Na „Pamiętam cię” rzuciłam się od razu, jak tylko przeczytałam recenzję na jakimś blogu. Oto pojawia się książka, która – jak wynikało z opisu – jest prawdziwym horrorem. Potraktowałam to trochę z przymrużeniem oka, bo czytałam już wiele takich horrorów, które owszem, były przyjemne, ale ani trochę mnie nie ruszyły. A jak było tym razem?
„Pamiętam cię” przedstawia nam dwie równoległe, z pozoru nie mające ze sobą żadnego związku historie, które opisywane są na przemian. Z jednej strony mamy młode małżeństwo, Gardara i Katrin, i ich przyjaciółkę, Lif, wdowę, która jeszcze nie do końca otrząsnęła się po śmierci męża. Trójka wybiera się na tydzień do opuszczonej islandzkiej wioski pozbawionej elektryczności czy bieżącej wody, celem wyremontowania starego domu, który wraz z Gardarem kupił Einar, zmarły mąż Lif. Kiedy przybywają na miejsce, wita ich ziąb i głucha cisza, a także przeświadczenie, że nie są sami. Z drugiej strony natomiast mamy lekarza w średnim wieku, rozwodnika, który od trzech lat, po zaginięciu synka, izoluje się od świata. Freyr jest dobrym człowiekiem i szanowanym psychiatrą. Wspiera byłą żonę, będąc jej głosem rozsądku, nie chcąc, by z rozpaczy całkowicie straciła kontakt ze światem. Jednak od pewnego momentu w życiu Freyra zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Na tyle dziwne i niezwykłe, że coraz trudniej powiedzieć o nich, że to tylko zbieg okoliczności czy omamy. Jakich sekretów strzegą bohaterowie? Co ukrywają przed sobą nawzajem?
Na wyobraźnię zdecydowanie działa tu sceneria. Przenosimy się na Islandię, gdzie wzburzone fale omywają fiordy, hula silny i przenikliwie zimny wiatr, a mrok spowija Hesteyri szybciej niż gdziekolwiek indziej i otula ciaśniej niż przebywający tam by sobie życzyli.
Historia poprowadzona jest niesamowicie. Z końcem każdego rozdziału z jednej strony chciałam książkę odłożyć, bo byłam po prostu przerażona, z drugiej zaś tak ciekawa tego, co wydarzy się dalej, że ciężko było mi się oderwać i kładłam się spać dopiero nad ranem (kiedy już się przejaśniało, za Chiny Ludowe nie usnęłabym, gdy nadal było ciemno). Każda z historii powoli nabiera tempa, a także jedna z drugą zazębiają się, w efekcie tworząc świetną całość. Pod koniec, kiedy już niektóre z zagadek zostały rozwiązane, a bohaterowie zdobywali się na chwilę szczerości, siedziałam ze szczęką opuszczoną niemal do kolan. Dosłownie. Musiałam nawet chwilami przerywać czytanie, żeby się uspokoić. „Pamiętam cię” zdecydowanie nie jest przewidywalną książką. Pewnych faktów i powiązań domyślimy się tylko wtedy, kiedy autorka nam na to pozwoli, a i tak, mimo wszystko, będziemy w ciężkim szoku.
Czy przeczytawszy „Pamiętam cię” dostałam to, czego oczekiwałam od horroru? Zdecydowanie tak, bo to horror z prawdziwego zdarzenia. Co prawda nie ma tutaj szaleńca ganiającego z siekierą po ulicach, mamy natomiast zdarzenia niezwykłe i bardzo nie z tego świata. Pomyślicie „przecież takich filmów były już setki, jeśli nie tysiące, co może być w tej książce, czego jeszcze nie widzieliśmy”. Otóż właśnie. „Pamiętam cię” to idealny przykład przewagi książki nad filmem. Czytając, nie ogranicza nas zupełnie nic, a wyobraźnia działa tu na najwyższych obrotach (co może skutkować strachem przed wejściem do ciemnej łazienki).
Co prawda po przeczytaniu mam wiele pytań, tym bardziej, że zakończenie jest jak najbardziej otwarte, jednak wiem, że był to celowy zabieg – pozostawić czytelnika z niedosytem i pytaniami, na które sam odpowie sobie tak, na ile pozwala jego wyobraźnia.
Książkę polecam tym, którzy szukają czegoś, co ich przestraszy i zarówno będzie cackiem na miarę jaj Faberge. Jestem pewna, że przekładając kolejne strony, poza dobrą zabawą i szalejącą wyobraźnią, będziecie się zwyczajnie (a może i niezwyczajnie) bać.