Autor: Małgosia Mroczkowska
Wiele znaczy dla nas pomoc naszych najbliższych. Wsparcie, które nam okazują popycha nas do działania, wspiera i podnosi w trudnych sytuacjach. To dzięki naszym bliskim mamy poczucie, że nam się uda. Ale co gdy nagle tracimy wsparcie jednej z najważniejszych osób w naszym życiu.
Ada otrzymuje w spadku po zmarłej cioci lokal, który nadaje się tylko do remontu. Kobieta postanawia spełnić życzenie zmarłej, a mianowicie takie, żeby powstała tam galeria. Z pomocą przychodzi jej młodsza siostra Dorota, która podchwytuje ten pomysł i od razu rzuca inne. Niestety plany planami, ale w małżeństwie Ady nie dzieje się za dobrze. Jedno spotkanie z mężem Mateuszem wywróci jej świat do góry nogami. Czy da radę otworzyć galerię?
Pomysł na książkę był rewelacyjny, a wykonanie jeszcze lepsze. Na wstępie chcielibyśmy pogratulować autorce ciekawej historii. Trudno w tych czasach znaleźć coś oryginalnego i coś co wciągnie czytelnika na dobre i nie będzie chciało wypuścić. Wielkie ukłony w stronę Małgosi.
Bardzo podobały mi się rozdziały z perspektywy sióstr. Nie było tylko z punktu widzenia jednej, ale zdecydowanie mniej było ze strony Doroty. Tutaj mi trochę tego brakowało, bo chciałabym też poczytać co ona myślała, co robiła, gdy nie było Ady. Mimo wszystko te kilka rozdziałów bardzo przypadło mi do gustu.
Polubiłam obie siostry. Ada i Dorota pokazały, że siostrzana miłość jest jedną z mocniejszych. W każdej z nich odnalazłam jakąś cechę, którą sama posiadam. U Ady wrażliwość, a u Doroty determinację, dążenie do wyznaczanych sobie celów. Ze zniecierpliwieniem śledziłam ich losy w książce.
Nie mogłam się oderwać i musiałam przeczytać wszystko na raz. Niestety nie udało mi się, ale następnego dnia dokończyłam czytać. Nie polubiłam jednej osoby. To co zrobił było karygodne. Karma go na końcu dopadła, że tak powiem. Sam nawet tak stwierdził, więc chociaż tyle dobrego, ale wiadomo „Mądry Polak po szkodzie”. Tutaj coś czuję, że tak będzie w kolejnej części.
Łukasz i Tomek mnie oczarowali. Dobrze, że siostry mogły mieć blisko siebie takich ludzi. No i oczywiście nie mogę zapomnieć o ich rodzicach. Aż chciałabym pojechać tam do nich do Wiosenki i porozmawiać z panią Halinką. Takich życzliwych ludzi to ja nigdy nie spotkałam w książce, a przynajmniej nie pamiętam żeby tacy byli. Mieć takich rodziców to prawdziwy dar.
Czekam na kolejną część i już wiem, że nie ważne ile będę miała książek do czytania to rzucę je w kąt i zacznę czytać kontynuację. Warto. Jeśli ktoś się wacha to moim zdaniem wiele traci.