Każdy z nas codziennie rano wstaje, by wieczorem móc ponownie się położyć. Każdy zajmuje się czymś innym - jedni chodzą do szkoły i łakną wiedzy, drudzy chodzą do pracy, by zarobić na rodzinę... Wychodzą z przyjaciółmi, kłócą się z rodzeństwem, przeżywają rozterki miłosne... Taką osobą była Karolina, dopóki nie zaczęła igrać z magią.
Książka zaczyna się... cóż, dosyć niepozornie. Prolog mówi nam, że rozpoczyna się jakaś gra, co oczywiście ma nas zaintrygować. I rzeczywiście - wstęp spełnia swoją funkcję, ponieważ sprawia, iż interesujemy się, kim są rozmawiające osoby i jakie konsekwencje niesie ich rozmowa. Rozdział pierwszy opowiada o pani doktor, ratującej życie dziewczynie niesamowicie podobnej do niej! Niestety, pomimo starań, niewiasta umiera. Karolina wraca do domu, gdzie czeka na nią... nikt inny jak mężczyzna! Po kilku niemiłych zdań, wychodzi, a kobieta idzie na górę, by móc przenieść się do innego świata... W tym momencie zaczyna się prawdziwa akcja.
Po "Grę o Ferrin" sięgnęłam z dwóch względów: daję szanse polskim autorom i dawno nie czytałam fantastyki. Na początku zbytnio nie wiedziałam, na co mam się przygotować, ponieważ żadnego opisu z tyłu książki nie było. Można powiedzieć, iż wybrałam ją w ciemno, po prostu aby przeczytać coś innego niż kryminały. Czy dobrze zrobiłam? O tym za chwilę.
Katarzyna Michalak
Akcja toczy się szybko; autorka nie pozostawia czytelnikowi ani chwili wytchnienia do przemyślenia tego, co czytał przez sekundą. Cały zarys fabuły jest dosyć ciekawy, jednak trochę gorzej z wykonaniem. Fakt - nie przepadam za fantastyką, aczkolwiek nie jestem stronnicza, oceniam tą książkę jak najbardziej subiektywnie. "Grę o Ferrin" czyta się w miarę szybko, jednak styl pisania Pani Michalak sprawia delikatne utrudnienia. Nie jest on tak płynny, jak by się wydawało. Początek - owszem, czyta się lekko i przyjemnie, lecz z każdą stroną omija się jakiś mały fragment. Przynajmniej ja tak robiłam, ponieważ niektóre opisy były naprawdę nie do przedarcia. Ponadto niejednokrotnie udało mi się wyłapać niepoprawnie napisane wyrazy... i jestem pewna, iż to nie wina literówek. Naprawdę, trochę zaskoczyło mnie, że w takiej książce spotkam takie błędy. Nie wiem, ile razy każde zdanie było czytane, ale najwyraźniej o wiele za mało. Jednakże jeśli chodzi o pisownie ogółem - większych zastrzeżeń nie mam.
Autorce niewątpliwie można pogratulować wyobraźni. Napisać książkę to duży wyczyn. Napisać książkę fantastyczną - jeszcze większy. Osobiście uważam, iż aby stworzyć to, co zawarte jest w "Grze o Ferrin", trzeba spędzić długie godziny na myśleniu. Albo może tylko tak mi się wydaje, ponieważ nigdy wcześniej nie miałam zbytniego kontaktu z fantastyką, ani też nie próbowałam jej pisać. Na pewno autorzy kryminałów przepełnionych zagadkami również mają nie lada zadanie przed sobą, jednakże jest im chyba trochę łatwiej.
"Gra o Ferrin" przepełniona jest różnorakimi postaciami. Każda z nich ma własny charakter, wyróżniający z tłumu. Nie zdziwi was zapewne fakt, iż "wielka" Berenika zupełnie nie przypadła mi do gustu, a nawet znienawidziłam ją. Tak - to celowy zabieg autorki. Specjalnie wykreowała taką bohaterkę o takich charakterze. Ale fakt faktem, nie potrafiłam ścierpieć jej zachowania. Pani Michalak chciała również z WeddSa'arda stworzyć osobę kontrowersyjną, zimną, bez jakichkolwiek uczuć. Zabójca bez skrupułów - można by rzecz. Ja jednak jestem zachwycona tą postacią. Lord wydaje mi się nawet lepszy, niż Karolina, a raczej Anaela, która miejscami drażniła mnie swoim zachowaniem. Szczerze powiedziawszy, to na początku byłam przekonana, iż jest kobietą po trzydziestce, ale jak się potem okazało, trochę się pomyliłam... Jest jeszcze Kassandra, będąca dzielną dziewczynką, która urzekła moje serce.
Jeśli chodzi o całość, to... urzekła mnie ta powieść. Tak, do ideału jej daleko, jednak Katarzyna Michalak potrafi wytworzyć w czytelniku chęć dalszego czytania. Jednak pomimo tego nie jestem pewna, czy często będę sięgała po pozycję z tego gatunku. Chyba nie jestem osobą, której elfy, smoki i inne "stworki" by odpowiadały. ;]
Reasumując, spotkanie z "Grą o Ferrin" uważam za udane. Moja ocena: 6,5/10. Zapewne ocena byłaby wyższa, gdyby nie niedociągnięcia, takie jak na przykład wiek głównej bohaterki... Karolina nie mogła zostać lekarzem w wieku dwudziestu pięciu (bodajże) lat, ponieważ wtedy jeszcze kończyłaby studia, albo odbywała staż... Ale na pewno nie byłaby wykwalifikowaną lekarką. ;]