Arras to kraina wyjątkowa, upleciona z cienkich nitek i mieniących się włókien. Nad stanem tkaniny dzień i noc czuwają unikalnie piękne i utalentowane– Kądzielniczki. Żyjące w Zakonie dziewczęta dbają, aby materii nie zagrażały żadne słabe ogniwa. Ponadto zapewniają mieszkańcom pożywienie, pogodę a nawet rozrywkę. Mimo wszystko nie są one najważniejszymi osobami w państwie, są jedynie narzędziem w ręku na pozór miłego Cormaca Pattona, bowiem to właśnie on sprawuje pieczę nad całym systemem.
Każda młoda dziewczyna mieszkająca w Arrasie marzy o dostaniu się do elitarnego grona Kądzielniczek, aczkolwiek żeby dołączyć do ich kręgu trzeba wykazywać umiejętność tkania. Nie wszystkie jednak nastolatki obdarzone są tym wyjątkowym darem. Adelice w porównaniu do swoich rówieśniczek nie pragnie życia w Zakonie. Z pomocą rodziców robi wszystko, aby ukryć swoje nietuzinkowe zdolności. Tymczasem przypadkiem w trakcie egzaminu wszyscy dowiadują się, że bohaterka nie tylko widzi pojedyncze włókna Arrasu, ale także potrafi szyć bez krosna. W wyniku tego nastolatka zostaje siłą zabrana z rodzinnego domu i wcielona w szeregi Kądzielniczek. Tutaj natomiast nikomu nie może ufać.
Pierwsze o czym muszę wspomnieć to niesamowita oprawa graficzna. Może nie widać tego na zdjęciach , ale w rzeczywistości okładka mieni się różnymi kolorami, w zależności od światła w jakim się znajduje. Efekt jest genialny i ponadto fantastycznie pasuje do tematyki, podjętej w powieści. Wielu czytelników może porównywać fabułę „Przędzy” to tak znanych utworów jak m.in. „Igrzyska śmierci”. Ja byłabym w tych osądach nieco ostrożna, ponieważ jedynym elementem łączącym powieść Gennifer Albin i utwór Suzanne Collins jest fakt, że oba przedstawione światy są silnie kontrolowane przez władzę i decydują o losach mieszkańców. Myślę, jednak że opisywaną przeze mnie książkę, śmiało można zaliczyć do antyutopii.
Gennifer Albin stworzyła niesamowicie wciągającą i godną uwagi historię. Co więcej, wykreowani bohaterowie stanowią całkowicie unikalne osobowości. Każda z nich reprezentuje sobą coś innego i każda jest na swój sposób wyjątkowa. Osobiście od samego początku utożsamiłam się z pyskatą i zadziorną główną bohaterką, której charakter bardzo przypominał mi mój własny. Ponadto polubiłam jej brak ogłady i umiejętności trzymania języka za zębami, który był niejednokrotnie przyczyną problemów. Nie można też jednoznacznie określić wszystkich występujących postaci w kategorii dobry – zły. Moja wstępna tego typu analiza, w czasie której zapałałam sympatią do Pyrany, a „znielubiłam” Josta, na przestrzeni akcji uległa kompletnej zmianie. Lekturę kończyłam czując niechęć do drugiej Aspirującej i darząc respektem Pierwszego Kamerdynera .
Zabrakło mi jednak w książce wyjaśnienia pewnego wątku. Mianowicie już od pierwszych stron powieści dowiadujemy się, że Adelice była uczona przez rodziców niezdarności i ukrywania swojego talentu, tak aby nie zdać egzaminu końcowego. Temat ten jest jeszcze na łamach powieści kilkakrotnie poruszany, jednakże nic nie wiadomo, dlaczego państwo Lewys właśnie w ten sposób szkolili swoją córkę i skąd wiedzieli o zagrożeniach płynących z pracy dla Gildii? Patrząc na to z boku wydaje się niemożliwe, ażeby sekretarka i zwykły mechanik byli wtajemniczeni w szczegóły pracy władz. Choć być może kryje się za tym jakaś większa tajemnica, której rozwiązanie dane znajdziemy w kolejnym tomie? Oby!
Anglojęzyczna kontynuacja książki pojawi się pod koniec października tego roku i będzie nosiła tytuł „Altered”. Nie mogę już się doczekać, kiedy powieść zostanie przetłumaczona na język polski i będę mogła zapoznać się z dalszymi przygodami Adelice.