„Solidna porcja magii i humoru ze szczyptą lubczyku” – to doskonałe określenie tej książki. Jest w niej i z czego się pośmiać, i czasem posmucić, poznajemy też niezwykły świat magii oraz wielką przyjaźń i miłość. Jeśli nie wiecie, jak naprawdę studiuje się magię to jest to pozycja w sam raz dla Was. Studenci prawdopodobnie doskonale odnajdą się w tej książce, z zdziwieniem odkrywając, że studiowanie magii można porównać do naszych niemagicznych uniwersytetów. Aleksandra Ruda zaserwowała nam w tej książce jedyną bohaterkę, która nie jest księżniczką szukającą księcia, ale zawziętą dziewczyną, której zawsze brakuję pieniędzy, która wdaje się w bójki i kłótnie, prowadzi szemrane interesy z swoimi przyjacielem półkrasnoludem i zawsze ma jakiś niekonwencjonalny pomysł, jak wyjść z kryzysu. A kłopoty to jej drugie imię.
Olgierda Lacha, ale woli imię Ola. W sumie to trochę się jej nie dziwię. Rodzice poważnie ją skrzywdzili, bo tak poważne imię dla tak roztrzepanej komediantki? Nasza bohaterka mieszka w zabitej dechami wsi, zero perspektyw, nuda i jeszcze raz nuda. Jednak ona chce studiować i to nie byle gdzie, bo na renomowanym Uniwersytecie Nauk Magicznych. Pakuję walizkę i wyrusza mimo niezadowoleniu rodzicielki, która nie wierzy w umiejętności swojej córki.
„- Przynajmniej, nim zdasz ten cały uniwersytet, spróbuj się nie zabić, ty samodzielny człowieku – powiedziała mama.
- Nie zabiję się – obiecałam. – Do zobaczenia, mamo.
- Jeśli noga ci się podwinie, to pamiętaj, ostrzegałam – odpowiedziała. – I wróć.
- Wrócę, ale wtedy, kiedy osiągnę to, co chcę!”
I mimo wszystko, Ola nie poddaje się łatwo – uczy się nie na byle kogo, ale na Mistrza Artefaktów. Razem z Ottem – jej przyjacielem – tworzą zgrany zespół nie tylko na studiach, ale także w interesach. Parają się wszystkiego, od magicznych artefaktów, po handel „zdrowotnymi nalewkami” w akademikach. Towarzyszy im nekromanta, Irga, który albo ich broni, albo wplątuję w nowe przygody. Wyraźnie jednak czuję miętę do inaczej Oli, co zresztą jest odwzajemniane, nawet jeśli ona sama nie zdaje sobie z tego sprawy.
„Odnaleźć swą drogę” to opis niesamowitych przygód, dawno z taką przyjemnością nie czytało mi się książki. Śmiałam się praktycznie cały czas, szczerze polubiłam wszystkich, nawet profesora Befa, który musi zmagać się z swoimi studentami (głównie to największe problemy ma z Olą i Ottem, ale cicho szaa). Bardzo ładne ukazanie przyjaźni głównej bohaterki z krasnoludem, jest to niespotkane i obala książki fantasty, gdzie kanon piękna jest bardzo podkreślany. Tutaj Aleksandra Ruda świetnie nakreśliła postać Oli – czasem zrzędliwej, upierdliwej, wybuchowej, z nastrojami, jak u baby w ciąży – jednak mimo wszystko nie da się tej dziewczyny nie lubić. Tak samo Otto – jest bezpośredni, czasem gburowaty i w sumie nieatrakcyjny jako postać, jednak z Olą tworzą tak fajny i pozytywny duet, tak że przebijają oryginalnością i taką zdrową normalnością wszystkich idealnych i wypacykowanych bohaterów. Są wyraziści, przeklinają, zbyt dużo piją, kombinują na każdym kroku! Po przeczytaniu tej książki mam wrażenie, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, nawet najbardziej dziwaczne i pokręcone! Jeszcze jedna postać, którą uwielbiam jest nekromanta Irga. Na początku jest niepozorny, występuję jako postać poboczna, jednak szybko rozkręca się w książce. I obala wszystkie mity ukochanego głównej bohaterki. Nie jest to typowa miłość niczym z bajek, powiedziałabym, że mamy tutaj dużo życia. Irga to typowy facet, czasem niedelikatny, swoje uczucia do Oli pokazuję w nietypowy sposób, jednak ratuję jej tyłek wtedy, gdy sytuacja tego wymaga. Irga, to wymarzony męski bohater, dlatego, że jest w nim tyle autentyzmu, że można sobie go wyobrazić trochę bardziej wyraźnie. I podoba mi się to, że nie pcha się tej miłości na siłę. Na początku między nimi jest przyjaźń, a dopiero później pojawia się uczucie. Irga pracuję w niebezpiecznym zawodzie, ludzie się go boją, ale też szanują. Wydaje się, że nie pasuję do Oli ani trochę, w sumie to zwykle razem wzbudzają u ludzi zdziwienie. Ale to właśnie z Olą chce być i nie jest to powtórzenie wszystkich schematów, gdzie cicha i niepozorna dziewczyna zakochuję się w niebezpiecznym i przystojnym mężczyźnie. Ola nie jest ani cicha, ani niepozorna – jest przeciwieństwem typowych kobiecych postaci. Następnie na tle fantastyki dla młodzieży i dla kobiet, Irga niczym Edward nie ma zamiaru uciekać od Oli, bo zawodowo para się wskrzeszaniem umarlaków. Nie ostrzega swojej potencjalnej dziewczyny „jestem niebezpieczny, dla własnego dobra nie możesz ze mną być”. Powiedziałabym, że w tym związku to Ola wiedzie prym tej niebezpiecznej i to przez wszystkie kłopoty, w które co chwilę wpada.
Aleksandra Ruda ma bardzo lekki styl, pisze bardzo dynamicznie. Dużo dialogów, ale dla równowagi są też opisy, które nie nudzą i nie wytrącają z rytmu. Cały czas coś się dzieje, przemyślenia bohaterki są spontaniczne i żywe. Używa języka potocznego, ale to sprawia, że jej styl jest charakterystyczny.
Trzeba też przyznać, że dla wymagających czytelników książka może być zbyt dziecinna. Główna bohaterka też taka trochę jest, to część jej charakteru, ale jeśli przebrnięcie i poznacie Olę z jej zaletami i wadami to jestem przekonana, że ją polubicie.
Bardzo podoba mi się okładka książki, jest piękna – bardzo przyjemne dla oka wydanie. Ma w sobie taki fantastyczny błysk! Fabryka Słów zawsze wydaje książki z okładami na wysokim poziomie.
Polecam książkę każdemu, kto chce poprawić sobie humor i przeżyć magiczną przygodę. Doskonałe przemyślenia o kobietach, o podejmowaniu wyzwań w życiu, o biznesie, przyjaźni i oczywiście o związkach! Ta pozycja jest tak wielowymiarowa, różna pod wieloma względami i prawdziwa, mimo, że tematyka fantastyczna. Studenckie życie Oli można przenieść na życie naszych studentów, którzy w wielu sytuacjach pewnie rozpoznają siebie. I można się uśmiać, oj można! :) I jeszcze jedno:
„Dobra rada: patrz częściej na to, co się dzieje wokół. Uważnie. To bywa pożyteczne. I przestań w końcu karmić, tulić i pieścić swoje kompleksy.”