„Five broken blades” to książka, która początkowo zwróciła moją uwagę pięknym wydaniem, ale zaraz potem zakochałam się w jej opisie, który przywodził mi na myśl ukochaną „Szóstkę wron” i to zdecydowanie w dobrym tego słowa znaczeniu. Byłam przekonana, że książka mnie zachwyci i zaskoczy wieloma zwrotami akcji i charakternymi postaciami. I cóż mogę dodać... Nie pomyliłam się ani o jotę.
Wbrew sugerującemu tytułowi, na przestrzeni fabuły towarzyszymy szóstce bohaterów, których łączy jeden cel- zabicie króla Joona, pozornie nieśmiertelnego władcy, sprawującego żelazne rządy. Każda z postaci ma własne, często ukryte motywy i cele oraz korzyści z popełnionego morderstwa. Plan wydaje się idealny, ale w brutalnym Yusanie trzeba być gotowym na wszystko.
Nie będzie kłamstwem, jeśli stwierdzę, że przepadłam dla książki już po pierwszych stronach, a to za sprawą charakterystycznych bohaterów. Mamy tutaj brutalnego najemnika, który próbuje odkupić swoje winy, wygadaną złodziejkę o niebywałych zdolnościach, wyszkoloną trucicielkę, brata władcy skazanego na banicję, skrytobójcę szukającego sprawiedliwości oraz syna hrabiego. Barwna przeszłość każdej z postaci sprawiała, że każdą z perspektyw czytałam z niemałą przyjemnością. Autorka umiała ponadto stopniować napięcie i powoli odkrywać przed nami kolejne cele i motywy postaci, które co kilka stron pozostawiały mnie z otwartą szczęką.
Bo tym, co szczególnie urzekło mnie w książce, jest fakt, że przez cały czas odkrywane są przed nami kolejne sekrety, co czyni lekturę tak samo interesującą przez cały czas jej trwania. Dodatkowo pierwszoosobowa narracja była w tym wypadku świetnym wyborem, bo mogliśmy zobaczyć, jak o sobie sądzi postać, a potem ujrzeć ją oczami innych bohaterów, Tutaj szczególnie barwnym przykładem był Eyun, który w rozdziale ze swojej perspektywy na początku nakreślił nam pewien obraz siebie, który dzięki opowieściom innej postaci uległ całkowitemu zamazaniu. Sprawia to, że tak naprawdę żadnemu z bohaterów nie możemy w pełni ufać. Jednocześnie każdej z postaci autorka przypisała unikatowe cechy, które pozwalają rozpoznać, z czyjej perspektywy jest rozdział, nawet nie czytając imienia na jego początku.
Klimatem książka rzeczywiście przywodzi na myśl „Szóstkę wron”, podobnie jak ilością emocji odczuwanych przeze mnie w trakcie lektury. Nie da się jednak ukryć, że świat wykreowany przez autorkę (swoją drogą inspirowany kulturą koreańską) jest o wiele brutalniejszy. Autorka nie przybiera w słowach, a opisy ataków i cierpienia są tu częste. Jednocześnie jest to dobrze wbudowane w świat przedstawiony, co sprawia, że wypada to bardzo naturalnie.
Zakończenie oczywiście zmiotło mnie z nóg. Spodziewałam się, że mnie zaskoczy, ale jednocześnie zszokowała mnie ilość odkrytych przed czytelnikiem informacji. Z niecierpliwością będę oczekiwał na kontynuację, która mam nadzieję, że ukaże się w Polsce.
Chyba nie muszę dodawać, że „Five broken blades” to moje odkrycie tego miesiąca. Wciągająca akcja, masa nieoczekiwanych zdarzeń, cudowi bohaterowie, z którymi zdążyłam zżyć się na przestrzeni lektury i lekki styl sprawiają, że jest to fantastyka w najlepszym wydaniu. Mam wrażenie, że słowa nie oddały w pełni mojej miłości do tej książki, więc dla pewności powtórzę- czytajcie i zachwycajcie się razem ze mną tym fenomenalnie wykreowanym światem!
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Jaguar.