Daredevil: Żółty recenzja

Gdy kolor mówi tak wiele. Opowieść ,,barwą" i zaskakującym scenariuszem

Autor: @belus15 ·7 minut
około 3 godziny temu
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!
Komiksy znane szerszej populacji ludzi w tej fizycznej formie jakiej prezentują się obecnie: twarde bądź cienkie okładki, z obwolutą lub bez, pomiędzy którymi w ściśle określonym porządku znajdują się dziesiątki, a często setki stron rozmieszczonych na planszach: obrazkowych historii, mają za sobą prawie 80 lat dziejów, a niektórzy powiedzieliby, że jednak trochę więcej. Popularność komiksów zaczęła zwyżkować w czasach napiętej sytuacji politycznej, gdy pod koniec lat 30-tych XX w. w powietrzu wisiała groźba wybuchu kolejnego konfliktu zbrojnego oraz w samym okresie II Wojny Światowej. Przygody bohaterów, które opowiadano za pomocą rysunku, koloru i wplatanych na ich przestrzenie tzw. dymków – kreujących znaczną część fabuły, w szczególności miały zagrzewać do walki młodych mężczyzn, by ci z ochotą, jak ich komiksowi idole, wstępowali do Armii i z dumnie wypiętą piersią bronili swojej Ojczyzny. Dobrym przykładem przysłuży tu sylwetka "Kapitana Ameryki" - herosa, wręcz superżołnierza obdarzonego nadludzką siłą dzięki absorpcji specjalnego serum, który oprócz fizycznej siły znany jest z waleczności, nieskazitelnej odwagi, zdolności przywódczych i niebywałego, szczerego patriotyzmu. Kapitan to symbol męstwa i postać, która spośród wszystkich komiksowych Uniwersów uważana jest za wzór prawdziwego bohatera, niczym kondensat wyciśnięty z multum herosów i następnie zamknięty w jego fizycznym ciele. To tytan niezłomności, ale tak naprawdę i zwykły człowiek, którego odwagę wzmacnia wstrzyknięta do jego organizmu substancja. Idea jego sylwetki i charakterystyki miała również czysto propagandowy cel. Amerykanie musieli jakoś ,,ubić” nazistowskie tyłki, a nikt nie zrobiłby tego lepiej niż Steve Rogers. To przecież on skrywał w swej osobie sylwetkę Kapitana.

Powyższy przykład to tylko krótka historia pierwszych kroków, które stawiał Marvel w początkach swej działalności, jak tworzył swą gigantyczną macierz, w której współcześnie egzystuje tysiące sylwetek: od prawdziwych bohaterów począwszy a skończywszy na nieco rozchwianych osobistościach pokroju sylwetki Deadpoola, postaci potężnych, groźnych Łotrów takich jak Thanos, Loki czy Doctor Doom i bytach o innej kategorii egzystencji, tzw. "Abstraktach", które sprawują kontrolę nad całym morzem marvelowskiego multiversum. Producent ten miewał jednak swe lepsze i gorsze chwile. Na pewnym etapie działalności doszło do tego, że George Lucas uratował spółkę Marvela przed jej upadkiem, wykupując serię komiksów „Star Wars”, która miała ukazywać się wraz z premierą jego pierwszego filmu z 1977r., o tym samym tytule co historie obrazkowe, który wiele lat później zyskał miano jednej z najważniejszych produkcji w dziejach kina. Nie można o tym wszystkim nie wspominać, zwłaszcza jeśli doświadcza się wielu różnych eventów, większych czy mniejszych wydarzeń Uniwersum oraz serii tworzących jakby własne podświaty, gdyż to właśnie z tego wydawnictwo po prostu słynie. Przykładem różnorodności Marvela jest seria, w której kolor i jego odpowiednie zastosowanie w komiksie, ma nie tylko wypełnić naniesione na planszę kontury, lecz ma bardzo dużo o danym bohaterze powiedzieć, kreować jego charakter, a jak wiemy charakter o herosie mówi najwięcej. Dzięki współpracy Jepha Loeba i Tima Sale’a powstała ,,barwna” dosłownie i w przenośni seria opowieści, której przykładem jest "Spider-Man – Niebieski": wylewający emocje, przytłaczający i surowy komiks, gdzie poprzez działanie jakieś pierwociny, siły odruchu bezwarunkowego nie zwraca się uwagi na łotrów, z którymi pajęczak się mierzy, co sprawia, że właśnie tej historii nie da się ominąć. Zachwycony rysunkiem, treścią i stworzeniem historii, która wzbudziła zaufanie u niejednego czytelnika - tak jak było w przypadku niniejszych losów Petera Parkera - postanowiłem kontynuować ,,kolorowy” cykl Marvela, wybierając coś, co jeszcze szerzej pozwoli mi zrozumieć wykorzystanie barwienia rysunku nie tylko jako normalne wypełnienie, ale tudzież jako kolor kreujący filozoficzne i moralne aspekty danej jednostki, tworzący z niej symbol. A tym komiksem jest: "Daredevil: Żółty", który w Polsce ukazuje się nakładem wydawnictwa "Mucha Comics". Narrację tomu nakreślił Jeph Loeb, a rysunki wspaniale uwydatnił Tim Sale.

Niniejsza opowieść o Matcie Murdocku – niewidomym prawniku z "Hell’s Kitchen" w Nowym Jorku jest czymś wyjątkowym. Już od samego początku, gdy ma się ten komiks w rękach, czuje się, że nie tylko jego piękna graficzna oprawa go wyróżnia. Ma się wrażenie, że jest ona tylko swoistym dopełnieniem, przez które wraz z zaangażowaniem czytelnika w jego lekturę, ukaże drugą stronę komiksu: głębię emocjonalnego spektrum. Ani nie radosnym, ani czymś nie neutralnym startuje komiks wraz ze swoją pierwszą stroną. Atakuje nas czymś skąpym, zimnym, mógłbym nawet powiedzieć pustym. Wyciągnięte przed siebie ręce, duże zbliżenie na osłoniętą czerwoną maską twarz i również czerwone, lekko rozmyte oczy. To wszystko jest przepuszczone przez filtry, jak dawniej czarno-białe filmy w telewizji, z tym że tu w przypadku naszego bohatera jest to krwawiący smutkiem i obojętnością blady szkarłat. Przygnębienie przebija się na następne kilka stron, gdzie Daredevil, jak prawdziwy akrobata lawiruje między szarymi konstrukcjami, niczym pogrążonymi w wiecznym śnie smętnymi budynkami. Wyraźnie dokądś zmierza. Chce wyrzucić z siebie tą depresyjną niemoc i być może wściekłość na samego siebie. W dymkach, które są jego myślami wyraża swój żal. Nie ma z nim Karen Page – ukochanej mu osoby. Jak teraz ma żyć, co ma ze sobą począć. Intuicja zaprowadza go wprost do starej miejscówki, gdzie trenował jego ojciec: legendarny bokser, znany jako ,,Waleczny" Jack Murdock. Stawiając pierwsze kroki w starej wyniszczonej pożarem siłowni, pośród jej osmolonych akcesoriów i skrzeczącej, spalonej podłogi, zaczynają wracać wspomnienia. Matt znajduje się w wyjątkowym miejscu. To tu chce zwierzyć się Karen – napisać do niej list. Ta wiecznie uśmiechnięta blondynka była ostatnią osobą, którą tak mocno kochał i, tak jak w przypadku ojca, przedwcześnie stracił. Zaangażowanie, sentyment i silne, jak gęsta materia wyrażane do niej uczucie oraz nostalgia i szacunek kierowany do ojca, wyzierały z jego listu, który nie łudźmy się ma raczej przenośne, intymne i silne dla Matta znaczenie, i trwały przez cały komiks do ostatniej kreski i dymka tej poruszającej historii.

W komiksowej opowieści "Spider-Man: Niebieski", Peter Parker również stracił bliską sobie osobę. Bez ukochanej Gwen Stacy odczuwał smutek, tak głęboki, że pociągał jego osobowość na dno. Pozbawiał go tlenu, a tlen pozwalał przecież żyć. Lecz barwa niebieska przypisana przez Loeba i Sale’a Spider-Manowi ma emocjonalny i bardziej subtelny charakter niż w przypadku tonacji nadanej Daredevilowi. Żółty kolor reprezentujący „diabelskiego śmiałka” , w niniejszej historii ma swoją dosłowna genezę. Ojca Matta oszukano. Walki bokserskie, w których cios za ciosem okładał pięściami swoich przeciwników, były ustawione. Nie ważne, że Jack Murdock był niepokonany, gdyż drugi bokser w ringu i tak się podkładał. To było kłamstwo godne najgorszych kanalii i wyzyskiwaczy. Kłamstwo, które miało doprowadzić Sweeneya – menadżera Jacka do finałowej walki jego podopiecznego, w której ten miał, ot tak przegrać. Upór, honor i to jak wyglądałby w oczach syna po porażce, pchnęły Walecznego Murdocka do iście ważnej decyzji: pokonania swojego oponenta w uczciwej walce. Szala goryczy przelała się, gdy ojciec Matta zginął z kuli wystrzelonej przez oprychów Sweeneya. Od tej pory młodzieniec pragnął tylko jednego: sprawiedliwości dla ojca, w imię jego honoru i charakteru który prezentował. Procesu sądowego praktycznie nie było. Menadżer Jacka przekupił sędziów, został uniewinniony. Prawo, w które wciąż głęboko wierzył Matt nie zawsze oznaczało sprawiedliwość. Wykorzystując żółty płaszcz bokserski i rękawice ojca, zaczął szyć kostium. Gdy w końcu go ukończył i założył wraz z czerwonymi rękawicami, kamizelką, pasem, butami i dodał do tego składaną, wzmocnioną pałkę, która miała służyć mu za broń, zmienił swe oblicze, wyłonił się jako Daredevil. To był wyjątkowy moment na łamach tego komiksu niczym ,,narodziny demona", gdyż rzeczywiście w oczach wielu oprychów, których ścigał Daredevil, był on tym zwinnym demonem, duchem zemsty karmiącym się winą tych co niszczą ideę prawa i zatruwają środowisko swoimi występkami.

Jedynymi łotrami, z którymi Daredevil mierzył się w dość łagodnym starciu byli: Owl i Killgrave. Co ciekawe w obydwu przypadkach obrońca "Hell’s Kitchen" musiał ratować porwaną przez nich Karen, a podkreśla to tylko, jak ważna dla suerpbohatera jest jego druga, emocjonalna natura. Gdyby nie ojciec Matta Daredevil w ogóle by się nie narodził. Natomiast gdyby nie osoba Karen Page, ,,diabelski śmiałek” nie stał by się tym kim jest obecnie: Czerwonym Daredevilem, mścicielem, prawem i zrodzonym ku posłudze sprawiedliwości herosem. Nie poznaliśmy tego jak zginęła Karen. Dla czytelnika nie powinno być to ważne. To niczym naruszanie prywatnej sfery duchowej Matta, a dla niego jedyne co po niej zostaje to wspomnienia i fakt, że… ,,jej tu po prostu nie ma".

Moja ocena:

Data przeczytania: 2018-02-08
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Daredevil: Żółty
Daredevil: Żółty
Jeph Loeb
8/10
Cykl: The Colour Series, tom 1
Seria: Marvel Knights

Jeph Loeb i Tim Sale (Spider-Man: Niebieski) w kolejnej odsłonie cyklu inspirowanego kolorami. Niewidomy śmiałek, Daredevil, obrońca nowojorskiej dzielnicy Hell’s Kitchen, wspomina początki swej karie...

Komentarze
Daredevil: Żółty
Daredevil: Żółty
Jeph Loeb
8/10
Cykl: The Colour Series, tom 1
Seria: Marvel Knights
Jeph Loeb i Tim Sale (Spider-Man: Niebieski) w kolejnej odsłonie cyklu inspirowanego kolorami. Niewidomy śmiałek, Daredevil, obrońca nowojorskiej dzielnicy Hell’s Kitchen, wspomina początki swej karie...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @belus15

Ostatni żywy świadek. Prawdziwa historia największego seryjnego mordercy w historii Teda Bundy’ego
Klaun, Showman, dewiant i manipulant - Ted Bundy, przypadek ,,banalności zła"

Kim, a raczej dlaczego są, i tacy właśnie się stają, seryjni mordercy, to pytanie i zarazem trudne zagadnienie, przyprawiające o surowiznę emocjonalno-decyzyjną niejedne...

Recenzja książki Ostatni żywy świadek. Prawdziwa historia największego seryjnego mordercy w historii Teda Bundy’ego
Cyberpunk. Odrodzenie
Witajcie w świecie przyszłości, w świecie noir-cyberpunka.

Czy to dobrze, czy to źle odnośnie tego, dlaczego "Cyberpunk 2077", jedna z najbardziej wyczekiwanych gier video ostatniej dekady, jak i nie historii, i to w dodatku zap...

Recenzja książki Cyberpunk. Odrodzenie

Nowe recenzje

Historia pewnego nieporozumienia
''Historia pewnego nieporozumienia'' Opowieść d...
@Justyna_czy...:

Patronat medialny ''Historia pewnego nieporozumienia'' Agnieszka Kowalska-Bojar Ilość stron: 173 Przeczytane: 4/2025 📖...

Recenzja książki Historia pewnego nieporozumienia
Czuła przewodniczka
Z czułością do siebie
@Possi:

Czułą przewodniczkę Pani Natalii de Barbaro przesłuchałam sobie dzięki dostępności na Audiotece. Na początku roku udało...

Recenzja książki Czuła przewodniczka
Gra o prezydenta
Ocena jako sprzeciw wobec zachowania autora
@Logana:

Ocena jest wyrazem mojego sprzeciwu wobec zachowania autora książki, który zaatakował recenzenta. Założył na LC dyskusj...

Recenzja książki Gra o prezydenta
© 2007 - 2025 nakanapie.pl