Ściska mnie wielki żal na samą myśl, że dla niektórych dzieci dom nie jest azylem, a miejscem największego bólu i niesprawiedliwości. Ciągłego strachu o to, co tym razem się wydarzy i czy będzie można jakoś to przetrwać. A dodajcie do tego podcinanie skrzydeł na drodze do realizowania się w swojej pasji. Beck, główny bohater książki, to strasznie poturbowany chłopak...
Bo zawsze musi być jak ona chce. Maestro – matka-potwór. Beck jest zmuszony do grania na fortepianie – ale tylko tych utworów, które ona chce. Od piątej rano, przed szkołą, po szkole, w nocy. Jedna pomyłka, zagra niewystarczająco dobrze – spada lawina ciosów. Ciepły posiłek? Zapomnij, najpierw zagraj sto razy etudę Chopina, IDEALNIE. Wysłuchuje, jakim to jest rozczarowaniem, tragedią, jak to nigdy nie będzie dobrym pianistą – jaką porażką jest, która nie zasługuje na nic.
A w tym wszystkim jest jeszcze pięcioletnia Joey. Siostra Becka, o którą chłopak niesamowicie się troszczy. Boi się o nią każdego dnia – że także oberwie, tak mocno jak on.
W głowie chłopaka gra inna muzyka – chciałby komponować, ale nikt go w tym nie wspiera. Wysłuchując tylu obelg pod swoim adresem, nie zdaje sobie sprawy ze swojego talentu. Jest przekonany o tym, że fortepian to jego przekleństwo, marzy o odcięciu sobie rąk, żeby już nigdy nie musieć grać. Wyobrażacie sobie, jak bardzo ten młody człowiek musiał być sterroryzowany?
Przełomowy wpływ na rozwój wydarzeń mają dwie postacie. Koleżanka z klasy – August oraz światowej sławy wujek Jan.
Książka jest napisana naprawdę pięknie – czytało mi się świetnie, mimo że to narracja trzecioosobowa (jest kilka literówek, ale da się przymknąć oko 😉). Ja się wciągnęłam niesamowicie i ostrzegam, bardzo ciężko jest odłożyć tę powieść, kończąc kolejne rozdziały. Nie są długie, więc jedyna słuszna myśl, która przychodzi do głowy to "no to przeczytam jeszcze jeden!".
Bardzo bolesna, ale wspaniała. Nieodkładalna. Takie perełki z młodzieżowej półki chcę czytać. Takie cuda chowają się w morzu pospolitości. Za takimi właśnie tęskniłam. 🖤