Ponad sto lat temu, kiedy "Klaudyna w szkole" ukazała się po raz pierwszy, skandal rzeczywiście musiał być ogromny. Tak ogromny, że do dziś podstawowym przymiotnikiem określającym powieść Colette jest "skandalizująca". Cóż z tego, że ów skandal jest już zwietrzały, nadal jednak zdaje się przysłaniać wszystkie inne walory książki.
O cóż cały ten szum? "Na imię mi Klaudyna, mieszkam w Montigny; tu się urodziłam w 1884 i pewno nie tu umrę". Uczennica prowincjonalnej szkoły (bynajmniej nie eleganckiej pensji dla panienek z dobrych domów) zrobi wszystko, byle wyrwać się w szeroki świat. Świadoma swoich atutów: urody, inteligencji, ciętego języka wie, że bez trudu sobie poradzi. Szczególnie, że nie ogranicza jej rodzicielska troska; matka nie żyje, ojca zajmują wyłącznie badania nad ślimakami, córka okręca go sobie wokół paluszka i właściwie wychowuje się sama, swobodnie, nie krępowana konwenansami, oczytana w książkach i pismach, której jej rówieśnicom nie są dostępne. Na drodze do wymarzonego Paryża stoi jej tylko egzamin nauczycielski, wieńczący lata szkolnej nauki, choć w zasadzie zupełnie niepotrzebny dziewczynie.
Ostatni rok nauki szkolnej Klaudyna stara się na wszelkie sposoby urozmaicić. Zwykłe figle płatane przez koleżanki niezbyt ją bawią, ona ma ochotę wypróbować swoją urodę i inteligencję w bardziej wyrafinowany sposób: zamierza oczarować młodą nauczycielkę, świeżo przybyłą do Montigny. Jest na dobrej drodze do sukcesu, gdy okazuje się, że ma groźną rywalkę: samą dyrektorkę szkoły. Rozgrywka o pannę Lanthenay daje Klaudynie okazję do głębszej analizy charakteru zarówno ślicznej Aimee, jak i władczej panny Sergent i dostarcza niezliczonych możliwości do manipulowania wszystkimi wokół. Szkoła bowiem, już pogrążona w chaosie wywołanym przez remont, rozprzęga się dodatkowo, gdy nauczycielki toną w upojeniu. Klaudyna wykorzystuje to, by pozostać bezkarną, a pozwala sobie na coraz większą śmiałość. Budzącą się seksualność dziewczyny zauważają też mężczyźni; szkolny lekarz, który przy każdej okazji nagabuje uczennice, i młody nauczyciel, który robi Klaudynie awanse, chociaż tylko ją bawi.
Dzisiejszego czytelnika postępowanie Klaudyny raczej nie zgorszy, nie okrzyknie jej zepsutą czy wręcz zdemoralizowaną. Nie została (na szczęście dla nas) wtłoczona w gorset konwenansów, rosła swobodnie, wybujała na wolności. We mnie wzbudziła wiele sympatii, trudno było jej nie kibicować w rozgrywce z dyrektorką, chociaż bynajmniej nie była to czysta walka.
I tak, gdy opadła atmosfera skandalu, pozostała nam fantastyczna powieść, zadziwiająco świeża, barwny psychologiczny portret dojrzewającej dziewczyny, a przy okazji pełny życia obrazek obyczajowy. Colette zadbała też o przedstawienie postaci drugoplanowych, nasyciła całość humorem i zgrabnie przeprowadziła swoją bohaterkę przez szkolne i osobiste zawirowania. Razem z Klaudyną możemy na zakończenie żałować, że ten okres w jej życiu się skończył; tak jak i ona nie chcę wierzyć, by następny "mógł być równie zabawny jak szkoła". Nawet jeśli nie będzie, to ja już czekam na "Klaudynę w Paryżu".
[recenzja opublikowana na moim blogu:
http://zacofany-w-lekturze.blogspot.com/]