Ze średniowiecznego Miasteczka Mamoko przenosimy się do przyszłości. Zupełnie jakby wehikuł czasu zabrał nas do roku 3000. Czy tak będzie wyglądało wtedy życie? Dzieciom trudno zrozumieć pojęcie: rok 3000. Zdają sobie sprawę, że to jest kiedyś.
- Mamo – kiedyś co było, czy kiedyś co będzie? – pada pytanie z ust pięciolatka.
Dziwaczne pojazdy, technika, o jakich dziś możemy tylko pomarzyć. Za sprawą bohaterów Mamoko dzieci znów odbywają podróż w miejsca, o jakich im się nie śniło. Na kolejnych kartkach śledzą losy wybranych bohaterów, dopowiadają ciąg dalszy, śmieją się, żartują – jak zwykle – ćwiczą przy tym refleks (jeśli organizują z rodzeństwem detektywistyczne zawody, kto prędzej odnajdzie ciąg dalszy życiorysu Julii Kucyk, Poli Szponek czy Gustwa Ryjskiego) i oko. Przecież nazwa tej krainy nie jest przypadkowa. A tyle tu do oglądania – naukowcy ulepszają swoje wynalazki, budują roboty, przekładają kable i regulują pokrętła, mieszkańcy mają do dyspozycji śmigacze, różne pojazdy latające. Nie ma tu zwykłych dróg i chodników – jest za to tajemnicza spirala nowoczesnych kładek łącząca kapsuły bardziej przypominające bańki mydlane aniżeli mieszkania.
-Mamo, oni są czasem tacy jak my – woła znów pięciolatek znad książki.
A pewnie, że tak: piją napój przez słomkę, dają sobie całusa na powitanie, pędzą na zakupy, do pracy, grają na gitarach. Mają swoje radości i smutki – gubią coś i odnajdują, skręcają nogę, wpadają na kogoś, uciekają, Tylko, że te wszystkie przedmioty codziennego użytku są takie niedzisiejsze – można pokusić się o stwierdzenie, że przyszłościowe.
Moje dzieci od dawna są miłośnikami Miasteczka Mamoko. Na podstawie obserwacji mogę mówić o nim tylko w superlatywach. Książka niesamowicie rozwija słownictwo – akurat w przypadku wersji o przyszłości jest to nie lada wyzwanie dla rodziców, bowiem niekiedy trzeba wymyślać nazwy dla przedmiotów, których na co dzień najzwyczajniej u nas nie ma. A że nie jestem miłośniczką filmów i książek z gatunku fantastyki, które pewnie mogłyby tu akurat zainspirować, musiałam niekiedy nieźle główkować, by młodszemu dziecku wyjaśnić, co użytkownik tego czegoś miał na myśli. Nic to, na odsiecz przybywało dziecko starsze – i wierzcie mi – fantazja dziecięca nie zna granic. Książka jest dobrą okazją, by pofantazjować: Czy dzieci chciałyby zamieszkać w takim miasteczku? Dlaczego? Gdzie bardziej by im się podobało – w przyszłości czy teraźniejszości? Z którym bohaterem chciałyby się zaprzyjaźnić? Itd.
Na ostatniej rozkładówce kilkoro bohaterów wsiada do dziwnego pojazdu. Może udają się w następną podróż? Ciekawi nas bardzo, dokąd.