby on w ogóle nie znalazł sobie ciepłego kąta. I nawet byłam na niego przygotowana, lecz nie przypuszczałam, że jednak muszę... uzbroić się w cierpliwość. Jak w przypadku innych książek, gdzie rozkwit romantycznych scenerii jestem w stanie zaakceptować (ba, nawet w niego wczuć i kibicować parze), tak tutaj chciało mi się po prostu płakać. No bo, powiedzcie mi, ile główna bohaterka może mieć „natrętnych” adoratorów? Prawie co drugi facet pragnął skraść pocałunek naszej Lanie czy samo jej serce, co wywoływało u mnie mdłości. Nie piszę tego, bo przemawia przeze mnie zazdrość, tylko dla mnie to jest nieco chore. Czułam się tak, jakby autorka starała się zrobić z niej nie wiadomo jaką boginię seksu, gdzie wystarczy, że kiwnie palcem, a faceci już rzucają się do jej stóp. Może z czasem to uległo drobnej zmianie, to jednak ciężar tamtych wrażeń nadal wirował nad moją głową, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Dobrze, że nie przeistoczył się w gołębia, bo mogłoby dojść do dość przykrej niespodzianki...
WYPIJMY ZA BŁĘDY... TYLKO ZA CZYJE?
Lana, Lana, Lana... Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak to delikatnie brzmiące imię sprawiało, że gdy tylko jego właścicielka wyczyniała coś – w moich oczach – niedopuszczalnego, zaczynałam uznawać za przekleństwo. Oczywiście nie przyczynił się do tego jej cięty język, bo akurat ceniłam u niej tę szczerość, którą obdarzała ludzi, a sam... jej tryb prowadzenia się. Stała bywalczyni imprez, gdzie przez jej gardło przepłynęło tyle alkoholu, że aż dziw, iż jej krew nie przeistoczyła się w wódkę czy whisky. Pod wpływem upojenia niejednokrotnie lądowała z kimś w kącie, by nie tylko się obściskiwać, ale również sięgnąć po parę dodatkowych lekcji z anatomii człowieka. I nawet kiedy otrzymała od losu szansę na spore zmiany w swoim życiu, umysł tej nastolatki nadal funkcjonował na zasadach „mam ochotę robić, co tylko chcę, żadne zakazy nie powstrzymają mnie”! Dopiero znajomość z Grantem sprawia, że zaczyna dostrzegać świat w innych barwach. Nauczona tego, że pomimo tylu otaczających ją ludzi nie ma jednak kogoś takiego, przy kim może całkowicie być sobą i nie obawiać się odtrącenia. A ten chłopak nie tylko wyciągnął do niej pomocną dłoń, ale również pokazał, iż nie trzeba bać się... no właśnie, czego? Tego już nie mogę zdradzić. Aczkolwiek mogę wypowiedzieć się na temat innych bohaterów.
Rebecca Donovan wykreowała wiele specyficznych postaci, gdzie każda z nich, krok po kroku, starała się ukazać swoje prawdziwe oblicze. Nie powiem, wielu z nich z miejsca zapada w pamięci i doprawdy trudno nie dostrzec ich wyraźnej obecności w życiu Lany, chociaż czasami wolałabym... gdyby ich w nim nie było. Może to bolesne, jednak jak można wymagać od człowieka zmiany w zachowaniu, kiedy wrzuca się go w paszczę lwa? Ashton, Lance, Brendan... Fakt, w każdym z nich było coś takiego, że zdobywali moją sympatię, lecz malała ona za każdym razem, gdy wyprawiali coś, co w moich oczach jest nad wyraz obrzydliwe i trudne do przyjęcia. Jedynie Grant wyróżniał się na tle swoich rówieśników, co przyjęłam z ulgą. Cieszyłam się, że chociaż on zachował trzeźwość umysłu (w przypadku tej książki brzmi to dość dwuznacznie), dzięki czemu Lana pokazała swoją łagodniejszą stronę, ale nie mogę wyzbyć się wrażenia, iż... z nim też było coś nie tak. Nie rozumiałam tego, że bez problemu zaakceptował naturę nastolatki i przymykał oczy na jej wybryki. Jasne, od czasu do czasu wymierzał jej „karę” na opamiętanie, ale i tak było w nim za dużo szlachetności? Jednak i tak to stawia go w lepszej pozycji niż matkę nastolatki, która – mówiąc szczerze – miała wyje...żowane na swoją córkę. Chociaż od czasu do czasu wybudzał się w niej instynkt macierzyński, jednak to było za mało, aby móc tytułować się „mamą”. Problemy miłosne przeważały nad rodziną, co skutkowało takim, a nie innym trybem życia piętnastoletniej dziewczyny.
PANI REBECCA DONOVAN? PROSZĘ WYBACZYĆ, NIE POZNAŁAM PANI...
To nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością Rebekki Donovan. Lata temu było mi dane zapoznać się z jej „Co, jeśli”, które – pomimo drobnych niedociągnięć – zapadło w mojej pamięci, gdzie mile wspominam tę książkę. W przypadku „Gdybym wiedziała” poczułam się tak... jakbym na nowo poznawała tę autorkę. Nie powiem, w przypadku wodzenia czytelnika za nos i wyprowadzania go w pole pani Donovan ani odrobinę się nie zmieniła, jednak zupełnie zapamiętałam kwestię kreowania przez nią bohaterów. Zazwyczaj byli to ludzie, którzy może mieli odrobinę nieprzyjemną przeszłość, jednak żaden z nich nie „szalał” tak, jak ci zgromadzeni na kartach tej książki. I może nie jestem aż tak usatysfakcjonowana takim obrotem spraw, jednak – z bólem serca – przyznaję, że w tym ruchu jest drugie dno. Rebecca Donovan uświadamia czytelników, że może prowadzenie imprezowego stylu życia pozwala nam się oderwać od problemów codzienności, lecz może on wyrządzić więcej szkód, niż przynieść korzyści. Dlatego też warto się zastanowić, czy warto wchodzić do tego labiryntu zapomnienia, bo – na przykładzie Lany – pokazuje, iż niełatwo się z niego wydostać.
Podsumowując, „Gdybym wiedziała” zapewniło mi weekend pełen wrażeń, gdzie każda kolejna do rozszyfrowania zagadka dawała mi wielkie pole do popisu w kwestii kombinowania wraz z bohaterami nad prawidłowym rozwiązaniem. I może niekiedy tę wciągającą niczym świnki morskie sianko fabułę przerywały zakłócenia w postaci paskudnych wyskoków głównej bohaterki, to jednak nie mogę odmówić autorce umiejętności igrania z emocjami czytelników. Ta książka sprawi, że będzie o niej głośno, lecz przypuszczam, że nie zawsze ze względu na pozytywne akcenty...