Pierwszy tom Trylogii Czarnych Kamieni amerykańskiej autorki Anne Bishop został wydany w Polsce przez wydawnictwo Initium w 2008 roku. Do tej pory trylogię opublikowano w całości, a co jakiś czas na rynku pojawiają książki z uniwersum stworzonego przez pisarkę. W końcu i ja postanowiłam przekonać się, dlaczego zainteresowanie jej książkami jest tak duże. Doszłam do wielu konkluzji, a najważniejsza z nich brzmi: wy, którzy jeszcze nie czytaliście żadnej książki ze świata Czarnych Kamieni – czym prędzej sięgnijcie po „Córkę Krwawych” i poznajcie ten wyjątkowy świat.
Trzy krainy, trzynaście odcieni. W Mrocznym Królestwie to kobiety rządzą i panują, a magiczną moc każdej istoty wyznaczają Kamienie w kolorach od białego do czarnego, najpotężniejszego. Niewielu mężczyznom udaje się wyłamać spod brutalnego reżimu. Społeczeństwo Krwawych jest wysoce uhierarchizowane i między jego członkami występują ostre spięcia. Kamienie sprawiają, że ich posiadacze są wszechmocni, dają im przyjemność i władzę. Jednocześnie ich posiadanie przynosi fizyczne i emocjonalne problemy, które obserwujemy niemal u każdego z bohaterów.
Głównym z nich jest Daemon – Książę Wojowników obdarzony Czarnym Kamieniem. Niewolnik „dla przyjemności”, wykorzystywany przez kobiety, przytłoczony przez panujące Czarownice, stara się walczyć i buntować, lecz jego dusza już zamarzła i ciągły, zimny gniew sprawia, że nikt w jego otoczeniu nie jest bezpieczny. Daemon, jak na czarny charakter przystało, od razu wzbudza sympatię i zainteresowanie czytelnika. Jego wybuchowy charakter, ale i czułość i opiekuńczość w stosunku do wybranych osób sprawiają, że jest on postacią wielowymiarową, której postępowanie na pewno nas zaskoczy. Po tysiącach lat życia znalazł w nim cel – małą dziewczynkę, z przepowiedni sprzed lat, której moc zdolna jest pokonać i zakończyć panowanie okrutnych kobiet, jeśli tylko dobrze się ją ukształtuje. Jeanelle, bo tak jej na imię, nie pojawia się w tej historii zbyt często. Odwiedza głównych bohaterów, wzbudzając w nich różne, skrajne emocje, a każde zdarzenie z nią związane jest fascynujące i ważne dla fabuły. W pewnym momencie pojawia się pytanie, czy mężczyźni, którym z jednej strony zależy na wolności, a z drugiej naprawdę chcą zaopiekować się dziewczynką, zdąża zrobić to nim zostanie odszukana i złamana przez bezwzględne kobiety i ich równie niebezpiecznych podwładnych.
Mroczne Królestwo to fascynujący świat. Najbliżej Ciemności leży Piekło, w którym rządzi nie kto inny jak Saetan SaDiablo, Najwyższy Lord. Bezpośrednio pod powierzchnią, obszarem, po którym najczęściej poruszamy się z bohaterami, zwanym Terreille, leży kraina Cieni, Kaeleer. Z nazw podrozdziałów od razu wiemy, gdzie aktualnie toczy się akcja. Jak widać, autorka stworzyła świat o konstrukcji warstwowej i wydaje się, że cała książka powstała na tą samą modłę. Powoli odkrywamy cząstki świata, zdejmujemy wierzchnie warstwy każdego z bohaterów, przedostając się w głąb ich dusz, poznając ich zakamarki i tajemnice. Często pierwsze wrażenie okaże się mylne i charakter wydający się być jednym z tych złych, okazuje się być po stronie Jeanelle i jej obrońców.
Cały świat wykreowany przez Anne Bishop jest jedyny w swoim rodzaju. Z jednej strony ma typowo fantastyczny nastrój – bryczki, magia, kojarzy się bardziej ze średniowieczem. Z drugiej – za pomocą Kamieni można nagrywać głos, a w bogatszych posiadłościach pojawiają się nowoczesne łazienki. Nie sposób z niczym go porównać. Z początku może to wywołać zdezorientowanie, które pogłębia brak mapki, pozwalającej wizualizować sobie podróże bohaterów. Zarówno konstrukcja świata, jak i inne zagwozdki zostają w końcu wyjaśnione i czytelnik może w pełni skupić się na fabule.
Muszę przyznać, że Anne Bishop stworzyła historię, która potrafi ciekawić i intrygować, mimo swojej złożoności. Z pewnością pozostałe tajemnice zostaną głębiej opisane w kolejnych częściach trylogii, a także w innych książkach z serii, których w Polsce wydano już łącznie osiem. Opowieść czyta się szybko, jednak z początku lekturę utrudniają powtórzenia, których jest naprawdę sporo. W jednym, trzy-wersowym akapicie słowo „Krwawi” potrafiło być powtórzone 3-4 razy. Jestem przekonana, że była możliwość lepszego doboru słów, nawet jeśli faktycznie jest tak w oryginale. Takie zabiegi (umyślne czy nie) przeszkadzają w czytaniu. Dopiero za połową książki przestałam zauważać błędy – albo się przyzwyczaiłam, albo po prostu zniknęły.
Miłym akcentem jest inna niż zazwyczaj czcionka, którą pisana jest cała treść książki. Nie jest ona bynajmniej męcząca dla oczu, a dodaje klimatu. Napis na tylnej okładce głosi, że jest to powieść dla dorosłych. Faktycznie, sceny pojawiające się w książce często są bardzo brutalne albo erotyczne, lub oba na raz.
„Córki Krwawych” nie polecam młodszym czytelnikom, ale starszym – jak najbardziej. Lektura to przyjemność, cały świat jest naprawdę fascynujący, a historia opowiedziana przez autorkę zajmująca i intrygująca. Poza paroma małymi niedociągnięciami stylistycznymi, nie zauważyłam w niej słabszych stron. Nie mogę się doczekać lektury następnych tomów. Jeśli pisarka utrzyma swój wysoki poziom, będzie to bardzo miłe czytelnicze doświadczenie, które naprawdę polecam.